Niepokoje w Czerwonym Borze. Mieszkańcy skarżą się na zachowania migrantów
Ośrodek dla cudzoziemców powinien zostać zamknięty, żeby "ci obcy nie mogli tak chodzić" - tego chcą mieszkańcy Czerwonego Boru (woj. podlaskie), z którymi rozmawiała WP. We wsi doszło ostatnio do protestu przeciwko zachowaniom cudzoziemców. "My, Czarni, czujemy, że nie jesteśmy mile widziani..." - piszą w upublicznionym liście sami migranci.
- Oni wcale nas nie kochają, patrzą wrogo. Jak jadę autem, to prowokacyjnie stoją na ulicy, nie ustąpią. I to mi się nie podoba! A przecież są karmieni i siedzą tu za nasze pieniądze - mówi z wyrzutem w głosie Zenon, 74-letni emeryt. Okna jego mieszkania wychodzą na podwórze ośrodka dla cudzoziemców. - Ja wszystko widzę. Tu nawet przyjeżdża firma sprzątająca, chyba żeby sprzątać im pokoje. To wstyd, żeby wokół dorosłych chłopów jeszcze trzeba było robić porządek. I najważniejsze, nikt nie wie, jak długo oni będą tu sobie bimbać - zarzuca nasz rozmówca.
- O, proszę - palcem pokazuje na czarnoskórego cudzoziemca, opalającego się na ławeczce wystawionej przed recepcją ośrodka. Nieco dalej trzech młodych mężczyzn robi pompki. Jeden cudzoziemiec przechadza się w klapkach na drugą stronę ulicy. Po innego znajomy przyjechał VW Golfem i właśnie razem gdzieś odjeżdżają. Wśród mieszkańców ośrodka nie udało nam się znaleźć nikogo, kto mówi po angielsku i wyjaśniłby tę krzątaninę. "Azyl, azyl" - to wszystko, co mówi cudzoziemiec z ławeczki.
Licząca koło 170 mieszkańców wieś Czerwony Bór (woj. podlaskie) stała się areną niepokojów. Opisywaliśmy, że w w niedzielę odbył się tam marsz osób przeciwnych pobytowi w ośrodku migrantów pochodzących z Afryki. Wcześniej radny powiatowy Sebastian Mrówka nagłośnił w mediach zachowania, które zaniepokoiły mieszkańców wsi. Według niego cudzoziemcy, którzy wychodzą z tzw. otwartego ośrodka, "łapią za klamki samochodów na parkingach pod Biedronką w sąsiedniej wsi, rozglądają się po podwórkach, a nawet na nie wchodzą".
Mieszkańcy skarżą się, że ośrodek funkcjonuje w bezpośrednim sąsiedztwie ich domu (we wsi są dwa bloki mieszkalne). Uważają, że brakuje przejrzystej komunikacji z urzędnikami, dlatego narasta niepokój. - Nie jesteśmy rasistami, nie jesteśmy ksenofobami, po prostu boimy się o siebie. Tu chodzi o bezpieczeństwo - mówi WP jedna z mieszkanek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert wskazał na detale polityki Trumpa. "Przestaje się cackać"
Niepokój w małej wsi. Ośrodek i migranci z granicy białoruskiej
- Z mieszkańców nikt nie ma tyle czasu wolnego, co oni - zastanawia się Jadwiga, również mieszkanka bloku naprzeciw ośrodka. Dodaje, że wiele niepokojących historii o cudzoziemcach zostało "dopowiedzianych i rozrosło się do rangi zagrożenia".
- Ludzie pytali, czemu oni chodzą z plecakami? Czy będą kraść, a może szykują ucieczkę do Niemiec? Słyszałam od syna, że oni zbudowali w lesie szałas. Po co są te dziwne zachowania? Nikt nie rozumie - mówi WP Jadwiga. - Mnie nie zaczepiano... - podkreśla. Uważa jednak, że ośrodek powinien zostać zamknięty, tak aby mieszkający tam obcokrajowcy mogli wychodzić tylko na przepustki.
Dwóch innych sąsiadów ośrodka również drażni to, że cudzoziemcy mają dużo swobody. - Oni łażą po naszym terenie - słyszymy od Roberta.
Wyjaśnijmy, że sformułowanie "nasz teren" w niewielkim Czerwonym Borze oznacza zaledwie dwie ulice, chodnik i parking. W miejscowości znajdują się dwa bloki mieszkalne. Reszta zabudowań to budynki zarządzane przez Urząd do Spraw Cudzoziemców, kilka bloków zajmuje wojsko (ogrodzony teren), pod wsią na uboczu jest zakład karny. Najbliższy sklep spożywczy znajduje się w sąsiedniej wsi Wygoda - ok. 7 km spacerem drogą przez las.
Urząd do Spraw Cudzoziemców wyjaśnia
W niedzielę przed ośrodkiem odbył się marsz ponad setki osób protestujących przeciwko obecności azylantów w Czerwonym Borze. Według relacji uczestnika wydarzenia podczas protestu zaintonowało przyśpiewkę: "Cała Polska śpiewa z nami, wy*** z migrantami". Nikt z rozmówców nie potrafi wskazać ani opisać zdarzenia, które zapoczątkowało niepokoje w Czerwonym Borze.
- Zamknąć bramę, niech wychodzą za przepustkami. Tak było przed laty, jak ośrodek był placówką zamkniętą - domagają się osoby, z którymi rozmawiamy.
W ośrodku znajduje się 120 miejsc, z czego 116 jest zajętych. Wśród mieszkańców jest 26 dzieci. Urzędnicy wyjaśniają, że ośrodek w Czerwonym Borze ma charakter otwarty i cudzoziemcy mogą swobodnie z niego wychodzić - i jest to zgodne z przepisami. Przeciwieństwem otartych placówek są tzw. zamknięte ośrodki dla cudzoziemców, działające podobnie, jak więzienia.
W ośrodkach prowadzonych przez Szefa Urzędu zakwaterowani są wyłącznie cudzoziemcy, którzy nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa lub porządku publicznego. Wszystkie osoby zakwaterowane w ośrodkach mają zweryfikowaną tożsamość i wydane dokumenty zapewniające im legalny pobyt na terytorium RP na czas rozpatrywania wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej
"Wszyscy złożyli wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej na terytorium RP, co oznacza, że legalnie przebywają w Polsce i korzystają z zakwaterowania oraz wyżywienia w ramach pomocy udzielanej przez Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców, zgodnie z obowiązującymi przepisami" - wyjaśnia urząd.
Przedstawiciele UdSC deklarują, iż jeśli zajdzie taka potrzeba, wezmą udział w spotkaniu informacyjnym lub konsultacyjnym z mieszkańcami.
Skąd cudzoziemcy w Czerwonym Borze?
Przypomnijmy, że w 2024 r. Polska przyjęła 2873 migrantów, którzy nielegalnie przeszli granicę z Białorusią. Umożliwiono im złożenie wniosków o ochronę międzynarodową, co potocznie nazywa się azylem (dane Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej). W tym roku wnioski o udzielenie ochrony objęły 193 osoby (główne narodowości to: Etiopia, Somalia, Irak). Następnie rząd podjął decyzję o zawieszeniu prawa do azylu.
W przestrzeni publicznej pojawił się również zarzut, jakoby część migrantów w Czerwonym Borze miała być "cofnięta z Niemiec". Urzędnicy odpowiadają WP, że rzeczywiście, część osób może trafiać do Polski w ramach tzw. rozporządzenia dublińskiego. To unijna procedura, zgodnie z którą osoba ubiegająca się o ochronę międzynarodową powinna to robić w państwie, w którym po raz pierwszy zarejestrowano jej wniosek.
Policja zaprzecza pobiciu pałką. "Sprawdzaliśmy"
Jak relacjonuje na Facebooku Małgorzata Rycharska z organizacji Hope and Humanity, cudzoziemcy z ośrodka w Czerwonym Borze wystosowali list do urzędników UdSC, w którym opisują poczucie zagrożenia i wrogość, jakiej doświadczają ze strony części lokalnej społeczności. Skarżą się na brak dostępu do podstawowych usług, konieczność dalekich wędrówek do sklepu, a przy tym groźby ze strony zamaskowanych osób z niebezpiecznymi narzędziami.
W liście wskazują też na publikowanie ich wizerunków w internecie bez zgody i rozpowszechnianie fałszywych oskarżeń, takich jak kradzieże, gwałty czy szpiegostwo. "My, Czarni, czujemy, że nie jesteśmy mile widziani w tej wiosce" - piszą, apelując o przeniesienie ich do bezpieczniejszego miejsca.
Aktywistka napisała też, jakoby w miniony czwartek doszło już do ataku na cudzoziemców i człowiek został uderzony pałką.
Według podlaskiej policji nie doszło do fizycznego ataku na cudzoziemców, ani też nie zgłoszono takiego przypadku.
- Zaniepokoił nas ten wpis, dlatego policjanci pojechali do ośrodka, jednak w rozmowach z mieszkańcami nie natrafili na historię, która byłaby w ten sposób opisywana - wyjaśnia młodszy inspektor Tomasz Krupa, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
W poniedziałek porządku w Czerwonym Borze i okolicach pilnowały dwa patrole policji. W kolejną niedzielę również ma odbyć się protest.
Socjolog komentuje: to panika moralna
Do niepokojów w Czerwonym Borze odnosiła się w tekście WP dr Dominika Blachnicka-Ciacek, socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego oraz SWPS, specjalizująca się w integracji migrantów i uchodźców. - Opisywana sytuacja jest przykładem paniki moralnej w socjologicznym rozumieniu, gdzie niepotwierdzone informacje i obawy prowadzą do społecznego niepokoju. Odpowiedzialni politycy i samorządowcy powinni obniżać poziom emocji i lęku, a nie je podsycać - komentowała.
Ekspertka podkreślała, że doświadczenie, jakoby "azylanci mieli zbyt dużo wolnego czasu", jest typowe dla takich konfliktów. Wynika to z trwających kilka miesięcy postępowań weryfikujących status cudzoziemca w Polsce. Wskazała, że odpowiedzialny urzędnik lokalny powinien doprowadzić do spotkania między mieszkańcami a osobami z ośrodka, aby umożliwić im poznanie się i obniżyć poziom lęku.
- Badania naukowe wskazują, że głębszy kontakt z osobami z innych kultur zmniejsza poziom uprzedzeń - podkreślała socjolożka.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski