Niepokojące doniesienia. Służby zbierają "haki" na opozycję i przekazują je mediom?
Polskie służby specjalne mają zbierać informacje kompromitujące działaczy opozycji. Część z nich "wypływa" do mediów przychylnych rządowi.
"Gazeta Wyborcza" informuje o akcji zbierania w różnych źródłach informacji, które mogłyby skompromitować działaczy i polityków opozycji.
- Nazywamy to "wirówką Wąsika” (chodzi o posła PiS Macieja Wąsika, obecnie zastępcę koordynatora służb specjalnych i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego - przyp. red.). Kiedy pewne informacje pojawiają się w TVP albo w "Gazecie Polskiej”, koledzy wyłapują fragmenty notatek, które robili. Wiedzą też, kto był gorliwy w szukaniu haków, a kto robił to byle jak - mówi "GW” były analityk z centrali Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Jako przykład takich działań "GW" wskazuje materiały o jednej z liderek Strajku Kobiet Marcie Lempart.
Pierwszy z artykułów o Lempart ukazał się w "Gazecie Polskiej". Można w nim było wyczytać, że liderka Strajku Kobiet "jest oskarżona o zablokowanie kontroli inspekcji pracy w swojej firmie”, były też "prowadzone inne postępowania, które zakończyły się umorzeniem”. Według "GW" do jego opracowania wykorzystano materiały z inspekcji pracy.
Przeciek z ABW?
Kolejny materiał o Lempart ukazał się w portalu wpolityce.pl. Wynika z niego, że Lempart i "jej ówczesna partnerka Katarzyna K.” starały się w przeszłości - bez powodzenia - o pracę w ABW. "Dane były bardzo precyzyjne, z latami aplikacji i przebiegiem procesu rekrutacji" - informuje "GW".
- Teczka kandydata do służby w ABW jest objęta klauzulą niejawności i chroniona. Bez względu na to, czy ktoś został przyjęty, czy nie, przysługuje mu taka sama ochrona jak czynnym funkcjonariuszom. Nie chodzi tylko o daną osobę, ale o cały proces rekrutacji - wyjaśnia gazecie płk Paweł Białek, wiceszef ABW w latach 2007-12. Podkreślił, że "wszczęcie procedur wyjaśniających wyciek odbywa się z automatu”, a sprawa powinna być przekazana do prokuratury.
W ABW, jak dowiedzieli się dziennikarze gazety, wszczęto co prawda postępowanie wyjaśniające, ale funkcjonariuszowi, które je prowadził przełożeni mieli powiedzieć, by się "za bardzo nie przykładał”. Powód? Sprawa miała zostać umorzona.
"GW" zwróciła się w tej sprawie z serią pytań do rzecznika koordynatora służb specjalnych Stanisława Żaryna. Do czasu publikacji artykułu odpowiedzi jednak nie otrzymała.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"