Niepewny los rzecznika MON
"Proszę o następne pytanie" - tak minister
obrony Jerzy Szmajdziński zareagował na pytanie o dalsze losy
rzecznika MON płk Eugeniusza Mleczaka, który podał nieautoryzowane
przez szefa resortu informacje dotyczące rakiet znalezionych przez
żołnierzy polskich w Iraku.
05.10.2003 | aktual.: 06.10.2003 08:13
W tym samym dniu w stolicy Włoch, z udziałem premiera Leszka Millera i szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza odbyła się pierwsza sesja szefów państw i rządów rozpoczynająca konferencję międzyrządową, która ma ostatecznie opracować konstytucję UE.
Informacja podana przez polskie media i potwierdzona później przez rzecznika MON, że cztery francusko-niemieckie rakiety przeciwlotnicze Roland, odnalezione przez polskich żołnierzy w pobliżu Hilli w środkowo-południowej strefie Iraku, mają datę produkcji 2003 rok, wywołała reakcję francuskich polityków.
Prezydent Jacques Chirac zdecydowanie zdementował na konferencji prasowej doniesienia strony polskiej o znalezieniu w Iraku rakiet Roland, wyprodukowanych w 2003 roku. Wkrótce potem minister obrony Szmajdziński wyraził ubolewanie z powodu informacji, podanych przez rzecznika swego resortu.
Szmajdziński powiedział w sobotę dziennikarzom, że Mleczak posłużył się informacjami, jakie uzyskał od żołnierzy przebywających w Iraku, oraz "wiedzą, jaką przekazywali dziennikarze", bo rzecznik MON widział w materiałach telewizyjnych datę 2003 na rakietach i "najprawdopodobniej z tego wyciągnął błędne wnioski".
"Informacje te nie były autoryzowane ani przeze mnie, ani przez Sztab Generalny. W sytuacji, kiedy rząd francuski i prezydent Francji wyraził zdziwienie w związku z tymi informacjami, nie pozostawało mi nic innego jak wyrazić ubolewanie, że informacje o rzekomej dacie produkcji tych rakiet zostały podane" - powiedział szef MON.
Dodał, że polecił zbadanie wszystkich okoliczności tej sprawy i przedstawienie mu raportu.
Według Szmajdzińskiego, "niewykluczone też, że błędne wnioski wyciągnęli żołnierze, którzy w sobotę w TVN24 w relacji bezpośredniej informowali, że w wielu przypadkach taka forma napisu (daty na rakiecie) świadczy o roku produkcji".
Zdaniem szefa MON, napis na rakiecie mógł oznaczać różne rzeczy, np. koniec zdolności tej rakiety do użycia albo numer serii. Dlatego - podkreślił Szmajdziński - należało tę rzecz wnikliwie zbadać przed podaniem jej do publicznej wiadomości.
W związku z całą sprawą podczas rzymskiego szczytu przez moment zaiskrzyło między Polską i Francją.
Prezydent Chirac podkreślił, że polscy żołnierze "wywołali zamieszanie" i powinni byli dokładniej zweryfikować takie twierdzenia przed ich upublicznieniem. Poinformował też, że "rozmawiał na ten temat przyjaźnie, ale zdecydowanie" z premierem Millerem.
W delegacji polskiej można było w pewnym momencie zaobserwować wyraźne poruszenie. Opóźniła się konferencja prasowa premiera, który w tym czasie przez telefon komórkowy prowadził konsultacje w sprawie informacji dotyczących rakiet.
Komentując całą sytuację, Cimoszewicz powiedział dziennikarzom, że "na szczęście wszystko udało się wyjaśnić i po złożeniu przez ministra obrony oświadczenia, obie strony uznały, że jest już po wszystkim". "Ale, trochę nas to zambarasowało, nie ukrywam" - dodał szef polskiej dyplomacji.