Niepełnosprawni nie mają życia w Korei Płn. Uciekinier ujawnił okrucieństwo reżimu Kim Dzong Una
Pod rządami Kim Dzong Una w Korei Północnej znikają niepełnosprawni - takie sensacyjne informacje przekazał zachodnim mediom Ji Seong-ho, 32-latek, któremu udało się zbiec z kraju rządzonego przez komunistycznego dyktatora.
Ji Seong-ho, który sam jest niepełnosprawny, tłumaczy na łamach "The Daily Telegraph", że osoby podobne do niego są postrzegane przez reżim jako plama na wizerunku i są oskarżane o podkopywanie autorytetu władz. 32-latek, który stracił lewą nogę nad kolanem oraz lewą dłoń przy nadgarstku, zbiegł z Korei Północnej, a teraz zbiera materiały do książki poświęconej sytuacji osób niepełnosprawnych w swojej ojczyźnie.
Eksperymenty na ludziach
- Reżim głosi, że pod rządami Kima nie ma ludzi niepełnosprawnych, a wszyscy są "równi i żyją w dobrobycie". Propaganda swoje, a tymczasem niepełnosprawne dzieci są odbierane rodzicom, cierpią w nieopisany sposób i umierają - opowiada Ji Seong-ho. Zdaniem uciekiniera, dzieci, które nie rodzą się w pełni zdrowe, są selekcjonowane jeszcze przez personel szpitali.
Jego tezy znajdują potwierdzenie w ankiecie, którą w 2013 roku wśród uciekinierów przeprowadziła jedna z organizacji zajmująca się monitorowaniem łamania praw człowieka w Korei Północnej. 40 proc. badanych stwierdziło, że wierzy, iż niepełnosprawne i chore noworodki są zabijane lub porzucane. Z kolei 43 proc. skłaniała się ku temu, że w kraju istnieje "wyspa", na którą zsyłani są inwalidzi. Ostatnia teoria zdaje się jest bliźniaczo podobna do historii, którą Ji Seong-ho usłyszał od dwójki innych uciekinierów. Opowiedzieli mu oni o specjalnie zaaranżowanej wsi w górskiej prowincji Ryanggang, do której były wysyłane osoby dotknięte karłowatością.
Ji Seong-ho ujawnił, że najtrudniejsza sytuacja panowała w latach 90. ubiegłego wieku, gdy Korea Północna została dotknięta przez klęskę głodu. - Inwalidzi nie otrzymywali racji żywnościowych, bo nie byli w stanie pracować, przez co nie byli produktywnymi członkami społeczeństwa. Nawet 80 proc. niepełnosprawnych zginęło wtedy z głodu - opowiada uciekinier.
Zbiegły oficer służb specjalnych, który w Korei Północnej pracował przy broni chemicznej i biologicznej, twierdził, że niepełnosprawne dzieci i dorośli byli wykorzystywani do badań. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku ujawnił, że w 1984 roku sam był świadkiem testów wąglika i innych wirusów oraz toksyn na ludziach.
W lutym tego roku ONZ podała, że wciąż docierają do niej informacje o medycznych eksperymentach przeprowadzanych w Korei Północnej "na osobach z niepełnosprawnością". Organizacja zastrzegła jednak, że nie udało się jej potwierdzić tych doniesień.
Uciekinier
Ji Seong-ho, który ujawnił szokujące szczegóły na temat sytuacji inwalidów w Korei Północnej, sam stał się niepełnosprawny w wieku 14 lat. Jak opowiada, stracił przytomność z głodu w pobliżu torów kolejowych, gdzie szukał węgla. Przejeżdżający pociąg zmasakrował mu lewą nogę i dłoń. Kolejarze odwieźli go na taczce do najbliższego szpitala.
Przy pierwszej amputacji do nogi wdało się zakażenie i lekarze musieli przeprowadzić jeszcze jedną, ucinając kończynę za kolanem. Jak wspomina Ji Seong-ho, oba zabiegi były przeprowadzane bez obecności anestezjologa.
W 2006 roku Ji Seong-ho uciekł z kraju, niedługo po nim przez granicę przedostała się jego matka, siostra i brat. Ojciec, który również próbował zbiec w tym samym roku, został złapany i trafił do więzienia, gdzie zginął w czasie tortur.