Niemieckie dzieci na dnie polskiego jeziora
Spokojna tafla jeziora Resko pod Trzebiatowem (woj. zachodniopomorskie) może być myląca. Jezioro, nad którym wczasowicze chętnie zażywają odpoczynku, jest masowym grobem. Jego wody kryją ciała osiemdziesięciorga dzieci, które wielki samolot transportowy pod koniec wojny ewakuował w głąb Niemiec. Maszynę zestrzeliła sowiecka artyleria.
- Za każdym razem, kiedy myślę, że na dnie tego pięknego jeziora znalazły swój grób dzieci, przechodzą mnie ciarki - mówi burmistrz Trzebiatowa Zdzisław Matusewicz. Ta myśl nie daje mu spokoju do tego stopnia, że podjął starania, by wydobyć ciała dzieci i upamiętnić ich śmierć.
Jak doszło do tej tragedii?
To był początek marca 1945 r. Na wąskim pasie lądu – między brzegiem Bałtyku a jeziorem Resko – zgromadziło się 40 tysięcy dzieci i ich opiekunów. Gdy alianckie lotnictwo rozpoczęło dywanowe bombardowania niemieckich miast, zostały wysłane do znanego kurortu Kolberg (dzisiejszy Kołobrzeg), by tam bezpiecznie doczekać, aż Hitler i jego III Rzesza pokonają swych wrogów.
Zamiast sukcesów Niemcy zaczęli odnosić klęskę za klęską i wojna dotarła także do Kołobrzegu. Niemcy zamienili miasto w twierdzę – Festung Kolberg – mającą do końca opierać się ofensywie ze Wschodu.
Kilkadziesiąt tysięcy dzieci znalazło się więc w pułapce. Niemiecki dowódca podjął decyzję, że trzeba je ocalić - wysłać w głąb Niemiec samolotami.
Wielkie transportowe Dorniery Do-24 startowały dzień i noc, mimo trwającego bez przerwy sowieckiego ostrzału. Ale 5 marca doszło do tragedii. Jeden ze startujących samolotów otrzymał postrzał w silnik. Dornier z osiemdziesięciorgiem dzieci na pokładzie spadł do jeziora, na oczach tysięcy ich koleżanek, kolegów, opiekunów. Nikt nie ocalał...
Od kilkunastu lat wrak Dorniera wzbudza zainteresowanie miłośników historii. Nurkowie wyciągają fragmenty kadłuba, przestrzelone blachy poszycia, rzeczy osobiste uciekinierów. Wśród przedmiotów wydobytych z mułu były mały skórzany bucik i fragmenty kartki z elementarza. Na kartce widać fragment napisu: „Ich sehe...” (ja widzę – niem.). Niestety, nikt nigdy nie dowie się, kto i co zobaczył, nim zginął.
Wszystko wskazuje jednak na to, że wrak zostanie wydobyty. Trwa już ustalanie szczegółów przedsięwzięcia, a pomoc w wydobyciu oferują niemieckie organizacje pamięci.
– Na świecie są tylko dwa takie samoloty i kilka szczątków w muzeach. To sensacja, pomijając nawet dramatyczną historię, jaką niesie ze sobą ten wrak – mówi Mirosław Huryn, szef Fundacji Muzeum-Fort Rogowo, która od początku zajmuje się sprawą Dorniera.
Zdaniem dyrektora Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu ciała dzieci mogły zachować się dzięki specyfice podłoża jeziora Resko. Muliste dno mogło sprawić, że szczątki ofiar uległy mumifikacji.
– Podobny przypadek miał miejsce w Kołobrzegu, gdy w wydobytym w pobliżu portu niemieckim samolocie znaleziono dobrze zachowane zwłoki. Dzisiaj spoczywają na pobliskim cmentarzu – wyjaśnia Paweł Pawłowski, dyrektor muzeum.
Czy spoczywające na dnie jeziora Dornier odkryje wkrótce w pełni swoją makabryczną tajemnicę?
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Zgroza! Tak zgubili serce do przeszczepu