Niemieckie bombardowania Skierniewic we wrześniu 1939 roku
Kiedy po południu w niedzielę 3 września 1939 r. nad Skierniewicami pojawiły się niemieckie bombowce, nawet w najczarniejszych scenariuszach nikt nie przypuszczał, że obiektem ataków z powietrza może stać się kościół, szpital czy szkoła. Z pewnością wierni zgromadzeni w kościele Św. Jakuba na popołudniowym nabożeństwie nie spodziewali się, że za moment na ich głowy posypią się cegły i odłamki murów po wybuchu bomby. I chociaż - jeśli wierzyć niemieckim dokumentom - celem bombardowania miały być węzeł kolejowy i linia torów Skierniewice-Koluszki, bomby zostały zrzucone w głównej mierze na spokojne miasto i jego cywilnych mieszkańców - pisze Szymon Nowak w artykule dla WP.
01.09.2015 11:40
Skierniewice w 1939 r. liczyły około 22 tys. mieszkańców. W mieście tym, położonym w zachodniej części Niziny Mazowieckiej, skoszarowane były polskie jednostki należące do 26 Dywizji Piechoty płk. dypl. Adama Brzechwy-Ajdukiewicza. Były to: 18 Pułk Piechoty, 26 Pułk Artylerii Lekkiej im. Króla Władysława IV, 26 Dywizjon Artylerii Ciężkiej oraz pomniejsze oddziały. Skierniewicką 26 Dywizję Piechoty podporządkowano organizacyjnie Armii "Poznań", dowodzonej przez gen. T. Kutrzebę. Jeszcze w lipcu dywizja odmaszerowała w rejon Wągrowiec-Żnin, aby tam przygotować się do obrony. Już po wybuchu wojny, w pierwszych dniach września Skierniewice były ośrodkiem formowania pododdziałów 44 rezerwowej DP, które 5 września odeszły w rejon koncentracji koło Otwocka.
Pomimo pewnych przygotowań do wojny, napaść Niemiec na Polskę 1 września 1939 r. była dla mieszkańców Skierniewic zaskoczeniem. Pierwsze dni wojny to wymarsze zmobilizowanych oddziałów na front, wycie syren oznajmujące alarmy przeciwlotnicze (najczęściej bezpodstawne) i klucze nieprzyjacielskich samolotów srebrzących się wysoko na niebie w locie nad Warszawę. W tym czasie mieszkańcy robili zapasy i wykupywali ze sklepów wszelkie produkty żywnościowe. Do miasta docierały również pierwsze lakoniczne wiadomości radiowe o przerwaniu frontów i wycofywaniu się armii polskiej. Już pierwszego września nieopodal Skierniewic, we wsiach Pękoszew i Chojnata, niemiecki samolot zrzucił bomby na ludzi młócących zboże. Pięć osób zginęło i tyle samo zostało rannych. Pierwsza bomba na miasto spadła w nocy z 2 na 3 września, ale nie wyrządziła żadnych szkód. Pozostał po niej wielki lej o średnicy około 8 m. Meldunek sieci polskiego dozorowania przeciwlotniczego mówił: "Skierniewice 2 IX godz. 23.55 nalot 1 samolotu
nieprzyjacielskiego, zrzucił kilka bomb burzących. Po zrzuceniu 2 bomb na pd. od Skierniewic światło wskazujące dworzec kolejowy zapaliło się trzykrotnie - zachodzi możliwość dywersji."
Niedziela 3 września
Kiedy wstał piękny słoneczny niedzielny dzień, 3 września, nikt nie przeczuwał co może się zdarzyć. Przed południem z radia mieszkańcy Skierniewic dowiedzieli się, że Francja i Anglia wypowiedziały Niemcom wojnę. Ta informacja poprawiła nastroje społeczeństwa. Teraz wszyscy już tylko czekali na wielką ofensywę zachodnich sojuszników i pomyślne zakończenie wojny. Była piękna słoneczna pogoda, ludzie spacerowali, rozmawiali, modlili się w kościołach. Po niedzielnych mszach śpiewano z nadzieją na przyszłość "Boże coś Polskę". Po południu w kościele Św. Jakuba przy ul. Senatorskiej trwało nabożeństwo Nieszporów, a świątynia była wypełniona wiernymi.
Kościół p.w. św. Jakuba Apostoła w Skierniewicach został ufundowany w roku 1781 przez arcybiskupa Antoniego Ostrowskiego, a zaprojektowany przez architekta Efraima Schroegera. Wystawiony kościół był murowany, zbudowany w stylu klasycystycznym, o nawie opartej na rzucie koła, z prezbiterium zwróconym na zachód, przy którym umiejscowiono kwadratową czterokondygnacyjną wieżę. Kościół miał być formą upamiętnienia arcybiskupa Ostrowskiego, swoistym mauzoleum grobowym, dlatego kształt budowli nawiązywał do rzymskiego Panteonu. W kościele tym chrzczony był m. in. Jan Kozietulski późniejszy bohater spod Somosierry oraz córka napoleońskiego marszałka L. Davouta - o imieniu Napoleona Adela.
Prace przy odbudowie Kościoła Św. Jakuba zbombardowanego przez Niemców 3 września 1939 r. fot. Izba Historii Skierniewic
Około godziny 15:40 w rejon skierniewickiego dworca kolejowego nadleciało kilka niemieckich bombowców Heinkel 111. Według meldunków polskiej sieci dozorowania przeciwlotniczego były to trzy samoloty. Nieprzyjacielskie maszyny zbombardowały dworzec oraz doprowadziły do wykolejenia się i pożaru pociągów.
Tuż przed godziną 16 ponownie zawyły syreny zwiastujące niemieckie samoloty. Około godziny nad miasto nadleciały samoloty bombowe typu Dornier Do 17 Z, wraz z towarzyszącą im eskortą samolotów myśliwskich. Polacy, świadkowie wydarzeń naliczyli 26 lub 27 nieprzyjacielskich maszyn.
Samoloty z czarnymi krzyżami zniżywszy lot wybierały cele. Rozpoczęło się systematyczne i bezkarne bombardowanie prawie bezbronnego miasta. Wyjące samoloty, lecące bomby, huk wybuchów i ogromne kłęby dymów - to zapamiętali mieszkańcy Skierniewic. Nieliczne stanowiska karabinów maszynowych, umiejscowione w wieży ciśnień, na strzelnicy oraz w innych punktach miasta otworzyły słaby i nieskuteczny ogień. Wydawać się mogło, że głównymi celami niemieckich bomb powinny być strategiczne obiekty: dworzec, linie kolejowe i koszary wojskowe. Z pewnością nie skierniewicki kościół czy szpital... Jednakże dla niemieckich "rycerzy" spod znaku swastyki oraz czarnego krzyża cywilne budynki i bezbronni mieszkańcy byli łatwymi celami. Bomby zaczęły spadać na domy i ulice miasta, a nawet na kościół pełen bezbronnych wiernych.
Bomby w celu
Co mogli czuć wierni zgromadzeni w kościele, słysząc wycie syren, coraz groźniejszy pomruk samolotów, wreszcie bliskie i głośne wycie silników i wybuch bomb, najpierw w oddali, później już centralnie - kiedy właśnie oni stali się celem... Paniczny strach? Że oto nadeszła ostatnia chwila ich życia? Może próbowali zawierzyć się Bogu? A kiedy wybuchła bomba, zawalający się gruz z przedsionka i chóru, gryzący dym, krzyki pierwszych ofiar i cel: byle uciec jak najprędzej i jak najdalej...
Helena Karmańska-Lustych wspomina: "Znalazłam się po wyjściu z apteki na środku ulicy Senatorskiej. Nagle usłyszałam warkot samolotu, a za moment z tego samolotu spadła bomba na kościół św. Jakuba. Potężny wybuch i cała ulica znalazła się w tumanach pyłu. Jezdnia i chodnik pokryły się szkłem z okien kamienic. Z tych tumanów kurzu wyłoniła się bryczka, którą ciągnęły dwa wystraszone, rozpędzone konie. Jadąc po nierównej powierzchni, koła bryczki znajdowały się na górze, to znów spadały na boki. Konie nie przerwały szalonego biegu. Z oddalenia zobaczyłam starą kobietę, ubraną na czarno, słaniającą się i krzyczącą z przerażenia (...). W drzwiach cukierni Skorupki (ul. Senatorska 6) kobieta upadła i tam ekspedientka udzieliła jej pomocy (...). Nieco dalej, na jezdni leżał duży żelazny krzyż z frontonu kościoła. Przez wyrwane drzwi weszłam do środka. Bomba padła podczas nabożeństwa, w kościele w tym czasie było dużo ludzi. Zniszczenia i straty były znaczne. Fronton kościoła był odchylony w stronę ulicy. W środku
zniszczenie i groza. Na posadzce gruzy, tynki i części ciał zabitych osób. Słychać jęki rannych. Pomnik arcybiskupa Ostrowskiego, wprawdzie nie zburzony, ale jakoś zmienił położenie w stosunku do kościoła. Zjawili się ludzie, aby udzielić ratunku. Pierwszej pomocy potrzebującym, z wielką ofiarnością, udzielał felczer p. Ignacy Olczakowski, zorganizował też dalszą nad nimi opiekę. Widziałam, jak rannych, a może i zabitych, ładowano na furmankę i wywożono z kościoła. Szczątki ludzkie, których nie można było zidentyfikować, zabierano razem z gruzem i zakopano je na przykościelnym cmentarzu przed figurą Matki Boskiej."
Kiedy odleciały samoloty
W Kościele Św. Jakuba zginęło co najmniej 7 osób. Właśnie tyle nazwisk ofiar znamy. Byli to: Franciszek Madej (emeryt, 75 lat), Antoni Wojciechowski (emerytowany kolejarz, 66 l.), Maria Kowalska (37 l.), Wiktor Ryniewicz (rzeźnik, 37 l.), Stanisława Walczewska (42 l.), Wojtek Walczewski (7 l.), Józef Piotrowicz (nauczyciel). Ogółem tego feralnego dnia od bomb zginęło w mieście około 25 osób. Bomba, która spadła na kościół, wybuchając zrobiła wielką wyrwę w dachu nad chórem. Główne drzwi świątyni zostały wyrwane i posypały się wszystkie szklane okna. Bomba musiała być duża (może 250 kg?), gdyż w wyniku wybuchu cały fronton kościoła oddzielił się od reszty budowli i niebezpiecznie pochylił w kierunku ulicy. Zniszczenia kościoła były poważne, prace nad odbudową świątyni prowadzone były w czasie okupacji w latach 1939-40 oraz po wojnie w roku 1947-48.
Co ciekawe, Kościół Św. Jakuba jest oddalony w prostej linii od dworca kolejowego o około 1,3 km, od linii kolejowej Skierniewice-Koluszki o około 700 m, od torów prowadzących na Łowicz ponad 1 km, od koszar wojskowych o około 2 km. Chyba niemożliwy byłby tak odległy rozrzut bomb, czy pomyłka niemieckich lotników.
Oprócz kościoła, jednym z głównym celów bombardowania był skierniewicki szpital. W szpitalu zburzony został częściowo budynek główny, a pawilon zakaźny został poważnie uszkodzony. Od dworca kolejowego szpital oddalony był o około 700 m. Ponadto w wyniku bombardowania zniszczeniu lub uszkodzeniu uległo wiele budynków w Skierniewicach: kamienica naprzeciw kościoła, kamienica przy ul. Prymasowskiej, róg ul. Jagiellońskiej, Osada Pałacowa w parku (gdzie bombami trafione zostały oficyny i budynki gospodarcze), domy przy ulicy Sienkiewicza i Mickiewicza, Szkoła Handlowa przy ul. Lelewela, stacja kolejowa - tory i transporty, domy przy ul. Bielańskiej oraz niewielka część koszar, które Niemcy prawdopodobnie celowo oszczędzali planując wykorzystać je dla swoich wojsk po zajęciu miasta. Ponadto została przerwana linia kolejowa Skierniewice-Koluszki.
Choć większość bomb spadła na ulice, place i skwery, nie wyrządzając poważniejszych szkód - pierwsze masowe bombardowanie miasta wywołało grozę wśród mieszkańców. Strach przed kolejnymi nalotami spowodował masowy exodus mieszkańców do okolicznych wsi oraz na wschód - by uciec przed posuwającą się armią Hitlera. Zarządzono ewakuację urzędów, a miasto opustoszało.
Kościół Św. Jakuba w Skierniewicach współcześnie fot. Zbiory Szymona Nowaka
Bombardowanie Skierniewic powtórzono m. in. 6 września, kiedy to niemieckie samoloty obrzuciły miasto bombami zapalającymi. Wiele budynków płonęło, a pożarów nie było komu gasić. Dzień wcześniej zbombardowano linię kolejową Skierniewice-Łowicz i zniszczono pociąg. Ostatnie bombardowanie lotnicze miasta miało miejsce 8 września. Ponadto Skierniewice były celem niemieckiej artylerii: w nocy z 8 na 9 września miasto ostrzelały jednostki maszerujące na Warszawę szosą Rawa Mazowiecka-Mszczonów, natomiast z 9 na 10 września ostrzału miasta z rejonu wsi Święte Laski dokonała artyleria dalekonośna niemieckiej 10 DP. Wojska niemieckie zajęły Skierniewice 10 września.
Ogółem od bombardowań lotniczych i ostrzału artyleryjskiego w mieście we wrześniu 1939 r. zginęło około 150 osób, a 200 zostało rannych. Zniszczonych zostało około 100 budynków, czyli prawie 10 proc. przedwojennej zabudowy Skierniewic. Pamięć o zbombardowanych bezbronnych wiernych w kościele Św. Jakuba w Skierniewicach jest ciągle żywa. Przypomina o tym tablica znajdująca się w Świątyni, na której wyryty napis mówi: "Kościół ten dostojny w dziejach Polski, zbombardowany przez Niemców dn. 3 IX 1939 w czasie Nieszporów, odbudowany został w latach 1939-40, 47 i 48 staraniem księdza Józefa Kopalińskiego skierniewickiego proboszcza i dziekana, dzięki niezwykłej ofiarności parafian." Jednocześnie o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat przypominają kapłani i wierni, modląc się każdego roku w rocznicę wydarzeń w intencji ofiar barbarzyńskich niemieckich nalotów.
Szymon Nowak dla Wirtualnej Polski
Relacja Lucyny Karmańskiej-Lustych na podstawie książki "Skierniewice w czasie II wojny światowej" Karola Zwierzchowskiego.