Niemiecki dziennik nie ma złudzeń co do spotkania Angeli Merkel z Jarosławem Kaczyńskim
"Sueddeutsche Zeitung" uważa, że wysunięta przez Jarosława Kaczyńskiego oferta spotkania z kanclerz Angelą Merkel nie wynika z nagłego przypływu sympatii prezesa PiS do Niemiec, lecz jest konsekwencją braku innych sojuszników Polski. "Kaczyński znalazł się w sytuacji przymusowej", "to będzie ciche spotkanie kryzysowe" - pisze Florian Hassel, warszawski korespondent dziennika.
07.02.2017 | aktual.: 07.02.2017 09:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kanclerz Niemiec Angela Merkel przyjeżdża dziś po południu do Polski. W planie szefowej niemieckiego rządu są spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą i premier Beatą Szydło. Angela Merkel odbędzie też rozmowy z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.
Hassel zwraca w "SZ" uwagę, że Kaczyński, który dotychczas "unikał kontaktów z Niemcami", sam zaproponował Merkel spotkanie w warszawskim hotelu Bristol, które będzie najważniejszym punktem programu.
"Plan przeorientowania polskiej polityki zagranicznej w oparciu o Wielką Brytanię jako głównego partnera był od samego początku nierealistyczny, a w chwili Brexitu zakończył się fiaskiem" - ocenia korespondent "SZ". Wcale nie lepiej wyglądają - jego zdaniem - plany przekształcenia Polski w regionalne mocarstwo w Europie Środkowej. Zawiódł też plan oparcia się na Stanach Zjednoczonych, szczególnie od czasu, gdy zaczął rządzić Donald Trump - wylicza.
"W tej sytuacji niemiecka kanclerz, opowiadająca się za utrzymaniem sankcji wobec Rosji, jawi się jako orędowniczka polskich interesów" - czytamy w artykule.
Jak dodaje Hassel, w relacjach polsko-niemieckich "nie ma właściwie żadnych poważnych konfliktów". Zwraca uwagę na doskonale rozwijające się stosunki gospodarcze i podkreśla, że wartość obrotów handlowych przekroczyła w zeszłym roku prawdopodobnie po raz pierwszy próg 100 mld euro.
Pomimo tego wizyta zasługuje na miano kryzysowej - zastrzega Hassel wyjaśniając, że taka ocena wynika z jej europejskiego kontekstu. "Niemiecka kanclerz chce przynajmniej ustabilizować UE, a nawet w miarę możliwości umocnić ją w obliczu kryzysu migracyjnego i innych problemów" - czytamy w "SZ".
"Kaczyński chce natomiast, nie będąc niepokojonym, kontynuować budowę swojego narodowo-konserwatywnego pseudoautorytarnego panowania - bez przeszkód także ze strony UE" - pisze Hassel. Jego zdaniem prezes PiS docenia Wspólnotę jedynie jako "organizację gospodarczą i jako płatnika".
Kaczyński postawi "nierealistyczne żądania"?
Autor artykułu przewiduje, że Kaczyński zaproponuje kanclerz zmianę traktatów. Będzie domagał się większych kompetencji dla narodowych parlamentów, co - według komentatora - należy rozumieć jako "prawo weta dla polskiego parlamentu wobec unijnych decyzji".
Według "SZ" postulaty prezesa PiS są "natury taktycznej", gdyż strona polska jest świadoma tego, że Merkel nie zgodzi się na osłabienie traktatów. "Warszawa działa zgodnie z dewizą: stawiamy nierealistyczne żądania i godzimy się - zgrzytając zębami - na status quo. W zamian zostawi się nas w spokoju, na przykład w sprawie wdrożonego przez Brukselę postępowania kontroli praworządności" - pisze Hassel.
Niemiecki komentator przypomina, że do 21 lutego rząd w Warszawie ma dać odpowiedź na dodatkowe rekomendacje KE. Warszawa twierdzi, że z Trybunałem Konstytucyjnym "nie ma żadnych problemów" - dodaje Hassel.
Jak zareaguje Merkel?
"Jak zareaguje kanclerz? Jak zareagują na to wszystko Niemcy?" - pyta "SZ". "Oficjalnie i publicznie nie będzie żadnej reakcji. Berlin pozostawia to Komisji Europejskiej, zdając sobie sprawę, że niemieckie napominania kraju tak mocno doświadczonego przez Niemców dolewają tylko oliwy do ognia" - przepowiada Hassel.
"Jak długo jeszcze najważniejsze państwo członkowskie UE może milczeć w sytuacji, gdy jego sąsiad systematycznie demontuje demokratyczne zasady, na których zbudowana jest UE i odrzuca wszelkie interwencje z Brukseli?" - pyta autor komentarza.
Na płaszczyźnie roboczej Niemcy i Polacy mogą przez długie lata kontynuować współpracę także za rządów sprawowanych faktycznie przez Kaczyńskiego - uważa Hassel. "Byłaby to dostosowana nowa wersja pragmatycznej niemieckiej Ostpolitik, tym razem jednak nie wobec komunistycznego reżimu lecz wobec najważniejszego członka UE w Europie Środkowej i Wschodniej, który zbacza z drogi wspólnych demokratycznych standardów" - czytamy w "SZ".
"Na dłuższą metę taka polityka Niemiec nikomu nie wyjdzie na dobre - ani samym Niemcom, ani Polsce, a już na pewno nie idei demokratycznej Europy" - konkluduje Florian Hassel na łamach "Sueddeutsche Zeitung".
Z Berlina Jacek Lepiarz / oprac. Natalia Durman