Niemiecka prokuratura: polski opiekun "zimnym mordercą"
Niemiecka prokuratura jest przekonana o winie polskiego opiekuna, oskarżonego o sześciokrotne morderstwo. Grzegorz W. miał zabijać swoich podopiecznych zastrzykami z insuliny. Proces toczy się przed sądem w Monachium.
24.09.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:57
Z materiału zgromadzonego w śledztwie wynika, że Grzegorz Stanisław W. jest "zimnym, pozbawionym empatii seryjnym mordercą" - powiedziała niemiecka prokurator w czwartek. Prokuratura żąda dożywotniego pozbawienia wolności w izolatce.
Kradzieże jako motywacja
Po 46 dniach rozpraw, proces rozpoczęty w listopadzie 2019 roku zbliża się do końca. Po prokuraturze i oskarżycielach posiłkowych, w najbliższym czasie głos zabierze jeszcze obrońca. Wyrok jest oczekiwany 6 października.
Zdaniem prokuratury, oskarżony w najmniejszym stopniu nie niósł swoim podopiecznym pomocy. Wynajmowany przez polskie agencje opiekun odmawiał na przykład wstawania w nocy do pacjentów, bo nie życzył sobie, by mu przeszkadzano. W tym celu wyłączał przyciski alarmowe i aplikował pacjentom środki nasenne.
38-latek już w Polsce był karany więzieniem za kradzież i oszustwa. Po wyjściu z zakładu karnego skończył 120-godzinny kurs kwalifikujący go do wykonywania zawodu opiekuna. Jego motywacją nie była jednak praca, lecz dostęp do domów w celach rabunkowych. W aktach sprawy odnotowano jego stwierdzenia: "Bogatym Niemcom trzeba kraść ich euro" albo "Forsa jest najważniejsza, bo bez niej umrę".
Przeczytaj też: Kiedy koronawirus napotyka na grypę
Grzegorz W. jest otyłym diabetykiem, w momencie aresztowania ważył 156 kg przy wzroście 1,62 cm. Swoje dawki insuliny aplikował ofiarom, które nie chorowały na cukrzycę. Według śledczych, były to dawki śmiertelne. W. jest oskarżony o sześciokrotne zabójstwo i o trzykrotne planowane zabójstwo, jak również o niebezpieczne zranienia oraz o wiele oszustw i kradzieży.
Śmiercionośna insulina
Podczas procesu W. nie ustosunkował się do zarzutów. We wcześniejszych przesłuchaniach przyznał się jednak do podawania insuliny, raz też sam siebie określił mianem mordercy.
Do serii zarzucanych mu czynów doszło w kilku krajach związkowych w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy, od kwietnia 2017 do lutego 2018. W. stale zmieniał miejsce pracy, u niektórych rodzin był zaledwie od jednego do trzech dni. Zawsze sam składał wymówienie.
Z informacji zebranych przez prokuraturę wynika, że w wielu przypadkach w ogóle nie został przyjęty do pracy z powodu nieprzyjemnego zachowania. Pomoc domowa jednego z zamordowanych powiedziała, że ten ostatniego dnia swojego życia określił Grzegorza W. mianem "diabła". Następnej nocy już nie żył, zamordowany przez człowieka, który miał być jego opiekunem.
Przeczytaj też: Homofobia w Niemczech: jeszcze dużo do zrobienia