Niemiecka dziennikarka wyprowadziła prezydenta Dudę z równowagi. "Grillowała go. Umowa była inna"
Nie milkną echa po słowach prezydenta Dudy o gwałtach w Niemczech i energooszczędnych żarówkach. Udało nam się dotrzeć do polskich ekspertów, którzy mocnej wymianie zdań między polską głową państwa, a dziennikarką Deutsche Welle, przysłuchiwali się z pierwszych rzędów. - Było ostro - przyznają.
25.10.2018 | aktual.: 25.10.2018 16:43
Prezydenci Andrzej Duda i Frank-Walter Steinmeier uczestniczyli w 19. Forum Polsko-Niemieckim w Berlinie. W teorii miało być miło i przyjemnie. W praktyce wyszło zupełnie odwrotnie.
- Umowa była taka, że prowadzącymi debatę są dziennikarze z Polski i Niemiec. Z tego co wiem, to miało być po jednym pytaniu historycznym, jednym na tematy bieżące i jednym o planach wspólnych obchodów 100-lecia polskiej niepodległości. Wiadomo było, że padną też pytania o praworządność w Polsce i niemiecki Nord Stream 2, ale chciano, by obyło się bez dociskania - zdradza w rozmowie z Wirtualną Polską dr Marcin Kędzierski, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego.
- Steinmeier siedział i tylko przysłuchiwał się "grillowaniu" polskiego prezydenta przez niemiecką prowadzącą Rosalię Romaniec, która zamiast na zmianę z drugim prowadzącym, sama zadawała kolejne pytania. Nie wiem, czy dostała na to zgodę od niemieckich współorganizatorów debaty, czy była to jej własna inwencja, ale wydaje się, że umowa była zupełnie inna - dodaje Kędzierski.
Niemiecka dziennikarka "bohaterką" spotkania
Rosalia Romaniec jest dziennikarką niemieckiej stacji nadawczej Deutsche Welle. Kiedyś pisała o Polsce, potem o Europie Centralnej i Wschodniej, a teraz ogólnie zajmuje się polityką z pozycji Berlina.
To po serii jej pytań prezydent Duda zdenerwował się tak, że wytknął Niemcom sytuację, gdy imigranci z Afryki i Bliskiego Wschodu molestowali bezbronne kobiety w Kolonii, a niemiecka prasa nawet o tym nie pisnęła.
- Wydaje się, że nasz prezydent był chyba już mocno poirytowany buczeniem i atakami z sali. Pewnie dlatego użył takiej frazy. Chciał się odgryźć w bolące miejsce. To mu się udało, ale zdecydowanie było nie na miejscu. Niemcy mają głębokie przekonanie, że ich media są wzorem obiektywizmu. To, że nie wspomniano w nich słowem o atakach i gwałtach imigrantów w Kolonii, było czymś, co zburzyło to zaufanie - stwierdza w rozmowie z WP Marcin Kędzierski.
Jego zdaniem, Niemcy mają zakorzenione przekonanie, że są "proeuropejskimi prymusami". Jeśli ktokolwiek - tak jak Andrzej Duda - to kwestionuje, przyjmują to jako personalny atak, a nie zarzut merytoryczny.
- Często jest tak, że Grecy, Hiszpanie czy Włosi krytykują Niemcy za politykę wobec strefy euro i Niemcy nie potrafią tego zrozumieć, bo w ich przekonaniu są tymi, którzy zbawiają Europę. To przekonanie chyba nie jest cyniczne, tylko faktycznie głęboko w nich tkwi. Nie są w ogóle w stanie dopuścić myśli, że w Unii Europejskiej mogą odpowiadać za cokolwiek złego, dlatego czują się emocjonalnie dotknięci - podkreśla.
"Prezydent nie był prowokowany"
Dyskusji na forum zatytułowanym "Europa 1918-2018: historia z przyszłością", przysłuchiwał się na miejscu również Adam Traczyk, prezes think-tanku Global.Lab.
Jego zdaniem, osoby zebrane na sali miały prawo być zaskoczone słowami Andrzeja Dudy. - Ale nasza głowa państwa podobne opinie wyraża tu w Polsce. Wydaje się więc, że nie mówił tego w przypływie nadmiernych emocji, ale że tak po prostu myśli - mówi Traczyk.
Jego również zapytaliśmy, czy organizatorzy spotkania umawiali się na serię trzech prostych pytań i Duda mógł być zaskoczony atakiem, jaki przypuściła na niego Romaniec.
- Słyszałem zarówno głosy twierdzące, że była taka umowa, jak i takie, które temu przeczyły. Z drugiej strony, zarzut o gwałtach sformułowany przez prezydenta Dudę padł przecież po pytaniu z sali, a te pytania były przewidziane - podkreśla.
W odczuciu Traczyka, w serii pytań do Andrzeja Dudy nie było nic dziwnego. - Nie uważam, żeby był jakoś specjalnie prowokowany. Pytania, które padały, nie odbiegały szczególnie od tych, na które często odpowiada w Polsce - uważa rozmówca WP. Przyznaje jednak, że spotkanie, które miało być miłe i spokojne, w rzeczywistości przebiegło w zupełnie innej, napiętej - atmosferze.