Niemcy: radioaktywne Stasi
Tajna policja NRD - Stasi - używała radioaktywnych izotopów, by śledzić działaczy opozycji.
W latach 70. i 80. - jak utrzymuje tygodnik New Scientist - Stasi wykorzystywała wszelkie dostępne środki techniczne do szpiegowania osób podejrzanych o działalność opozycyjną, w tym oznaczanie dysydentów silnie promieniotwórczymi chemikaliami.
W ten sposób można było śledzić osobę bez narażania się na bezpośredni kontakt wzrokowy. Wystarczył licznik Geigera, który odnajdował pozostawiony przez śledzonego radioaktywny ślad.
Do znakowania dysydentów wykorzystywano rozmaite metody. Opryskiwano daną osobę aerozolem, znakowano dokumenty, samochody, pieniądze. Pokrycie substancją promieniotwórczą podłogi w miejscu zebrań dysydentów umożliwiało śledzenie każdego, kto stamtąd wyszedł. Do znakowania kół samochodów opracowano wiatrówkę, strzelającą radioaktywnym srebrnym drutem na odległość 25 metrów.
Ulubionym izotopem Stasi był skand-46, emitujący promieniowanie beta i gamma. Śledzony otrzymywał w wyniku działań Stasi dawkę od 50 do 500 milisievertów, podczas gdy zalecane przez międzynarodowe instytucje maksimum wynosi około 1 milisieverta tygodniowo. Planowanym celem akcji oznaczania banknotów było stwierdzenie, jak i do kogo trafiają pieniądze opozycjonistów oraz na co są wydawane. Jak później obliczono, kilka znaczonych radioaktywnie banknotów w kieszeni spodni mogłoby u mężczyzny dać efekt zbliżony do kastracji.
New Scietist podejrzewa, że użycie promieniowania przez Stasi nie ograniczało się do znakowania śledzonych. Już wcześniej, po odkryciu w więzieniach dziwnych aparatów rentgenowskich podejrzewano, że mogły być stosowane do napromieniowywania więźniów. To wyjaśniałoby zgony na raka wielu działaczy opozycji. Jak na razie jednak nie dało się potwierdzić oficjalnie tych przypuszczeń. (ajg)