Niemcy przekażą Ukrainie 2700 rakiet przeciwlotniczych
Niemiecki rząd przekaże Ukrainie 2700 przeciwlotniczych kierowanych pocisków rakietowych typu "Strzała" - podał dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Czy to granica możliwości niemieckiego wsparcia dla Kijowa?
03.03.2022 | aktual.: 03.03.2022 12:00
Zgodę na przekazanie broni Ukrainie wydało niemieckie ministerstwo gospodarki – dowiedziała się w czwartek redakcja "Sueddeutsche Zeitung". Rakiety produkcji sowieckiej były na wyposażeniu Narodowej Armii Ludowej (NVA) NRD.
Decyzja jest następstwem zasadniczej zmiany w podejściu władz w Berlinie do kwestii wsparcia Ukrainy bronią defensywną. W ubiegłą sobotę rząd postanowił przekazać Ukrainie 1000 rakiet przeciwpancernych typu "Panzerfaust" oraz 500 rakiet ziemia-powietrze typu "Stinger" przeznaczonych do walki z samolotami. Zezwolił ponadto Estonii na przekazanie dziewięciu haubic pochodzących pierwotnie z zasobów Bundeswehry.
Dotychczas strona niemiecka ograniczała się do pomocy finansowej. Niemcy sfinansowały też budowę szpitala polowego oraz przekazały pięć tys. hełmów, co było szeroko krytykowane jako daleko niewystarczający gest.
"Możliwości wsparcia wyczerpane"
Szef CDU Friedrich Merz uważa, że możliwości wojskowego wsparcia Ukrainy w walce z Rosją zostały wyczerpane. - Jesteśmy na granicy tego, co pod względem militarnym możemy zrobić - powiedział w porannej audycji "Morgenmagazin" w telewizji ZDF. - Pokazuje to, jak ograniczone są dziś możliwości wsparcia kraju, który nie jest członkiem Sojuszu. To nie jest konflikt NATO – wyjaśnił przewodniczący największej partii opozycyjnej CDU.
Zdaniem Merza możliwe jest przerwanie dostaw gazu i ropy naftowej z Rosji do Niemiec i innych krajów. - Prawdopodobnie dojdzie kiedyś do wstrzymania dostaw - powiedział. Powodem może być decyzja Rosji lub uszkodzenie rurociągów na terenie Ukrainy. Dlatego Niemcy - jak zaznaczył - powinny jak najszybciej uniezależnić się od dostaw z Rosji, tym bardziej, że płacąc coraz więcej za paliwa "dodatkowo finansują wojnę Rosji przeciwko Ukrainie".
Jacek Lepiarz / Deutsche Welle
Czytaj również: