ŚwiatNiemcy na rozdrożu. Angela Merkel przed wielką próbą

Niemcy na rozdrożu. Angela Merkel przed wielką próbą

Rok temu prezydent Niemiec Joachim Gauck wezwał rodaków do aktywniejszej roli w świecie nie przypuszczając, że jego kraj szybko stanie wobec nowych i trudnych wyzwań w polityce międzynarodowej: działań dżihadystów w Syrii i Iraku, kryzysu na Ukrainie i eboli. W ostatnim czasie na pierwszy plan wysunęła się sprawa konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Najbliższy szczyt w Mińsku może okazać się decydujący dla pozycji Niemiec na arenie europejskiej. Jeśli rozmowy zakończą się fiaskiem, prestiż Niemiec dozna poważnego uszczerbku. A Angela Merkel nie lubi przegrywać - podkreślają komentatorzy.

Niemcy na rozdrożu. Angela Merkel przed wielką próbą
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | ANDREAS GEBERT

09.02.2015 | aktual.: 09.02.2015 08:20

Podczas minionego weekendu niemieccy politycy uczestniczący w Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa zapewniali raz po raz, że "Germany is ready to lead" (Niemcy są gotowe by przewodzić). RFN żegna się z rolą "politycznego karła", jaką była przez wiele powojennych dziesięcioleci ograniczonej suwerenności, ale i po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku, jakby nie wierząc w swoją siłę.

Jednak proces przejmowania pozycji lidera przebiega powoli i nie bez oporów, a jedną z najpoważniejszych przeszkód jest postawa niemieckiego społeczeństwa. Papierkiem lakmusowym zdolności Berlina do przewodzenia jest postawa w kryzysie ukraińskim.

Przed rokiem w Monachium Gauck przestrzegał, że Niemcy nie mogą być "dekownikami", którzy uchylają się przed trudnymi wyzwaniami. Iluzją jest - mówił - nadzieja, że Niemcy są "bezpieczną wyspą", wolną od problemów nękających inne części świata. Podkreślał, że czasami jako środek ostateczny konieczna jest interwencja wojskowa. Piętnował "fałszywych pacyfistów", którzy wykorzystują niemiecką winę, by wygodnie schować się za nią przed światem i jego problemami.

Wystąpienie Gaucka przyjęte zostało przez Niemców z mieszanymi uczuciami; nie brak było zarzutów o "podżeganie do wojny" i "powrót do militaryzmu".

"Germany is ready to lead"

Po roku niemieccy politycy, tacy jak minister obrony Ursula von der Leyen czy szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier, bez oporów mówią "Germany is ready to lead", podkreślając, że nie chodzi o powrót do pikelhauby (symbolu pruskiego militaryzmu) czy też o "wybieganie przed szereg", lecz o przejmowanie odpowiedzialności w ramach sojuszy, których Berlin jest członkiem. Pamiętamy o przeszłości, przede wszystkim o niemieckich zbrodniach - zapewniają politycy w Berlinie.

- Bilans tego roku dla polityki niemieckiej, jeżeli uwzględnić skalę trudności, nie jest najgorszy - powiedział PAP Janusz Reiter, były ambasador RP w Bonn i do niedawna prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych. - W przypadku wojny z Państwem Islamskim (IS) Niemcy rzeczywiście angażują się bardziej niż wydawało się to jeszcze niedawno możliwe. Tu widać wyraźną zmianę - ocenia były dyplomata.

Po długich debatach rząd w Berlinie postanowił w lecie 2014 roku wesprzeć dostawami broni walczących z IS w Syrii i Iraku kurdyjskich peszmergów łamiąc zasadę, że Niemcy nie wysyłają broni do stref, gdzie toczą się walki.

Rosja - najtrudniejszy orzech do zgryzienia

- W przypadku Ukrainy proces przebiega wolniej, gdyż jest to najtrudniejszy orzech do zgryzienia, gdyż chodzi o Rosję - tłumaczy Reiter. - To jeden z najwrażliwszych punktów nie tylko niemieckiej polityki, psychologii i symboliki. To wyjątkowo trudna próba - ocenia. Niemieccy komentatorzy zwracają uwagę na sięgające XIX wieku zafascynowanie Niemców rosyjską kulturą, poczucie winy za II wojnę światową i wdzięczność za zgodę na zjednoczenie Niemiec, którego jedną z form jest kult Michaiła Gorbaczowa.

- Niemcy podejmowały kilkakrotnie próbę zrewidowania polityki zagranicznej: po upadku muru berlińskiego (1989), po Srebrenicy (1995), po atakach terrorystycznych (w USA 2001), po konflikcie o Gruzję (2008) i podczas kryzysu euro (2009). Ale rok 2014 przyniósł nową jakość, ponieważ położył kres strategicznemu partnerstwu z Rosją - oceniła analityczka z Brookings Institution w Waszyngtonie, Constanze Stelzenmueller.

Od początku kryzysu na Ukrainie kanclerz Angela Merkel powtarza, że konfliktu tego nie można rozwiązać metodami wojskowymi. Konsekwentnie opowiadała się za utrzymaniem sankcji przy równoczesnym podtrzymaniu oferty rozmów. Wzbraniała się jednak przed kolejnym spotkaniem z prezydentem Władimirem Putinem bez nadziei na przełom.

Ryzykowna misja Merkel

Jako ryzykowną misję komentatorzy ocenili jej nieoczekiwaną podróż w ubiegłym tygodniu do Kijowa i Moskwy, gdzie wspólnie z prezydentem Francois Hollande'em przedstawiła niemiecko-francuski plan pokojowy.

Komentator "Tagesspiegla" pisze, że rola głównego aktora w kryzysie na Ukrainie jest dla Merkel raczej ciężarem, a nie powodem do dumy. Pacyfistyczne nastroje są poważną przeszkodą w prowadzeniu bardziej aktywnej polityki. Ponad 70 proc. Niemców jest przeciwnych większemu zaangażowaniu ich kraju w świecie. Co drugi obawia się wybuchu wojny z Rosją.

Zapowiedzi polityków USA dozbrojenia armii ukraińskiej spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem Merkel i innych polityków koalicji rządowej w Niemczech. Fakt, że zarówno wiceprezydent Joe Biden, jak i sekretarz stanu John Kerry w swoich wystąpieniach w Monachium wyciszyli krytykę pod jej adresem, zapewniając, że USA i UE mówią w sprawach Ukrainy jednym głosem, może być dowodem prestiżu, jakim niemiecka kanclerz cieszy się za oceanem.

Waszyngton także uznaje bez szemrania wiodącą rolę Berlina w rozwiązywaniu konfliktu ukraińskiego. - Amerykanie pozostawili Niemcom przywództwo w sprawach Ukrainy - potwierdza Reiter. W poniedziałek niemiecka kanclerz rozmawiać będzie o tych sprawach w Waszyngtonie z prezydentem Barackiem Obamą.

Jeżeli uporczywe zabiegi o rozejm i utworzenie strefy buforowej pomiędzy stronami konfliktu w Donbasie powiodą się, znaczenie Niemiec w polityce międzynarodowej istotnie wzrośnie. Jeśli zakończą się fiaskiem, prestiż Niemiec dozna poważnego uszczerbku. Najbliższy szczyt przywódców Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy w Mińsku w najbliższą środę może okazać się decydujący. Niemiecka kanclerz nie lubi przegrywać - pisze komentator "Sueddeutsche Zeitung" Stefan Kornelius.

Zobacz - Merkel: nie jestem pewna, czy rozmowy z Putinem przyniosą efekt
Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (413)