Niemcy chcą zburzyć polski kościół. W tym miejscu ma powstać osiedle dla uchodźców
Polscy emigranci w Essen są zbulwersowani decyzją o wyburzeniu ich parafii. Tym bardziej, że w jej miejsce ma powstać osiedle mieszkaniowe dla uchodźców. "Bo Niemcy przechodzą na islam" - piszą Polacy w komentarzach w mediach społecznościowych.
13.08.2017 | aktual.: 13.08.2017 17:00
Ulica Hirtsieferstr 13 w Essen. To tutaj znajduje się kościół św. Klemensa, wokół którego koncentruje się życie tamtejszej Polonii. O parafii zrobiło się głośno, w momencie gdy pojawiły się informacje o planach wyburzenia kościoła i postawieniu w jego miejsce osiedla mieszkalnego dla uchodźców.
Polscy emigranci stanowczo zaprotestowali, a głos w tej sprawie zabrał ks. prof. Paweł Bortkiewicz, członek Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. - Mówimy o żywym polskim kościele, w którym gromadzi się regularnie półtora tysiąca ludzi w niedziele, a w ciągu tygodnia w tym kościele gromadzi się codziennie ok. 100 osób, co na warunki niemieckie jest fenomenem - powiedział Polskiej Agencji Prasowej.
Polacy z Essen zaprotestowali i podnieśli larum w mediach społecznościowych. Katarzyna Jarkiewicz na Twitterze napisała: "Kościół w Essen do zburzenia. Czy biskup nie rozumie, że jedynie Polacy mogą uratować jego diecezję przed islamizacją?"
Ks. prof. Bortkiewicz podkreślił, że w "kuriach biskupich pracuje po kilkuset pracowników administracyjnych, co jest równoważne niejednokrotnie z liczbą księży posługujących na terenie danej diecezji". - Problemem jest to, że Kościół niemiecki z jednej strony sam, będąc bardzo ubogi w swoje duchowieństwo, nie jest otwarty na księży przychodzących z zewnątrz, a zwłaszcza na księży polskich - dodał ksiądz. - Mówię o tym na podstawie pewnych batalii, które przetoczyły się w diecezjach bodajże esseńskiej, kolońskiej, akwizgrańskiej.
Według słów księdza, w parafiach pracowało po dwóch polskich duszpasterzy. Starano się jednak zredukować liczbę etatów do jednego. - Nie było to podyktowane skurczeniem się tych wspólnot parafialnych ani zmianą potrzeb - komentuje ks. Bortkiewicz. - Było wręcz przeciwnie - podsumował.