Koczuje w parku. Jest agresywny. "Na ziemi jest wystarczająco miejsca"
- Uderzył mnie kijem w oko, cały zalałem się krwią, zabrało mnie pogotowie - mówi jeden z opiekunów Parku Rodzinnego w Gdyni. Sprawcą jest agresywny bezdomny, który nie zamierza opuścić swojego koczowiska. Miasto jest bezradne.
Bezdomny nielegalnie zajmuje kilkadziesiąt metrów w sercu parku w Gdyni. Ogrodził je prowizorycznym płotem. Na swojej "posesji" zbudował szałas i trzyma zwierzęta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec rządów PiS. Polacy mocno podzieleni ws. rządu Tuska
- My bardzo byśmy chcieli, żeby ten pan tam nie mieszkał, ale on nie chce tego terenu opuścić. Proponowaliśmy mu inne rozwiązania, jednak z żadnego do tej pory nie zdecydował się skorzystać - mówi w Polsat News Agata Grzegorczyk z Urzędu Miasta w Gdyni.
Co więcej, jak czytamy, bezdomny stanowi zagrożenie dla opiekunów parku. Jeden z nich został zaatakowany przez mężczyznę. - Dobrze, że miałem okulary, bo inaczej straciłbym oko, albo jeszcze gorzej. Tak jest cały czas, ten mężczyzna tak reaguje, jak nas widzi. Jemu przeszkadza, że my tutaj cokolwiek robimy. On sobie ubzdurał, że to jest jego i, że broni swojego terenu - opowiada Wiesław Karpisiak.
Jak miasto walczy z bezdomnym?
Miasto złożyło wniosek do sądu o wydanie terenu przez bezdomnego. Sprawa została jednak umorzona, ponieważ mężczyzna nie odbiera korespondencji.
- Miasto nie posługuje się bandyckimi metodami usuwania kogoś z jakiegoś terenu, chcieliśmy więc to zrobić przez sąd i dostać nakaz, nazwijmy to, eksmisji pana z tego terenu. Ale skończyło się, jak się skończyło i teraz możemy jedynie proponować mu inne rozwiązania, licząc, że się zgodzi - wyjaśnia komendant Straży Miejskiej w Gdyni, Andrzej Bień.
Na ziemi jest wystarczająco miejsca.
- Frajer niby park tutaj robi. Park robi, a drzewa wycina? Cały czas mi tu chodzą i mnie zaczepiają. Ja mogę tutaj być - mówi bezdomny w rozmowie z reporterem "Państwa w państwie".
Jednak, jak się okazuje, mężczyzna mógłby mieszkać w dofinansowanym przez miasto mieszkaniu. Korzystał z najmu już wcześniej, ale wybrał powrót do swojego koczowiska. Otrzymuje on także emeryturę.
- To jedyne takie miejsce w okolicy, nie ma nigdzie takiego parku. I w samym środku stoi coś takiego. Ludzie boją się tu przychodzić - przyznaje Aleksandra Karpisiak, jedna z inicjatorek powstania parku.
Źródło: Polsatnews.pl