Niektóre kazania są gorzej niż nudne. Siedem grzechów głównych księży
"Jeżeli kazanie jest tak nudne, że chce ci się spać, to śpij, a najlepiej jeszcze w pierwszej ławce, pokaż człowiekowi, że tak ględzi, że przytomność tracisz" - twierdzi ksiądz Adam Szustak. Nieciekawa homilia to jednak nie jedyny problem duchownych.
"Tygodnik Powszechny" przygotował listę siedmiu grzechów popełnianych przez kaznodziejów podczas kazania. Lekcje odrobić muszą nie tylko duchowni, ale też uczestnicy mszy świętej. Powinni zwracać uwagę księżom na błędy w homiliach" - oczywiście po mszy.
Pierwszym grzechem, wyszczególnionym przez tygodnik, jest politykowanie. Przez to, że duchowni posługują się językiem polityków, wiadomo, po której stronie się opowiadają. A tak być nie powinno. "Każdy ksiądz jest obywatelem danego państwa i ma prawo sympatyzować z taką czy inną opcją polityczną. Ale prywatnych poglądów nie wolno mu wynosić na ambonę, ponieważ tam występuje już w imieniu Kościoła i Pana Boga, a Bóg nie dzieli" - tłumaczy ojciec Wiesław Przyczyna, kaznodzieja i rekolekcjonista.
Jego zdaniem księża chcą współuczestniczyć w sprawowaniu władzy - pragną kierować ludźmi w sferze duchowej, a nierzadko przekraczają granice i wchodzą w sprawy społeczne i polityczne.
Grzech numer dwa to moralizowanie, czyli, jak podkreśla o. Przyczyna, "nakładanie obowiązków bez pokazania, gdzie jest źródło siły do ich realizacji". O. Tomasz Zamorowski zwraca z kolei uwagę, że pomysły na homilie rodzą się m.in. podczas obiadów. "Łatwiej powtórzyć zasłyszany czy przeczytany komentarz. jeżeli wygłaszana na ambonie opinia pochodzi ze środowiska kościelnego, to ksiądz myśli, że reprezentuje Kościół. Tymczasem to, co myśli Kościół, jest w tekście biblijnym na dany dzień. I to powinno być treścią homilii" - zaznacza dominikanin.
Chcą szokować
"Liturgia jako show" - to grzech trzeci. Duchowni "podkręcają homilię", wyznaczając wroga. To niestety, częsty styl naszego duszpasterstwa: prowadzenie wojny. Nie szukamy w Słowie Bożym, na czym polega prawdziwa walka i do czego się ona odnosi"- stwierdza ks. Arkadiusz Lechowski.
Jak dodaje z kolei o. Przyczyna, ksiądz wciela się w rolę showmana, bo chce szokować. "Jest różnica między zawodowcem a mistykiem. Mistyk modli się - sam włącza się w sprawowanie misterium, a przez niego włączają się inni" - zwraca jednocześnie uwagę.
Duchowni chodzą na skróty?
Grzechem numer cztery jest natomiast unikanie homilii. W "Tygodniku Powszechnym" czytamy, że ludzie, w tym księża, uciekają od tego, co sprawia im trudność. W jaki sposób to robią? Na przykład odczytują komunikaty z zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu albo rezygnują z homilii, gdy jest adoracja Najświętszego Sakramentu albo nabożeństwo Drogi Krzyżowej.
Piątym grzechem jest z kolei nieżyciowość. Duchowni zdają sobie sprawę, że niewiele wiedzą o życiu i problemach ludzi, do których się zwracają. Co więcej, kazania często nie dotyczą konkretnych osób, wspólnot. Można je powiedzieć też w innych krajach, a nie o to chodzi.
Kolejnym problemem kaznodziejów jest słabe przygotowanie. Wielu księży bardzo mało czyta. "W seminarium nie nauczono ich też samodzielnego, odkrywczego myślenia. W związku z tym mają problem z byciem kreatywnym na ambonie" - mówi o. Zamorski. Ksiądz Lechowski dodaje, że wielu duchownych nie czyta Pisma Świętego. Tłumaczy przy tym, że w części przypadków wynika to z przepracowania.
Ostatnim, siódmym grzechem, jest brak zaangażowania. Kazania są abstrakcyjne, niezakorzenione w życiu, bo duchowni korzystają z gotowych materiałów. Ks. Lechowski sprawę widzi bardzo pesymistycznie. "Jeżeli ktoś nie żyje Słowem, nie przetrawił go, nie odniósł do swojego życia, nie powie dobrej homilii. Niech to będzie homilia trzyminutowa, nieporadna warsztatowo, ale powiedziana od siebie" - radzi.
Źródło: "Tygodnik Powszechny"