Trwa ładowanie...
pisarz
17-09-2007 11:44

Niech Panu Bóg Błogosławi, Panie Vonnegut

Kurt Vonnegut (ur. 1922) w tym roku, a więc w wieku lat 85 opuścił ten świat, za którym nie przepadał. Debiutował w roku 1949 jako autor opowiadań lekko fantastycznonaukowych w licznych wówczas czasopismach literackich.

Niech Panu Bóg Błogosławi, Panie VonnegutŹródło: AP
d2p7ur9
d2p7ur9

Były to czasy przedtelewizyjne, ludzie dużo czytali i czekali z niecierpliwością na nowy numer swojego pisma, które czytali od deski do deski. Ta prasa literacka stanowiła potężną pompę ssącą, potrzebującą stale nowych utworów. Był to złoty wiek wspaniałych opowiadań. W odróżnieniu od swojego rówieśnika, Dicka, Vonnegut nie drukował się w pulpowych pisemkach SF, ale w eleganckich czasopismach jak „The Saturday Evening Post’, „Collier’s” albo „Argosy” i jego stosunek do science-fiction był zawsze bardziej kuzynowski niż braterski. A jednak bez SF nie byłoby Vonneguta jakiego znamy: „Pianola” o przyszłej rewolucji, „Syreny z Tytana”, „Kocia kołyska” (gdzie fantastyczny lód-9 nie stanowi wprawdzie punktu wyjścia fabuły, ale ją kończy), „Rzeźnia numer 5” (z życiem przeżywanym w przypadkowej kolejności epizodów), „Slapstick” (ze zbiorową świadomością), „Galapagos” (z ucieczką od rozumu w odmęty), „Trzęsienie czasu”. Wszystkie te powieści, nie mówiąc o większości opowiadań, nie mogłyby istnieć bez pomysłu
science-fiction. Pozostawmy jednak profesorom literatury problem, był czy nie był Vonnegut pisarzem SF. Ważne, że miłośnicy tej literatury mogą się cieszyć fantastycznymi pomysłami, a jej przeciwnicy mogą się cieszyć prozą Vonneguta mimo elementów fantastycznych.

Pisarz zaangażowany

Różnie próbowano zaszufladkować jego twórczość. A to utworzono kategorię „czarnych humorystów”, a to znów przypięto mu łatkę postmodernisty. On sam uważał się za dziedzica Marka Twaina, ale kiedy wytłumaczyłem mu, że Twain znany jest w Polsce jako autor dla dzieci, a nie jako wolnomyśliciel i osobisty wróg Boga, zgodził się na mój pomysł, że jest duchowym i literackim spadkobiercą Woltera. Rzeczywiście, jeśli porównamy wolterowskiego Kandyda i Billy’ego Pilgrima z „Rzeźni numer pięć”, zagubionych w niezrozumiałym świecie, rządzonym siłami ślepego przypadku, jednego na tle Lizbony zniszczonej przez tsunami, drugiego na tle zrównanego z ziemią Drezna, podobieństwo okaże się bardzo wielkie. Pozwalam sobie stwierdzić, że Kurt Vonnegut pisał po prostu powiastki filozoficzne naszego czasu. Przesiąknięte w dodatku tym samym co u Woltera duchem bezbożnictwa, który sprawia, że świat jawi się jako chaotyczny zbiór przypadków. I tak, w „Syrenach z Tytana” historia ludzkości to kolejne litery sygnału, jaki rozbitek z
Tralfamadorii wysyła na rodzimą planetę, niczym ktoś wrzucający do oceanu butelkę z prośbą o ratunek.

Lubił się też Vonnegut określać jako pisarz zaangażowany. Tak w czasach socjalizmu nazywano autorów dających wyraz swojemu (oczywiście słusznemu) światopoglądowi i kierunkowi politycznemu. W wywiadzie dla „Playboya” (tak, „Playboy” był kiedyś znany z wysokopłatnych wywiadów z najlepszymi pisarzami), na pytanie, dlaczego pisze, Vonnegut odpowiada:

_ – Moje motywy są polityczne. Zgadzam się ze Stalinem, Hitlerem i Mussolinim, że pisarz powinien służyć swojemu społeczeństwu. Nie zgadzam się z dyktatorami co do tego, jaki powinien służyć. Sądzę, że głównie powinien być – i biologicznie musi być – czynnikiem zmiany. Miejmy nadzieję, że na lepsze. – Jak to biologicznie? – Pisarze są wyspecjalizowanymi komórkami w organizmie społecznym. Są komórkami ewolucyjnymi. Ludzkość usiłuje stać się czymś innym, stale eksperymentuje z nowymi pomysłami. Pisarze zaś są środkiem wprowadzania nowych pomysłów do społeczeństwa, a także środkiem symbolicznego reagowania na życie. Nie sądzę, żebyśmy panowali nad tym, co robimy. Robimy to, co robimy i wyrażamy całe społeczeństwo – tak jak komórki czuciowe na powierzchni naszego działa działają w służbie ciała jako całości. I kiedy społeczeństwo znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie, zwykle trąbimy na trwogę. Moja teoria sztuki opiera się na zasadzie kanarka w kopalni. Jak wiadomo, górnicy zabierali do kopalń ptaki w
klatkach, żeby wykrywały gaz zanim ludzie się zatrują… Myślę, że artyści – wszyscy artyści – powinni być cenieni, bowiem są czymś w rodzaju systemów ostrzegawczych…_ O roli pisarza pisze też w „Kociej kołysce”:

d2p7ur9

_ – Planuję ogłoszenie powszechnego strajku pisarzy do czasu, aż ludzkość odzyska zmysły. Przystępuje pan? – A czy pisarze mają prawo strajkować? To tak, jakby strajkowali policjanci albo strażacy. – Albo profesorowie wyższych uczelni. – […] Nie, sumienie nie pozwala mi brać udziału w takim strajku. Uważam, że człowiek zostając pisarzem zobowiązuje się tym samym uroczyście dostarczać ludziom piękna, mądrości i pociechy z maksymalną wydajnością._

I dalej, Vonnegut zastanawia się, co by się stało, gdyby nagle przestały powstawać nowe książki, sztuki, opowiadania, poematy. Czy ludzie zaczęliby mrzeć jak muchy?

_ – Myślę, że raczej zdychaliby jak wściekłe psy, warcząc, skacząc sobie do gardeł i kąsając własne ogony._

Nieliche to wyobrażenie o roli pisarza i nieliche brzemię odpowiedzialności. Zaangażowani pisarze socjalistyczni wiedzieli (a jak zapomnieli, to im przypominano), jaki świat i jaką przyszłość mają propagować. Kurt Vonnegut nie miał żadnej pozytywnej wizji. Co najwyżej mówił: Nie róbcie wojen, nie mordujcie się, nie znęcajcie się nad biedakami. Reprezentował światopogląd amerykańskiego inteligenta ze Wschodniego Wybrzeża, umiarkowanego socjalisty (tam nazywa się ich liberałami) ze wszystkimi tego konsekwencjami. Był, na przykład, pacyfistą i przeciwnikiem kary śmierci, ale zwolennikiem aborcji i eutanazji, wydał nawet książeczkę zatytułowaną „Niech pana Bóg błogosławi, doktorze Kevorkian” (Kevorkian, zwany Doktor Śmierć, siedział w więzieniu za eutanazje). Vonnegutowi świat generalnie się nie podobał, ale Ameryka George’a W. Busha z jego wojnami i powoływaniem się na Ducha Świętego przepełniła czarę goryczy – w swojej ostatniej książeczce, pełnej cytatów z poprzednich dzieł („Człowiek bez ojczyzny”), Vonnegut
wypisał się ze Stanów Zjednoczonych, wziął rozwód, wyszedł i trzasnął drzwiami.

d2p7ur9

Pomnik bezbożnika

Wiele osób jego pokroju nie cierpi Busha i chodzi z plakietkami ABB, co znaczy _ Anybody But Bush_ (Każdy, byle nie Bush), ale u Vonneguta ta zajadła niechęć brała się nie tylko z powodu zamiłowania Busha do bombardowania odległych krajów, co raczej z powodu jego ostentacyjnego chrześcijaństwa. Jakie to chrześcijaństwo to inna sprawa, ale Vonnegut jako wojujący ateista nie wnika w szczegóły. Bo cała jego rodzina to byli wojujący ateiści, a sam pisarz na starość pełnił funkcję honorowego przewodniczącego towarzystwa wolnomyślicieli American Human Association, które to stanowisko objął po zmarłym Asimovie. Na jego pogrzebie Vonnegut nieopatrznie powiedział, że Isaac jest już teraz w Niebie, wprawiając cały dom pogrzebowy w niepowstrzymany wybuch wesołości.

Nie był więc Vonnegut wobec Boga obojętny. Przypomina stojący kiedyś w Związku Sowieckim pomnik bezbożnika: była to postać młodzieńca, wygrażającego pięścią niebu i ludzie szeptali_ Jeżeli Boga nie ma, to komu on wygraża?_ Tak i Vonnegut stale wspomina o tym Bogu, którego nie ma. Czuje się, że brak mu elementu konstrukcji świata, ale ateistyczne przesądy nie pozwalają mu zrobić tego kroku w przepaść. Co więc robić? Cierpieć z godnością, odejść z godnością – to program starożytnych stoików, program Petroniusza z „Quo vadis”. Jedyny pomysł Vonneguta na poprawę świata to wycofanie się z człowieczeństwa. Ludzie robią sobie krzywdę, bo mają za duże mózgi. W późnej powieści „Galapagos” ewolucja, a właściwie dewolucja, doprowadza ludzi do przemiany w delfinopodobne istoty, które żyją szczęśliwie igrając wśród fal. Można i tak, choć to optymistyczne rozwiązanie jest wyrazem najczarniejszego pesymizmu. Sympatyczny pesymista

Bo niewątpliwie Vonnegut jest pisarzem pesymistycznym i nie wiadomo, czy przypisać to jego wierze, że Boga nie ma (czeski Hrabal jest czystej wody ateistą, a jego proza tryska radością życia), czy genom niosącym przypadki depresji i samobójstwa w rodzinie. Potrafi jednak zaprawiać ten swój pesymizm czarnym humorem, by stworzyć niepowtarzalną mieszankę, która zdobyła mu wielką popularność nie tylko w ojczyźnie (której się przed śmiercią wyrzekł) ale i na świecie. Kręcono według jego prozy filmy, grano spektakle teatralne i telewizyjne, a nawet pisano opery (na Węgrzech). Wielką popularność zdobył Vonnegut w Polsce, gdzie jest nieustannie wydawany od kilkudziesięciu lat i doczekał się kilku wystawień teatralnych. Pisarz odwiedził Polskę w 1984 roku jako delegat PEN Clubu, żeby ocenić sytuację polskich pisarzy pod rządami gen. Jaruzelskiego po rozwiązaniu Związku Pisarzy Polskich. Spotkał się wtedy również z Lechem Wałęsą i wyraził zgodę na bezpłatną publikację „Matki Nocy” w obiegu podziemnym – była to jedyna
jego książka zatrzymana przez peerelowską cenzurę.

d2p7ur9

Ten wielki pesymista potrafił zdobywać sympatię czytelników na całym świecie i stać się jednym z najważniejszych pisarzy drugiej połowy dwudziestego wieku. Pewnie dlatego, że z jego pisarstwa promieniowała niezwykle sympatyczna, pozbawiona złośliwości i skromna osobowość. Popularny wśród studentów (amerykańscy wymusili wprowadzenie jego książek do kanonu literatury) i często występujący na uniwersyteckich uroczystościach, spytał kiedyś rektora, czy jego wystąpienie nie będzie zbyt krytyczne politycznie. Niech pan wali – odpadł stary wyga, rektor _ – ludzie i tak nie pamiętają, co się do nich mówi, myślą tylko, czy mówca to sympatyczny facet._ Kurt Vonnegut, który ku swojemu zdziwieniu jest już w Niebie (no, może w Czyśćcu), był bez wątpienia jedną z sympatyczniejszych postaci w literaturze ubiegłego stulecia, a niektóre jego książki będą jeszcze długo czytane.

Lech Jęczmyk

Zobacz także: Kurt Vonnegut w serwisie ksiazki.wp.pl

d2p7ur9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2p7ur9
Więcej tematów