Niebezpieczne słowa Putina. Ukraina to dopiero wstęp?
Rosyjski dyktator znowu straszy. Jak zapowiedział Władimir Putin, jego celem jest "odzyskanie" terytoriów i powrót do imperialnej Rosji. - Rosjanie nadal myślą w kategoriach potrzeby odzyskania "tego, co kiedyś należało do nich". To nie jest tylko w sferze deklaracji, ale w sferze realnych dążeń - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Marek, analityk Fundacji Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji.
11.06.2022 | aktual.: 11.06.2022 10:53
Z okazji wystawy "Piotr I. Narodziny Imperium" Putin spotkał się z pracownikami reżimowych mediów oraz młodymi Rosjanami. Następnie prezydent porównał się z carem Piotrem I i uznał za swój cel odzyskanie dawnych terytoriów Rosji i ZSRR.
- Fakt, że musimy się jakoś bronić, walczyć o to, jest rzeczą oczywistą. Prawie nic się nie zmieniło. Piotr I Wielki prowadził Wielką Wojnę Północną przez 21 lat. Wydawałoby się, że był w stanie wojny ze Szwecją, coś stracił... Niczego nie stracił! Wrócił! Tak, to jest tam, gdzie powstał Petersburg - mówił dyktator.
"Rosja nie kończy się nigdzie"
Zdaniem Michała Marka z Fundacji Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, Putin kontynuuje tę samą linię polityki państwa rosyjskiego, którą zapoczątkowano wieki temu.
- Kreml uważa za cel swoich działań odtworzenie rosyjskiego imperium. To nadal jest myślenie w kategoriach terytorialnych, innych niż na Zachodzie, gdzie na pierwszym miejscu stawia się silną gospodarkę czy poziom życia obywateli. Rosjanie, w tym elity polityczne, myślą kategoriami XIX-wiecznymi i próbują poszerzać swoje wpływy poprzez konflikty zbrojne. Od samego początku Putin nie ukrywał swoich imperialnych zapędów. Żartował, że Rosja nie kończy się nigdzie - uważa Michał Marek.
Jak podkreśla, Rosja nigdy nie rozliczyła się ze swoją przeszłością. - Dla nich Ukraina jest tylko kolonią. Podobnie traktują obszary wschodnie Federacji Rosyjskiej. M.in. z tego powodu na front są wysyłani Buriaci, to są narodowości drugiej kategorii dla Rosji. Ich życie dla Putina nie jest ważne. Nieco bardziej ceni życie etnicznych Rosjan, czyli w jego percepcji ludność słowiańską - mówi nasz rozmówca.
W podobnym tonie wypowiada się Wojciech Konończuk, analityk ds. wschodnich z Ośrodka Studiów Wschodnich, wicedyrektor OSW.
- Zmiana nastawienia władz Rosji nie jest możliwa. Szczególnie po 24 lutego, czyli dniu, w którym wybuchła wojna. Rosjanie zmierzają do aneksji terytoriów na wschodzie i południu Ukrainy, które zajęli po 2014 roku i tych, które zajęli w ostatnich trzech miesiącach. Jest to przejaw polityki neoimperialnej, której Rosja nigdy się nie wyzbyła. W swoim podejściu powróciła do lat 30., kiedy do głosu doszedł rosyjski nacjonalizm, a fundament "czerwonego imperium" był kluczowy - mówi.
Zdaniem wicedyrektora OSW wypowiedzi Putina to stały element narracji Kremla.
- Straszenie rewizjonizmem i mówienie o odzyskiwaniu ziem, które rzekomo kiedyś do Rosji należały, to takie grożenie palcem w stronę Szwecji. Dla Rosji jednak kluczowa jest Ukraina, bez niej nie może być mocarstwem. Ukraina jest tym czymś, co dotyka sedna rosyjskiej historii. Ruś Kijowska była kolebką państwa rosyjskiego. Putin patrzy dzisiaj na ziemie Ukrainy i twierdzi, że to Rosjanie mają do nich prawo. I kompletnie nie liczy się z tym, że mieszka tam inny naród. Naród, który ma inną tożsamość, historię i własny język - dodaje Konończuk.
"Putin uwierzył, że Ukraina nie istnieje"
Według Michała Marka, Rosjanie nadal myślą w kategoriach potrzeby odzyskania "tego, co kiedyś należało do nich".
- To nie jest tylko w sferze deklaracji, ale w sferze realnych dążeń. Postrzegają Ukraińców jako "niepełnych Rosjan", ciągle wierząc w kreowane przez siebie narracje oraz wytworzone w ubiegłych epokach mity. Zachód postrzega Kreml jako środowisko, które tworząc swoje narracje propagandowe, dostrzega ich fałsz. Prawda wydaje się być jednak inna. Moskwa wierzy w swoje mity tak bardzo, że zakładała, iż pokona Ukrainę w kilka dni. W 2014 roku też im nie wyszło, tak jak teraz ze zdobyciem Kijowa. Dlaczego? Bo uwierzyli, że Ukraina już nie istnieje, nie będzie się bronić, że armia jest słaba, a państwo jest upadłe - podkreśla nasz rozmówca.
Ekspert Fundacji Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa zwraca również uwagę na historyczny aspekt.
- Ukraina dla Rosji jest bardzo ważna z perspektywy mitów założycielskich państwa. Bez Ukrainy Moskwa traci swoje korzenie oraz podstawę do bycia "imperium". U podstaw skradzionej Ukrainie historii Federacji Rosyjskiej jest Kijów. Historia wielkiej Rosji wywodzi się z Rusi Kijowskiej, również historia prawosławnej Rosji wywodzi się z obecnej stolicy Ukrainy. Oni bez Krymu i całej Ukrainy rozpoczynają swoją historię dopiero w XVI wieku. Nie są wtedy mocarstwem, tracą łącznik z Bizancjum, przestają być trzecim Rzymem. Dlatego Ukraina dla nich jest priorytetem. Z tego powodu dla Putina jest ważniejsza aniżeli Białoruś czy państwa bałtyckie - mówi.
- Gdyby jednak Rosjanie de facto chcieli zakończyć proces "zbierania ziem ruskich", zgodnie z ich mitologią, to działania te zakończyłyby się pod Krakowem. To na szczęście jest obecnie niemożliwe, między innymi dzięki oporowi Ukraińców - uspokaja Michał Marek.
Nowy obwód na okupowanych terenach?
Przypomnijmy: jak informował rosyjski niezależny serwis Meduza, powołując się na źródła bliskie administracji prezydenta Rosji, Kreml chce połączyć okupowane w Ukrainie terytoria i stworzyć z nich kolejny okręg federalny, który miałby wejść w skład Federacji Rosyjskiej.
Według Meduzy do nowego okręgu miałyby wejść samozwańcze Doniecka Republika Ludowa, Ługańska Republika Ludowa i okupowane terytoria obwodów chersońskiego i zaporoskiego. "Okręg ma pojawić się po przeprowadzeniu na tych terytoriach referendów o dołączeniu do Rosji" - przekazało jedno ze źródeł.
Nowa jednostka administracyjna ma powstać po przeprowadzeniu referendów integracyjnych. Na razie rozpoczęto rekrutację personelu do pracy w administracjach samozwańczych "republik" Donbasu, a także w administracjach cywilno-wojskowych w obwodach chersońskim i zaporoskim. Pozyskani urzędnicy mają przygotować referenda "zjednoczeniowe", które mogłyby zostać przeprowadzone w połowie lipca lub 11 września.
Według Michała Marka, Rosjanie będą chcieli włączyć oficjalnie do Federacji Rosyjskiej te obszary Ukrainy, które znajdują się już pod kontrolą Sił Zbrojnych Rosji.
- Trudno jednak wskazać ostateczny sposób. Mogą przeprowadzić referendum, które i tak będzie sfałszowane. Mogą też nie przeprowadzać referendum, ale oficjalnie włączyć te obszary pod przynależność administracyjną Krymu. Albo, o czym informowali Ukraińcy, Rosjanie już prowadzą w obwodzie chersońskim i zaporoskim sondaże. Dzwonią do części mieszkańców południa Ukrainy i starają się pozyskać odpowiedzi, jak mieszkańcy postrzegają przyszłość tego regionu. Na bazie pseudosondaży mogą ogłosić korzystny dla siebie wynik, tutaj jednak również nie ma mowy o pozytywnym rezultacie sondaży bez fałszerstw - uważa Michał Marek.
W jego opinii, w najbliższych miesiącach strona rosyjska nie będzie w stanie uzyskać nic więcej na południu niż to, co ma teraz.
- Może dojść do granic obwodu chersońskiego, a na wschodzie przesunąć się w stronę granic obwodu ługańskiego i donieckiego. Strona ukraińska prawdopodobnie nie przyjmie warunków "rozejmu", które Rosjanie będą co jakiś czas im proponować - m.in. naciskając na Kijów przy wsparciu niektórych państw Unii Europejskiej. Dla Kijowa oraz Ukraińców jest jasnym, iż jakikolwiek układ z obecną Federacją Rosyjską będzie jedynie chwilowym zawieszeniem broni, który da szansę Rosji na przygotowanie potężniejszego uderzenia - podkreśla ekspert.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski