Niebezpieczne prądy morskie na Bałtyku. W weekend utonęło dziewięć osób
W miniony weekend w Bałtyku utonęło dziewięć osób. Tyle samo osób utonęło w morzu w ciągu całego ubiegłego roku. Tak duża liczba utonięć związana jest z występującymi teraz na Bałtyku niebezpiecznymi prądami morskimi zwanymi "cofkami".
- "Cofki" występują, gdy morze ma wsteczne prądy. Polega to na tym, że pozornie wydaje nam się, że fala przybija do brzegu. Jednak fala odpływa poniżej powierzchni i cofa się. Wtedy ktoś, kto wychodzi z morza może zostać wciągnięty przez wodę i zabrany - mówi dr Jerzy Telak, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (WOPR).
Jak podkreśla Telak, należy pamiętać, że nigdy nie ma pewności jak wygląda dno morza, które cały czas się zmienia. Szczególnie zmiany zachodzą podczas sztormu, trzy godziny później dno w miejscu, w którym się kąpaliśmy może wyglądać zupełnie inaczej.
- Ratownicy mają obowiązek codziennie sprawdzać dno morza na obszarze strzeżonym, na którym patrolują. Nie tylko wyciągają z niego potłuczone butelki, ale sprawdzają głębokość, aby odpowiednio oznaczyć kąpielisko - mówi Telak.
Prezes WOPR podkreśla, że większość wypadków ma miejsce na kąpieliskach niestrzeżonych. Ludzie często, widząc czerwoną flagę, oznaczającą zakaz kąpieli, przechodzą na niestrzeżone "dzikie plaże". Ekspert zaznacza, że nie powinno się wypływać na otwarte morze samemu, bez asekuracji drugiej osoby.
Jak pokazują policyjne statystyki, coraz większym problemem są utonięcia osób pod wpływem alkoholu. W 2008 roku w woj. pomorskim na dziewięć osób, które utonęły w morzu, aż siedem było pod wpływem alkoholu. - Od 2007 roku prowadzona jest kampania społeczna "Pływam bez promili", jednak jak pokazuje praktyka, jest ona mało skuteczna. Szacuje się, że aż 70% osób, które utonęły, miały alkohol we krwi. Ta liczba nadal rośnie - podkreśla Jerzy Telak z WOPR. Jako sposób na zapobieganie temu zjawisku podaje uświadamianie społeczeństwa, jakie jest zagrożenie oraz wzajemne poczucie odpowiedzialności. - Jak wypiłeś, nie wchodź do wody. Jeżeli widzisz, jak ktoś po spożyciu alkoholu wchodzi do wody, trzeba temu zapobiegać, zwrócić uwagę, a nawet powiadomić ratownika, straż miejską czy policję - podkreśla Telak.
Inną częstą przyczyną utonięć jest próba ratowania osoby tonącej. Jedną z osób, które utonęły w miniony weekend była 50-letnia kobieta, która próbowała ratować wnuczęta. Prezes WOPR zaznacza, że niosąc pomoc trzeba pamiętać o własnym bezpieczeństwie. - Jeżeli nie ma się umiejętności, niosąc pomoc, sami stajemy się ofiarą. Bardziej pomożemy tonącemu wzywając fachową pomoc.
Według prezesa WOPR fundamentalną zasadą przy ratowaniu tonącego jest niewchodzenie w bezpośredni kontakt z osobą, która tonie. - Nawet ratownikowi trudno jest taką osobę opanować. Dlatego należy jej podać drabinę, deskę, żerdź, szalik, sweter czy inną część garderoby - zaznacza.
W Polsce od dwóch lat wzrasta liczba utonięć. W 2011 roku utonęły 464 osoby, w 2012 - 509, w tym w 2011 roku 134 pijane, a w 2012 - 165. Jak podaje, Rzecznik Prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, kom. Joanna Kowalik-Kosińska, na Pomorzu w ciągu tych wakacji utonęło już 15 osób, z czego dziewięć w miniony weekend.