Niebezpieczne i nieopłacalne zakupy w USA
Czytelnik "Gazety Wyborczej" kupił w Victoria's Secret komplet bielizny dla żony. Dostał tylko stanik. To jeden z paradoksów, na jaki można się nadziać, robiąc zakupy z Polski w USA.
13.12.2007 | aktual.: 13.12.2007 05:30
Majtki były wyprodukowane w Chinach i według polskiego prawa celnego można je wwieźć tylko za specjalnym zezwoleniem. W resorcie finansów "Wyborcza" usłyszała, że można mieć problem na polskim lotnisku nawet z powodu jednego podkoszulka z napisem "Made in China", jeśli ma metkę z ceną. Biustonosz Victoria's Secret uratowało to, że był z Indii.
Wspomniany czytelnik chciał skorzystać z rekordowo słabego dolara. To bowiem, co trapi Amerykanów, jest dobre dla cudzoziemców polujących na okazje w amerykańskich sklepach. Niektóre rzeczy są dziś w Ameryce tańsze nawet o 40% niż w Europie. Wyjątkowo tanie są ubrania i elektronika. Nic dziwnego, że także polskie media gorliwie zachęcają do zakupów za oceanem.
W USA jest kilkadziesiąt witryn po polsku, typu "zakupywusa". Firmy te kupią zamówiony sprzęt, przepakują i wyślą do kraju. Pośrednik jednak kosztuje - średnio 15-25% wartości zamówienia (razem z kosztem przesyłki). Ale prawdziwe zasieki prawno-podatkowe zaczynają się, gdy towar przekroczy ocean. Na polskiej granicy trzeba go oclić i "ovatować". Na zakusy państwa nie są narażone jedynie zamówienia o wartości poniżej 22 euro (ok. 80 zł), chyba że nadawcą jest osoba fizyczna, a nie sklep - wtedy bez opłat można przywieźć towar do wartości 45 euro (ok. 165 zł). Dotyczy to również prezentów. (PAP)