ŚwiatNiebezpieczna akcja Polaków w Afganistanie - zobacz film

Niebezpieczna akcja Polaków w Afganistanie - zobacz film

Coraz silniej zarysowuje się przewaga wojsk koalicyjnych i Afgańskich Sił Bezpieczeństwa podczas walk z rebeliantami w prowincji Ghazni. 23 lipca 2011 roku żołnierze polscy, amerykańscy i afgańscy przeprowadzili kilka niezależnych misji w różnych miejscach prowincji, w wyniku których poległo przynajmniej siedmiu rebeliantów.

26.07.2011 | aktual.: 26.07.2011 19:01

1 kompania piechoty zmotoryzowanej (1kpzmot) Zgrupowania Bojowego "Alfa" (ZB A) brała wówczas udział w operacji pod kryptonimem "Gothmoghs Nafas" w niebezpiecznym dystrykcie Waghez. "Gothmoghs Nafas” zgodnie w planem rozpoczęła się późnym wieczorem 22 lipca br. Podczas odprawy jeden z dowódców, st. chor. Paweł Babirowski ostrzegał wszystkich biorących udział w operacji o zagrożeniach, jakie mogą czyhać na nich w drodze do obiektu. Szczególną uwagę zwrócił na improwizowane ładunki wybuchowe, tzw. "ajdiki” (IED - Improvised Explosive Device), które stanowią największe niebezpieczeństwo dla sił bezpieczeństwa i cywilów poruszających się po drogach w Afganistanie.

Przed północą żołnierze 1. kpzmot, Grupy Współpracy Cywilno-Wojskowej CIMIC oraz żandarmi z 3. Operacyjnego Zespołu Doradczo Łącznikowego ds. szkolenia policji udali się do bazy Vulcan w Ghazni. Dołączyli tam do afgańskich wojskowych z 1. kandaku 3. Brygady ANA (Afghan National Army) oraz lokalnych policjantów, którzy razem mieli wziąć udział w operacji w dystrykcie Waghez. Ponieważ poszczególne plutony ZB A miały odrębne zadania do wykonania, 3. i 4. pluton udał się do miejscowości Sarkhak. Ich zadaniem było dotrzeć do wioski i o świcie rozpocząć przeszukiwanie kalat (typowe afgańskie zabudowania, domostwa) w celu zlokalizowania miejsc skrywania się rebeliantów, poszukiwania broni i środków walki oraz zdobycia informacji na temat działalności grup przestępczych w najbliższej okolicy.

Niemniej jednak najważniejsze i najtrudniejsze zadania czekały na nich po drodze do Sarkhak oraz w trakcie powrotu. Dowódca zdecydował się wybrać trudniejszą drogę do rejonu działań. Dlatego też od początku polsko-afgański patrol poruszał się niemalże tylko po bezdrożach. Za wyborem takiej opcji przemawiało mniejsze prawdopodobieństwo ataku przy pomocy IED. Mimo iż kolumna pojazdów jechała pod osłoną nocy z wykorzystaniem urządzeń noktowizyjnych, przeciwnik zdołał wykryć obecność wojsk na jego terenie.

- Wiele miejsc w Afganistanie jest często obserwowanych przez rebeliantów, którzy podkładają ajdiki pod drogami asfaltowymi, jak i szutrowymi. Prawie wszystkie podkładane są metodą "na śpiocha", czyli ładunek instalowany jest dużo wcześniej i przygotowywany do podłączenia bezpośrednio przez atakiem - opowiada dowódca 1. kompanii piechoty zmotoryzowanej ZB A kpt. Damian Kidawa. - Kiedy rebelianci mają potwierdzenie, że zbliża się patrol wojsk koalicyjnych bądź Afgańskich Sił Bezpieczeństwa, podłączają źródło zasilania i urządzenie jest gotowe do użycia - wyjaśnia kapitan.

Dzięki dobremu wyszkoleniu, doświadczeniu, intuicji i spostrzegawczości udało się wykryć zamaskowaną na trasie minę pułapkę. Będący w składzie patrolu saperzy z Grupy Inżynieryjnej bardzo sprawnie pozbyli się 20-kilogramowego IED, wysadzając go w powietrze. W międzyczasie żołnierze zabezpieczający kolumnę pojazdów dostrzegli na monitorach termowizyjnych "obserwatora”, który kilkanaście minut wcześniej uzbroił niebezpieczne urządzenie. Zapewne czekał na wybuch, by zameldować zleceniodawcom zamachu o skuteczności ataku lub miał zdalnie zdetonować ładunek wybuchowy pod pojazdem. Plany pokrzyżowali mu żołnierze Polskich Sił Zadaniowych, którzy ostrzelali miejsce, w którym się chował. Trafiony przewrócił się i wpadł do znajdującego się za nim rowu.

Dwa dni wcześniej podwładni kpt. Kidawy również natknęli się na ajdiki. Wówczas ich rozmiary i zagrożenie było znacznie większe. Niedaleko zjazdu z drogi szutrowej na asfaltową arterią Ghazni łączącą Kabul z Kandaharem żołnierze 1kpzmot odkryli 2 40-kilogramowe improwizowane ładunki wybuchowe. Wezwali wówczas amerykański patrol rozminowania EOD (Explosive Ordnance Disposal), który zniszczył niebezpieczne znalezisko.

Świtem, po dotarciu do Serkhak, polsko-afgański patrol wszedł do wioski. Obecność dzieci i młodzieży, którzy podążali do lokalnej szkoły, dawała pierwszy sygnał, że prawdopodobnie nie ma w pobliżu bezpośredniego zagrożenia i obecności talibów lub innych grup przestępczych. Po przeszukaniu kilkunastu kalat i przeprowadzeniu rozmów z ich mieszkańcami, żołnierze wrócili do osłaniających ich transporterów.

W czasie powrotu z operacji w Waghez, zaledwie kilka kilometrów od miejsca wykonywania zadania, jeden z transporterów MRAP (Mine Resistant Ambush Protected) "Cougar” wjechał na minę przeciwpancerną. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a eksplozja zniszczyła tylko koło. Od tego momentu kolumna poruszała się znacznie wolniej, co starał się wykorzystać przeciwnik. Dwa kilometry dalej, kilkaset metrów na północ od miejscowości Mohamman Khan, przy zboczach gór patrol został zaatakowany.

W kierunku polsko-afgańskiej kolumny pojazdów wystrzelono kilka granatów przeciwpancernych i prowadzono ostrzał z moździerza. Natychmiast transportery znalazły ukrycia terenowe, rozstawiły się na wzgórzu i zajęły stanowiska ogniowe. Dowódcy poszczególnych załóg zameldowali i potwierdzili identyfikację miejsca, z którego strzela przeciwnik. - Natychmiast odpowiedzieliśmy ogniem wszystkich środków ogniowych, łącznie z 30mm armatami transporterów Rosomak - opisuje kpt. Kidawa. Zimną krwią oraz bardzo dobrym przygotowaniem wykazali się afgańscy żołnierze z 3. Brygady ANA biorący udział z Polakami w operacji. - Ramię w ramię Afgańczycy z moimi żołnierzami walczyli z rebeliantami. Takie zdarzenia uświadamiają mi, że ANA jest coraz lepiej wyszkolona. Nie czekali z założonymi rękami - podkreślił dowódca ZB A ppłk Rafał Miernik. - Szybko rozstawili moździerz i również odpowiedzieli ogniem - dodał kpt. Damian Kidawa. Kiedy kontakt ogniowy został zerwany, patrol bezpiecznie powrócił do bazy.

W czasie walki, odłamkami od wybuchającego granatu RPG lub pocisku moździerzowego ranny został jeden z żołnierzy ANA. Nie patrząc na trwającą wymianę ognia, do poszkodowanego natychmiast podbiegł polski ratownik medyczny kpr. Tomasz Lipka, z sekcji medycznej 1kpzmot. Na miejscu zatamował krwawienie i sprawnie opatrzył głowę afgańskiego żołnierza.

Następnego dnia szef policji prowincji Ghazni płk Zorawar Zahid potwierdził, że podczas walk sił afgańskich i koalicyjnych z rebeliantami w dystryktach Gelan i Waghez poległo w dniu 23 lipca przynajmniej siedmiu talibów.

IX zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie to głównie żołnierze z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, wchodzącej w skład "Czarnej Dywizji” - 11. Dywizji Kawalerii Pancernej z Żagania. W operacji "Gothmoghs Nafas” brali udział przede wszystkim żołnierze 7. Batalionu Strzelców Konnych Wielkopolskich z Wędrzyna oraz saperzy z 1. Brygady Saperów.

mjr Szczepan Głuszczak, Sekcja Informacyjno-Prasowa PKW Afganistan

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)