Nie żyje jeden z liderów Al-Kaidy. Atak przeprowadziło USA
Za "znaczące osłabienie możliwości planowania napaści" Stany Zjednoczone uznały zlikwidowanie jednego z liderów Al-Kaidy. Atak przeprowadzono w Syrii.
O zdarzeniu poinformował w piątek rzecznik Dowództwa Centralnego (CENTCOM) major John Rigsbee. Jak przekazał, "atak lotnictwa USA w północno-zachodniej Syrii pozbawił życia wyższego dowódcę Al-Kaidy, Abdula Hamida al-Matara". Wszystko wskazuje na to, że przy okazji nie ucierpiała ludność cywilna.
Do napaści na dowódcę-seniora użyto drona MQ-9 Reaper. Maszyna ta ma zasięg 5900 km i może osiągnąć prędkość 480 km/h. To pierwszy amerykański tzw. hunter - killer (myśliwy-zabójca - tłumacz.).
- Al-Kaida wykorzystuje Syrię jak bezpieczną zatokę pozwalającą na odbudowę potencjału zbrojnego, koordynację działań z innymi grupami i planowanie nowych akcji. Dodatkowo, północna Syria jest miejscem wypadowym w atakach prowadzonych w Iraku i innych krajach regionu - stwierdził rzecznik CENTCOM. Jak przekonywał, pomyślny atak na wysokiego dowódcę Al-Kaidy, w znaczący sposób osłabił możliwość planowania napaści, które zagrażałyby obywatelom USA oraz partnerom Stanów Zjednoczonych.
Zobacz też: Tragiczny los uchodźców. Burmistrz o sposobie na ratowanie życie
Zabity w piątek dowódca Al-Kaidy był związany z grupą Hurras el-Din (Straż Religii).
Syria. Odwet za atak na bazę?
Jak zauważa "Agence France Presse", Amerykanie zaatakowali Abdula Hamida al-Matara zaledwie dzień po uderzeniu w bazę w al-Tanf, gdzie stacjonują wojska specjalne USA. W środę wieczorem doszło tam do ataku rakietowego. Ostrzał nie spowodował jednak większych strat, nikomu też nie stało się nic poważnego.
Zdaniem Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, atak został przeprowadzony przy użyciu dwóch dronów i kilku niewielkich pocisków rakietowych. Jeden z dronów miał uderzyć w część koszar zajmowaną przez wojska specjalne USA, a drugi w część, gdzie stacjonują wojska syryjskiej opozycji.