Nie zgadzały się odciski palców i DNA. Jan Ptaszyński odsiaduje dożywocie. "Jest niewinny"
Skazany na dożywocie za dwa zabójstwa. Sąd uznał, że Jan Ptaszyński jest winny, mimo, że ofiara miała w dłoni włosy kogoś innego. Świadkowie widzieli skazanego w zupełnie innym miejscu, a obciążać go miało to, że był cichy, nie pił kawy i alkoholu.
- Kilka poszlak wystarczyło, by skazać Jana Ptaszyńskiego na dożywocie. Jestem przekonana, że jest niewinny. Bardziej niż pewna. Trzeba było znaleźć mordercę, to wzięli jego, mimo że nic się nie zgadzało – mówi Wirtualnej Polsce Iwona Zielinko, prawniczka, która walczyła o złożenie skargi nadzwyczajnej w sprawie Ptaszyńskiego.
Mężczyzna od 14 lat odsiaduje wyrok dożywocia. 1 grudnia 2001 r. w białostockim mieszkaniu znaleziono ciało 23-letniej Marioli S. i jej 2,5-letniej córki Klaudii. Leżały w wannie. Na podłodze i ścianach były ślady krwi. Na stole butelka i puszki po alkoholu. Wszędzie ślady palców ubrudzonych krwią.
Rodzina zamordowanych kobiet jako potencjalnego sprawcę wskazała Ptaszyńskiego, bo… był cichy i wydawał się dziwny. Na jego niekorzyść miało także świadczyć to, że był wyznania prawosławnego. Tym tropem ruszyła prokuratura. Dziś trudno w to uwierzyć, ale śledczy wskazali, że zachowanie Ptaszyńskiego odbiega od przeciętnego, bo mężczyzna nie pije kawy i alkoholu.
Zobacz także: PiS idzie po kolejne samodzielne rządy? Analiza Pawła Kowala
Tyle że do tezy prokuratury nie pasowały znalezione na miejscu zbrodni dowody – ani zabezpieczone na miejscu krwawe odciski palców, ani włosy, które zamordowana Mariola trzymała w garści. Nie zgadzało się także DNA, które odkryto pod paznokciami zamordowanej.
Po latach pojawili się nowi świadkowie, którzy przekonują, że przez kilka dni, w czasie których miało dojść do morderstwa mężczyzna był w rodzinnej miejscowości. – Ci ludzie twierdzą, że go tam widzieli. Rozmawiali z nim. Są dowody na to, że oddawał tam kilka razy mleko do mleczarni, co potwierdzają jego podpisy i stempel firmy – mówi mec. Zielinko.
Ptaszyński został aresztowany, ale z braku dowodów go wypuszczono. Wkrótce znów trafił do aresztu. Postępowanie umorzono. Sędzia orzekł, że wniosek prokuratury opiera się wyłącznie na domysłach, a nie dowodach.
Gdy po raz kolejny wznowiono postępowanie śledczy zrobili wszystko, by zamknąć Ptaszyńskiego. Znaleźli świadka, który w zamian za złagodzenie wyroku, zgodził się obciążyć mężczyznę. Piotr W. zeznał, że Ptaszyński przyznał mu się do zamordowania kobiety i jej córki. Miał je utopić. Tyle że w wannie nie było wody… Piotrowi W. groziło 10 lat więzienia. Dzień po tym, jak złożył obciążające Ptaszyńskiego zeznania, wyszedł na wolność.
- Biegła sądowa, która orzekała w tej sprawie, po latach wyznała, że została zmuszona do złożenia obciążającej Ptaszyńskiego opinii. Będzie mocnym świadkiem, jeśli Sąd Najwyższy zdecyduje się zająć tą sprawą – mówi mec. Zielinko. I dodaje: - Sąd uznał, że skoro sprawca chodził po mieszkaniu w skarpetkach, to musiał to być znajomy ofiary.
Nowy świadek przesadził o skazaniu Ptaszyńskiego. Od 14 lat odsiaduje dożywocie. Według wielu ekspertów jest niewinny. W jego sprawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich i Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W Prokuraturze Krajowej jest już skarga nadzwyczajna w jego sprawie. - Z uwagi na skomplikowany charakter sprawy, obszerność zebranego w sprawie materiału dowodowego Prokuratura Krajowa prowadzi analizę akt sprawy - usłyszeliśmy w dziale prasowym Prokuratury Krajowej. Na razie śledczy nie potrafią powiedzieć, ile ona potrwa.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl