Polska"Nie wierzyłem w winę generała Kiszczaka"

"Nie wierzyłem w winę generała Kiszczaka"


Uniewinnienie generała Czesława Kiszczaka od zarzutu, że wydał dyrektywę ułatwiającą użycie broni palnej przy tłumieniu strajków wywołało sporo krytyk. Ja tego wyroku nie krytykuję. Od początku nie wierzyłem, by wydał on dyrektywę o takim znaczeniu. Opierałem to przekonanie na dwu zupełnie różnych obserwacjach. Zacznę od drugorzędnej, ale ważnej, także w skojarzeniu z ważniejszą - pisze w felietonie Waldemar Kuczyński.

Waldemar Kuczyński

29.04.2011 | aktual.: 29.04.2011 11:21

Poznałem mianowicie generała Kiszczaka będąc z nim w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Nie zamierzam wystawiać mu laurek i rozgrzeszać z PRL-owskiego życiorysu. Na pewno jednak nie miałem do czynienia z człowiekiem złym. Piszę to, bo autorów stanu wojennego uważa się często za charaktery wyjątkowo paskudne i czarne. O niejednym ze Służby Bezpieczeństwa mógłbym to powiedzieć. Ale nie o nim. Powie ktoś, że uległem kamuflażowi, jak by nie było profesjonalisty. Myślę jednak, że to co obserwowałem, nie było maską, lecz prawdą o nim, odległą od przypisywanego mu często obrazu komunistycznego drania. Ale nie to jest najważniejsze, choć ma znaczenie.

Najważniejsze jest to, że pierwsze dni po 13 grudnia nie dawały podstaw do tego, by ułatwiać użycie broni, które dopuszczał już dekret o stanie wojennym. Zaskoczenie, ostra zima i głównie ogromne zmęczenie społeczeństwa 16-toma miesiącami solidarnościowego „karnawału” zrobiły swoje. Opór był mizerny i wygasał. Jaki sens miałoby w tej sytuacji ułatwianie strzelania do ludzi? Jest prawdopodobne, że gdyby opór był silny i narastał to ekipa generała Jaruzelskiego przed decyzją o strzelaniu by stanęła. Bo jak się zaczyna pacyfikację zbuntowanego społeczeństwa to nie można stanąć w połowie drogi. Ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. W roku 1981 wygrać mogła tylko władza, albo bezpośrednio Związek Radziecki. Kto sądzi inaczej, sądzi wedle własnych życzeń i nie rozumie tamtego czasu.

Na szczęście dla wszystkich opór był słaby i stan wojenny mógł być zrealizowany wedle głównego założenia. Dawało się je odczytać już z pierwszych dni działania machiny pacyfikacyjnej. Złamanie ruchu, przywrócenie politycznej kontroli nad krajem i nic ponadto, tak by zachować jakąś więź ze społeczeństwem, Kościołem i częścią elit. Każdy zabity zagrażał tej koncepcji. Mieczysław Rakowski pisze w dziennikach, że prawie modlili się o to by obeszło się bez trupów. Ja mu wierzę.

Pierwszą ulgą, którą odczułem i nie tylko ja, po szoku aresztowania, była wiadomość, która doszła do nas w środku nocy, gdy w zimnej świetlicy więzienia na Białołęce czekaliśmy na rozprowadzenie do cel. Stan wojenny wprowadził Jaruzelski! No to przynajmniej nas nie rozwalą! I to się potwierdzało w następnych dniach. Mimo przypadków bestialstwa, bo czas obfitował w nienawiści po obu stronach, obozy internowania w porównaniu z więzieniami marca 1968 roku były oazami swobody. Gdyby tak, jak wcześniej było po 13 grudnia nie powstałaby w nich przebogata twórczość więzienna. Gazetki, znaczki, satyry, świadectwa bogatego życia w obozach i bardzo rozluźnionych rygorów.

A mogło być o wiele gorzej, niż w 1968 roku. Była wtedy w PZPR grupa prąca do krwawej nawet rozprawy ze społeczeństwem, by ludziom odechciało się na dziesięciolecia sprzeciwu wobec władzy ludowej. Ani realna potrzeba, ani przyjęta koncepcja pokonania „Solidarności” nie wymagały tego o co się Czesława Kiszczaka oskarża.

Nie dziwię się oburzeniu na wyrok polityków PiS, bo ich oburza wszystko, co dzieje się w państwie polskim. Dziwię się, że i politycy PO – poza Stefanem Niesiołowskim - zadęli w tą samą dudkę. Bogdan Borusewicz zaś powiedział bardzo niemądrze, że Polska jest państwem prawa, ale nie sprawiedliwości. To ci dopiero; marszałek senatu, wyższej izby ustawodawczej, chcący państwa sprawiedliwości poza prawem.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)