Nie tylko małżeńskie problemy Macrona. Prezydentura jak Titanic
Francuskie media donoszą o awanturach między prezydentem Macronem a jego żoną. Ale małżeńskie połajanki to najmniejszy jego problem. Macrona opuszczają kolejni sojusznicy, porównując jego prezydenturę do Titanica.
- Trzeba skończyć z głupotami i to w tej chwili - miała krzyczeć Brigitte Macron do swojego męża podczas jednej z niedawnych kłótni w Pałacu Elizejskim. Jak stwierdził dziennikarz Frederic Helbert z telewizji BFMTV, Macron był ofiarą "prawdziwej połajanki". Jego żona miała wyliczyć wszystkie jego błędy i problemy. Krzyczała tak głośno, że mimo zamkniętych, ciężkich drzwi, doskonale słyszeli ją funkcjonariusze chroniący prezydencką parę.
Prezydencki Titanic
Brigitte, była nauczycielka uważana przez niektórych za prawa rękę prezydenta, miała powody do frustracji. Po niecałym półtora roku od wyboru, prezydentura Emmanuela Macrona znajduje się nad przepaścią. Administracja targana jest skandalami, obóz polityczny prezydenta opuszczają kluczowi sojusznicy, a bolesne reformy gospodarcze Macrona zamiast poprawienia koniunktury przyniosły jedynie niezadowolenie społeczne; tylko w środę na ulice około 100 francuskich miast wyszło nawet 300 tys. ludzi, by zaprotestować przeciw liberalizującym reformom.
- Będąc tam ma się poczucie bycia na Titanicu - tak tłumaczyła swoje odejście z partii Macrona posłanka Frederique Dumas.
Nie jest jedyną, która tak twierdzi. W sierpniu publicznie swoją rezygnację ogłosił popularny minister środowiska Nicholas Hulot, sfrustrowany złamanymi ekologicznymi obietnicami prezydenta. We wrześniu przyszedł kolejny, jeszcze mocniejszy cios, bo Macrona opuścił jego minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb. Wieloletni mer Lyonu, był jednym z mentorów prezydenta i pierwszym poważnym politykiem, który wsparł jego kandydaturę. Teraz odchodzi, chcąc wrócić do Lyonu. A w kolejce do wyjścia jest jeszcze rzecznik rządu szykujący się do walki o merostwo Paryża, a nawet premier Edouard Philippe, który pomrukuje o powrocie do Hawru, którego był merem.
Afery i arogancja
Głównym powodem odejścia Collomba - podobnie jak kłótni między prezydentem, a jego żoną - miała być tzw. afera Benalli. Alexandre Benalla to były wysoki rangą urzędnik Pałacu Elizejskiego i bliski protegowany Macrona, który przebrany za policjanta wziął udział w brutalnym tłumieniu pierwszomajowych zamieszek. Mimo że prezydent wiedział, zwolnilł współpracownika dopiero po ujawnieniu sprawy przez media niemal dwa miesiące później. Sprawa zyskała szeroki rozgłos, prowadząc m.in. do uruchomienia komisji śledczej we francuskim parlamencie.
Przeczytaj również: Afera z udziałem bliskiego współpracownika Macrona
Ale sprawa Benalli to jeden z wielu problemów. Jeszcze przed swoim odejściem Collomb stwierdził, że prezydentowi brakuje pokory i wydaje się arogancki. Podobnie uważają nie tylko jego współpracownicy, ale i większość Francuzów. A sam Macron, który zapowiadał, że będzie "jowiszowym" prezydentem, nieustannie dostarcza powodów, aby tak sądzić. Przechodząc wśród tłumu szkolnych dzieci potrafił publicznie udzielić reprymendy nastolatkowi, który zwrócił się do niego po imieniu. Innym razem, na skargę bezrobotnego, który nie mógł znaleźć pracy, odpowiedział, że mógłby mu znaleźć pracę choćby po drugiej stronie ulicy. W końcu w ubiegłym tygodniu, skonfrontowany z grupą emerytów martwiących się obniżkami świadczeń, Macron powiedział im, że powinni wziąć przykład z Charlesa de Gaulle'a (odwiedzał jego rodzinną miejscowość) i nie narzekać.
- Myślę, że generał miał rację. Ten kraj byłby inny, gdyby wszyscy stosowali się do jego rady - skwitował Macron.
Prezydentura jak keczup
Wszystko to dzieje się w kontekście wprowadzanych przez Macrona reform: likwidacji podatku od majątku dla najbogatszych, zwiększenia obciążeń dla emerytów i przede wszystkim liberalizacji kodeksu pracy. Reformy miały uzdrowić francuskie finanse, uelastycznienić rynek pracy i obniżyć bezrobocie. Tymczasem bezrobocie utrzymuje się na względnie wysokim poziomie (9 proc.), a gospodarka rozwija się wolniej od oczekiwań. Dlatego notowania prezydenta pikują i 16 miesięcy po objęciu prezydentury znajdują się na poziomie ok. 30 procent. To najgorszy wynik dla francuskiej głowy państwa na tak wczesnym etapie.
Oficjalnie Macron deklaruje, że nie obchodzą go sondaże. Pomaga mu w tym fakt, że jego kandencja trwa aż 7 lat. Ale ludzie z otoczenia prezydenta zdradzają, że w Pałacu Elizejskim szykują się do uruchomienia "drugiej fazy prezydentury". Rekonstrukcja rządu po dymisji Collomba ma ułatwić to zadanie. Problem w tym, że by miała ona sens, Francuzi muszą zacząć odczuwać pozytywne skutki reform. Jak zdradził Collomb, Macron liczy na to, że będzie z nimi jak z keczupem: po wstrząśnięciu butelką przez długi czas nic nie leci, ale kiedy już zacznie, to wychodzi całe mnóstwo sosu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl