Nie tylko grupa Wagnera. W Rosji powstaje coraz więcej prywatnych armii
Grupa Wagnera, to nie jedyna "prywatna armia", która działała w Rosji, korzystając z przychylności Kremla i możliwości funkcjonowania w prawnej szarej strefie. - Każdy oligarcha czy wpływowy gubernator chciał mieć swoją, bo stało się jasne, że kolejny podział władzy będzie siłowy – mówi PAP politolog Iwan Prieobrażenski.
10.09.2023 | aktual.: 10.09.2023 13:02
- Teraz władze próbują wziąć je pod kontrolę – przez ministerstwo obrony czy służby specjalne. Ale ryzyko, że prywatne armie zostaną wykorzystane w przypadku kryzysu władzy albo nawet bez niego do nowej walki o podział wpływów jest absolutnie realne. To jak przysłowiowa strzelba Czechowa – jeśli w pierwszym akcie wisi na ścianie, to wcześniej czy później musi wystrzelić – mówi PAP przebywający poza Rosją analityk Iwan Prieobrażenski.
Choć formalnie nie są legalne, w Rosji od dawna funkcjonują "prywatne armie", "udające" np. firmy ochroniarskie Gazpromu czy innych wielkich biznesów. Po spektakularnym wzlocie (poprzedzającym równie spektakularną klęskę) Jewgienija Prigożyna i jego Grupy Wagnera, zaczęły powstawać nowe struktury.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Każdy, kto tylko mógł, zaczął tworzyć prywatne armie. To się stało w sytuacji, gdy wyrósł Prigożyn. Kolejny podział władzy może się odbyć przy użyciu siły. Z tego co wiem, to wszyscy właśnie do tego się przygotowują. Duże struktury oligarchiczne, przemysłowo-finansowe chcą prawa do tworzenia własnych armii pod dowolnym pretekstem – mówi Preobrażenski.
Grupa Prigożyna to wierzchołek góry lodowej
Jeszcze przed tzw. buntem Prigożyna portal Politico pisał, że Grupa Wagnera to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a prywatnymi armiami dysponują zarówno wielkie państwowe korporacje, jak Gazprom czy gazowe imperium przyjaciela Putina Giennadija Timczenki, jak i resort obrony czy poszczególni gubernatorowie.
Media pisały m.in. o "prywatnej armii" kremlowskiego namiestnika na okupowanym Krymie Siergieja Aksjonowa. M.in. według śledztwa dziennikarskiego portalu Dossier podlegająca mu formacja najemnicza o nazwie Konwoj miała otrzymać milionowe (w dolarach) dotacje od bliskiego przyjaciela Władimira Putina, oligarchy Arkadija Rotenberga i banku WTB.
Jak pisał w sierpniu projekt śledczy Dossier, Konwoj powstał jesienią 2022 r., a za jego szefa uważa się Konstantina Pikałowa, który wcześniej był powiązany z Grupą Wagnera i uczestniczył w jej działaniach w Afryce. Zdaniem Dossier Konwoj działa "w interesach" Siergieja Aksjonowa, szefa okupacyjnych władz Krymu. Według ustaleń dziennikarzy poligon Konwoju znajduje się pod Symferopolem, a najemnicy z tej formacji walczą w obwodzie chersońskim.
W lutym br. wywiad wojskowy Ukrainy (HUR) powiadomił, że własną prywatną firmę wojskową stworzył rosyjski Gazpromnieft (należący do Gazpromu) – zgodę na utworzenie "prywatnej organizacji ochroniarskiej" wydał rosyjski premier Michaił Miszustin. Niezależny portal Meduza w maju donosił, że przynajmniej trzy powiązane z gazowym gigantem formacje najemnicze operują na Ukrainie. Według innych źródeł Gazprom finansuje i wspiera formacje tworzone z ochotników w ramach armii, a potem przekazywane pod nadzór ministerstwa obrony i prywatnej firmy Redut (ta ma być związana z oligarchami Giennadijem Timczenką i Olegiem Deripaską). Struktur afiliowanych przy resorcie obrony ma być więcej. Według różnych źródeł (mówili o tym m.in. ukraińscy wojskowi) minister Siergiej Szojgu osobiście nadzoruje formację o nazwie Patriot.
- W Rosji trwa "wyścig zbrojeń" pomiędzy głównymi graczami politycznymi – tworzą oni prywatne armie wzorem Prigożyna – pisał ukraiński wywiad wojskowy HUR.
W Rosji co rusz powstają nowe, prywatne armie
- Armie prywatne miały wcześniej firmy energetyczne czy czeczeński watażka Ramzan Kadyrow. One były używane punktowo – w Syrii, w Afryce do załatwiania jakichś interesów, ochrony biznesu w strefach podwyższonego ryzyka. Dopiero wojna przeciwko Ukrainie zmieniła sytuację. Grupa Wagnera – stworzona wbrew prawu, ale pod skrzydłami Putina, stała się strukturą, która broni interesów swojego właściciela i więcej nikogo. Stała się rzeczywiście prywatna. Wcześniej wykorzystywało ją państwo tam, gdzie było jasne, że jest szara strefa, że będzie łamane prawo. Stała się jednak samodzielną siłą – mówi Preobrażenski.
- Ile jest prywatnych armii i kto je kontroluje? Nikt dokładnie nie wie. Teraz państwo próbuje je wziąć pod kontrolę i to jest logiczny proces po buncie Prigożyna. Jest jednak także odwrotna tendencja – dodaje analityk.
W dziwnym ruchu, który w świetle rokoszu Prigożyna jest - zdaniem Prieobrażenskiego - zupełnie nielogiczny, w lipcu Kreml de facto umożliwił tworzenie własnych zmilitaryzowanych struktur poszczególnym gubernatorom.
Eksperci różnie oceniali te działania Kremla. Niektórzy, jak znana dziennikarka Farida Rustamowa, ocenili, że Kreml "wyciągnął wnioski z buntu Prigożyna" i tworząc nowe struktury, chce się zabezpieczyć. Część analityków uznała jednak, że tworzenie nowych "prywatnych armii" zwiększa zagrożenie dla osłabionego przez bunt Prigożyna Kremla, bo jeszcze bardziej rozbija państwowy monopol na przemoc.
Gubernatorzy też mogą tworzyć swoje armie
Wprowadzone w lipcu zmiany prawne umożliwiają gubernatorom tworzenie specjalnych firm wojskowych. Broń i amunicję miałoby im zapewniać ministerstwo obrony, a do ich zadań ma należeć ochrona porządku publicznego "w okresie mobilizacji, stanu wojennego, podczas wojny".
Co ciekawe, takie regionalne struktury militarne mają współpracować z MSW, FSB i ministerstwem obrony "w ochronie granicy państwowej, w walce z formacjami dywersyjno-zwiadowczymi obcych państw, w walce z nielegalnymi formacjami zbrojnymi". Członkowie takich formacji mogą niszczyć drony i inne urządzenia bezzałogowe (nawodne, podwodne) "w celu odparcia ataków". Finansowane mają być ze środków federalnych i regionalnych.
"Nie wiadomo, jak Putina do tego przekonano. Możliwe, że uznał, iż gubernatorzy, to taka sama część systemu jak resort obrony, tzn. że da się ich kontrolować, są lojalni. To jednak moim zdaniem poważny błąd" – ocenia Prieobrażenski. Przypomina, że w poradzieckiej historii Rosji dochodziło do "gubernatorskich buntów", a Putin od czasu dojścia do władzy właśnie konsekwentnie ograniczał prerogatywy władz regionalnych. Robił to, odbierając im wybory, kontrolę nad finansami i – co bardzo ważne – nad strukturami siłowymi. Teraz ten trend się odwrócił.
"Jakie mogą być konsekwencje powstawania prywatnych armii? Jeśli tworzy się takie struktury na okoliczność zbrojnej walki o władzę, to jest oczywiste, że kiedy ten konflikt się zacznie, one zostaną zastosowane. Wie to także potencjalna druga strona i ona też +się zbroi+. Właśnie dlatego ewentualny konflikt będzie siłowy – bo te armie już istnieją" – jest przekonany analityk.
W jego opinii do takiego siłowego "konfliktu o władzę" może dojść nie tylko w przypadku wyraźnego kryzysu. - Można sobie wyobrazić, że jakiś gubernator, któremu kremlowska administracja powie, że ma odejść, uzna, że wcale nie ma na to ochoty. I zostanie takim nowym Prigożynem – zauważa Prieobrażenski.