"Nie spuszczą bomby na własny dom". Polacy na południu Hiszpanii nie boją się terrorystów
- 3 lata temu przypłynęło do nas łodziami ponad 1000 nielegalnych imigrantów. Cała społeczność, w tym Polacy, zjednoczyła się żeby im pomóc. Nikt nie zastanawiał się czy to są terroryści, czy nie - mówi nam Inga Tchorzowska, Polka od 6 lat mieszkająca w Hiszpanii.
W oddalonej o 160 km na południe od Malagi Tarifie nikt dziś prawie nie mówi o zamachu w Barcelonie. Na pewno nie turyści, których jest tu o tej porze roku zatrzęsienie. W kawiarni Cafe 10 Tarifa należącej do Ingi Tchorzowskiej, Polki mieszkającej w Hiszpanii od 6 lat, byli dziś Holendrzy, Włosi, Francuzi, Amerykanie i sami Hiszpanie i zdecydowanie zajmowały ich rozmowy o wczorajszej imrezie, jedzeniu i wietrze, z którego słynie Tarifa - mekka windsurferów i kitesurferów.
Tarifa
Maciek, menadżer w kawiarni Ingi Tchorzowskiej, po wczorajszym zamachu, martwi się trochę o mamę, która ma przylecieć do niego w odwiedziny. Będzie lądować w Maladze, dużym turystycznym ośrodku, gdzie prawdopodobieństwo ataku, choćby na lotnisku, jest znacznie większe niż w Tarifie.
Kawiarnia Ingi Tchorzowskiej w Tarifie
W Tarifie Marokańczyków rzadko widać, choć z portu w Tarifie co 1,5 godziny płynie prom do Tangeru. Jest ich znacznie więcej w oddalonym od Tarify o 25 km Algeciras. - Z Algeciras pochodził terrorysta, który dwa lata temu chciał wystrzelać pasażerów pociągu relacji Paryż - Amsterdam. Jest też cała dzielnica arabska, ale ani w Algeciras, ani w Tarifie nikt się arabskich sąsiadów nie obawia - mówi Inga Tchorzowska. - Nikt przecież nie spuszcza bomby na własny dom to raz, a dwa, w Algeciras jest mnóstwo uchodźców z Afryki, często nielegalnych imigrantów, więc ostatnie czego by chcieli, to wzmożonych kontroli, które znacznie utrudniłyby im możliwość przedostania się do Europy. Stąd, w naszym regionie, jest spokój - dodaje Tchorzowska.
W ciągu 6 lat, odkąd mieszka w Tarifie, tylko jeden raz zdarzyło jej się wzywać policję do swojej drugiej restauracji No. 6 Cocina Sencilla. - Zadzwoniły do mnie zaniepokojone pracowniczki, że w lokalu przebywa dziwnie zachowujący się Marokańczyk - wspomina Tchorzowska. - Niczego nie zamawiał, co chwila zmieniał stolik, był nerwowy, chciał wyłącznie siedzieć i korzystać z internetu. Mój partner, Argentyńczyk z pochodzenia, z którym prowadzimy restauracje, stwierdził, żeby chuchać na zimne i dlatego wezwaliśmy służby. Spisali go, a potem nigdy więcej nie widzieliśmy go w miasteczku - mówi właścicielka.
Czy się boi? - Nie żyję w strachu, ale mamy kupione bilety na koncert Rolling Stonesów w Barcelonie na koniec sierpnia i przemknęła mi przez głowę myśl, czy może zostać w domu i nie jechać, żeby nie ryzykować? Ale to jest właśnie to, czego chcą terroryści, zastraszyć nas i wywrócić nasze życie do góry nogami, więc nie pozwolę na to. Jedziemy - dodaje.
W Tarifie mieszka kobieta, która ocalała w zamachu 11 marca 2004 w Madrycie. Zginęło wówczas 190 osób, a ponad 1900 zostało rannych. W wagonie, którym podróżowała nie przeżył nikt poza nią. Jej życie uratowało ciało zabitego mężczyzny. Jego zwłoki osłoniły ją przed eksplozją. W zamachu straciła oko. - W czasie kiedy to się stało nie mieszkałam jeszcze w Tarifie, więc nie słyszałam tego co mówiło się wtedy, na gorąco, ale nigdy później nie dotarło do mnie, żeby ktokolwiek mówiąc o tamtej tragedii skupiał się na zamachowcach - komentuje Tchorzowska. - To co słyszę, to o szczęściu w nieszczęściu, bo jednak ta kobieta żyje, albo o pechu jaki miała, bo znalazła się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze.
_Plaża w Tarifie przed sezonem _
Inga Tchorzowska jest jedną z blisko setki Polaków, którzy mieszkają na stałe w Tarifie. - To bardzo kosmopolityczne miejsce, więc ludzie tu żyjący są niezwykle tolerancyjni i otwarci i nigdy nie słyszałam tu ani hejtu, ani wyzwisk w stylu "ciapaty", rzucanych w stronę imigrantów - mówi Tchorzowska. - 3 lata temu przypłynęło do nas łodziami ponad 1000 nielegalnych imigrantów z Afryki Subsaharyjskiej. To były całe rodziny, ludzie w każdym wieku, obojga płci. Władze ulokowały wszystkich na stadionie, do czasu rozlokowania przybyłych w ośrodkach dla uchodźców. Cała społeczność Tarify, w tym Polacy, zjednoczyła się żeby im pomóc. Przynosili im koce, ludzie zgłaszali się do pomocy jako tłumacze. Nikt nie zastanawiał się czy to są terroryści, czy nie. Po prostu widzieliśmy w nich cierpiących ludzi, choć przyznaje, gdybyśmy tak jak Algeciras mieli dzielnicę arabską w Tarifie, to nie wiem, czy wszyscy nadal byliby tak otwarci, czy coś by się w nas zmieniło - kończy Tchorzowska.