Nie płacił alimentów, zabił żonę na oczach dzieci. Grozi mu dożywocie
Długi, alkohol i kłótnie przyczyniły się do tragedii, jaka wydarzyła się w lipcu w jednym z krakowskich mieszkań. Mężczyzna, który nie chciał płacić alimentów, stracił panowanie nad sobą i brutalnie zabił byłą żonę na oczach dzieci. Usłyszał zarzuty, teraz grozi mu dożywocie. W sprawie zabójstwa do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Zbigniewowi. N.
Dramatyczna historia rozpoczęła się z chwilą zakończenia małżeństwa Zbigniewa M. Po rozwodzie zostały mu zasądzone alimenty na dzieci. Dzięki umowie z byłą żoną, mężczyzna mógł nie płacić, pod warunkiem regularnego utrzymywania mieszkania i spłacania długów.
– Jeszcze przed rozwodem Zbigniew M. przeniósł na rzecz żony własność mieszkania. Wtedy też zaczął nadużywać alkoholu. Od listopada 2013 roku problem ten nasilił się, pił alkohol codziennie. Od dnia 19 grudnia 2013 roku prowadzona była w ich rodzinie "niebieska karta” – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prokurator Bogusława Marcinkowska, rzecznik prasowa krakowskiej prokuratury okręgowej.
Zbigniew M. w pewnym momencie miał grozić żonie, musiała interweniować policja.
- W tej sytuacji pokrzywdzona zdecydowała się złożyć wniosek o egzekucję alimentów na dzieci. W dniu 10 lipca 2014 roku do mieszkania małżonków przyszło dwóch pracowników Kancelarii Komorniczej. W trakcie tej wizyty Zbigniew M. dowiedział się, iż była żona złożyła wniosek o egzekucję zasądzonych wyrokiem rozwodowym alimentów na dzieci. Był tym wyraźnie zaskoczony, już w obecności pracowników Kancelarii Komorniczej podnosił zastrzeżenia wobec żony, że nie tak się umawiali, że ponosi koszty utrzymania dzieci – relacjonuje Marcinkowska.
Po tej wizycie Zbigniew M. zadzwonił do byłej żony. Kiedy kobieta wróciła do miejsca zamieszkania przebywała tam jej córka oraz syn.
- Zbigniew M. wszedł bezpośrednio do tego pokoju, w którym była jego była żona i córka, włączył światło i usiadł na krześle w odległości 2-3 metrów od łóżka. Nietrzeźwy zaczął „wypominać" żonie, że wszystko jej dał, że ona przyszła „jako dziadówka", że nie tak umawiali się przy rozwodzie, że nie da się usunąć z mieszkania. Rozmowa trwała 15-20 minut. Widząc, iż Zbigniew M. nie uspakaja się, a jego zachowanie eskaluje, kobieta poprosiła córkę o zadzwonienie na policję. Córka zadzwoniła na numer 997 i połączyła się z dyżurnym KMP – relacjonuje dalej Marcinkowska.
W trakcie tej rozmowy Zbigniew M. wziął z nóż kuchenny i poszedł do pokoju, gdzie przebywała żona i córka. Syn, który widział nerwową sytuację, próbował zatrzymać ojca. Po krótkiej szarpaninie odpuścił.
- Zbigniew M. podszedł bezpośrednio do łóżka, na którym siedziała jego była żona i po przewróceniu jej do pozycji leżącej i częściowym przygnieceniu zadawał jej wielokrotne ciosy w okolicę głowy, rąk i klatki piersiowej. Widząc, co się dzieje, córka zeszła z łóżka i próbowała bezskutecznie odciągać od tyłu za koszulkę ojca od matki, jednakże z uwagi na dysproporcję sił, jej wysiłki pozostały daremne. Zbigniew M. zadawał byłej żonie ciosy tak długo, aż przestała krzyczeć i ruszać się, a następnie usiadł przy łóżku i tym samym nożem przeciął sobie nadgarstki na obu rękach – kończy Bogusława Marcinkowska w rozmowie z Wirtualną Polską.
Biegli jako przyczynę zgonu pokrzywdzonej wskazali liczne rany kłute i cięte w szczególności szyi z uszkodzeniem tętnicy i żyły szyjnej wspólnej z następowym wykrwawieniem. Biegli stwierdzili, że pokrzywdzonej, w zakresie głowy, szyi, klatki piersiowej oraz ramion zadanych zostało w sumie 15 ciosów.