"Nie chciałam zabić syna, ale ciągnęło go do alkoholu"
57-letnia Teresa B., którą prokuratura oskarża o spowodowanie śmierci 35-letniego syna, stanęła przed toruńskim sądem. Na wniosek obrony, rozprawa toczy się za zamkniętymi drzwiami - podaje "Gazeta Pomorska". Przed rozprawą kobieta mówiła: - Nigdy nie zrobiłabym krzywdy mojemu jedynemu synowi, ale ciągnęło go do alkoholu. Gdy nie chciałam mu dawać pieniędzy, wtedy podnosił na mnie rękę.
Do tragedii doszło w maju ub.r. w jednym z bloków w Toruniu. Między matką a synem Maciejem doszło do awantury. Zdaniem śledczych, podczas szarpaniny kobieta zraniła mężczyznę nożem w klatkę piersiową.
Lekarzom pogotowia ratunkowego nie udało się uratować 35-latka - mężczyzna zmarł.
Jak podaje gazeta, powołując się na informacje nieoficjalne, Maciej B. zdenerwował się, gdy matka nie chciała mu dać pieniędzy na alkohol. Gdy odmówiła, 35-latek zaczął jej grozić. W ręku trzymał nóż. Doszło do szarpaniny, w czasie której mężczyzna został zraniony w klatkę piersiową.
Oskarżona odpowiada za spowodowanie poważnych obrażeń, których skutkiem była śmierć. Grozi jej do 12 więzienia.
Sąd nie wyklucza jednak możliwości zmiany kwalifikacji prawnej w trakcie toczącego się procesu. Kobieta może odpowiadać za zabójstwo, a to zwiększa karę nawet do dożywocia. Tak jednak surowy wyrok raczej się nie zapowiada, bo zdaniem prokuratury, oskarżona miała ograniczoną poczytalność w chwili, gdy dźgnęła nożem syna. W świetle prawa, może zatem liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary. Na wniosek obrony, sąd wyłączył jawność rozprawy.