"Jesteśmy kością w gardle". Batalion jawnie się zbuntował
Szejk Mansur to przywódca ludów kaukaskich w powstaniu przeciwko Rosji z XVIII wieku, także islamski kaznodzieja. Wówczas Rosja prowadziła z Turcją wojnę o Krym, otwarcie frontu kaukaskiego nie sprzyjało Petersburgowi. Dziś kilkusetosobowy czeczeński batalion szejka Mansura walczy w Ukrainie. O tym dlaczego opowiada Wirtualnej Polsce Islam Biełokijew.
19.09.2022 | aktual.: 19.09.2022 08:21
Igor Isajew, Wirtualna Polska: Dlaczego walczycie po stronie Ukrainy?
Islam Biełokijew, bojownik czeczeńskiego batalionu szejka Mansura: Mamy wspólnego wroga. Widzimy, że całe cierpienie, jakiego doświadcza dziś naród ukraiński, jest tym, co nasz naród już przechodził.
Jak długo jest pan w Ukrainie?
Od kwietnia. Pojechałem na granicę Polski i Ukrainy, w poprzednim życiu byłem blogerem. Uważałem, że blog powinien być prowadzony stamtąd, z Ukrainy. Jako ochotnik przekroczyłem granicę i pojechałem od razu na linię frontu.
Zgłaszał się pan od razu we Lwowie ?
Batalion szejka Mansura jest w Ukrainie od 2014 roku. Powiedziałem straży granicznej, że jadę do nich, potwierdzili, skontaktowali się z nimi. I pojechałem bez problemów.
Jak wyglądała ta linia frontu, którą pan zobaczył?
Linia frontu to okopy, żołnierze, którzy nie wysypiają się i nie odpoczywają. To ciągłe napięcie, minimalna liczba cywilów. To ciągły ostrzał, ciągłe zagrożenie życia.
A jak traktują was ukraińscy cywile i wojskowi?
Mamy bardzo dobre stosunki z Ukraińcami. Batalion zdołał udowodnić Ukraińcom swoją efektywność. Wolontariusze bardzo nam pomagają, zwykli ludzie też. Z innymi formacjami prowadzimy wspólne działania, wymieniamy doświadczenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmawiacie z nimi o wolnej Iczkerii?
Tak, często. Większość Ukraińców jest na ogół bardzo pozytywnie nastawiona do tego pomysłu. Rozumieją, że w obecnej sytuacji Czeczeni są pod okupacją.
Rosyjska propaganda wyrobiła straszny obraz brutalnych Czeczenów, chodzi o kadyrowców, którzy nie boją się dokonywać masakry. Czy zwykli Ukraińcy dokonują rozróżnienia między kadyrowcami a zwolennikami wolnej Iczkerii? W Kijowie niedawno jedną ulicę nazwano imieniem Dżochara Dudajewa, lidera Iczkerii z lat 90.
Jednym z zadań mojej pracy jest właśnie wyjaśnianie ludziom, aby nas odróżniali. To już przyniosło owoce. Dziś praktycznie nie ma porównania z tym, co było wcześniej, Ukraińcy doskonale rozumieją, że kadyrowcy to tacy sami zdrajcy, jak Ukraińcy, którzy służą w DRL i ŁRL.
Jak ma wyglądać wolna Iczkeria, jak o tym rozmawiacie ze sobą w batalionie?
Dużo o tym rozmawiamy i jesteśmy dumni, że jesteśmy zdrową częścią społeczności czeczeńskiej, że mamy pluralizm opinii. Dopóki istnieje ten pluralizm, możemy liczyć na sukces, na deokupację, na niepodległość. Chcemy, aby nasze państwo było wolne, niezależne, aby nikt w nim nie był prześladowany, aby nasi chłopcy, dziewczęta, mężczyźni i kobiety otrzymywali godziwą edukację, mieli prawo do godziwego życia, aby mogli się normalnie rozwijać i przyczynić się do rozwoju naszego państwa i całej ludzkości.
Jak ma się odbyć uwolnienie, deokupacja Iczkerii?
Dzisiejsze wydarzenia w Ukrainie pokazały całemu światu prawdziwe oblicze Rosji. Zawsze mówiliśmy, że Rosja się nie zatrzyma. Jeszcze Dżochar Dudajew mówił o tym, że Rosja zaatakuje Ukrainę. Rosja ma ambicje imperialne, dlatego nasza wspólna walka trwała, trwa i będzie trwać bez względu na wynik wojny w Ukrainie. Oczywiście chcielibyśmy, aby Ukraina wygrała. To zwycięstwo da nam nowy horyzont w walce o wyzwolenie.
Ale powtarzam, pracowaliśmy na to niezależnie od wojny w Ukrainie. Dziś widzimy jednak, że Ukraińcy potrzebują pomocy. Nie chcemy, żeby działo się tam to samo, co w Donbasie czy w Czeczenii, więc tam jesteśmy.
Już teraz zbieramy informacje o tym, kto i gdzie pracuje w Czeczenii, jakie oddziały gdzie stacjonują, jaką mają broń, ilu mają ludzi. Mamy na miejscu swoich, którzy przekazują nam informacje, inni je przetwarzają. Przygotowujemy się do deokupacji.
Zobacz także
Kilka tygodni temu rosyjski sąd zakazał "Sahih al-Buchari", jednej z najważniejszych ksiąg islamu. Muzułmańscy przywódcy Ukrainy skierowali wtedy apel do muzułmanów Rosji: w Kijowie moglibyście czytać tę księgę przez cały dzień pod biurem prezydenta Ukrainy i nic by się wam nie stało. Dlaczego więc idziecie na wojnę z Ukrainą (reżim Kadyrowa próbuje wmówić, że to święta wojna islamu), nie widzicie, kto jest rzeczywiście wrogiem? Czy ludzie w Czeczenii to rozumieją, czy oni widzą, jak Rosja prześladuje islam?
W Czeczenii ludzie nie wierzą już w retorykę Kadyrowa. Dla mnie Czeczenia została już całkowicie wyzwolona, przynajmniej od rosyjskiej propagandy. A wszystkie zarzuty, że w Ukrainie toczy się "dżihad", że jest to rzekomo "dżihad przeciwko Zachodowi" — są całkowicie bezpodstawne. To jest głupota. Dzisiaj to Rosja prześladuje muzułmanów, burzy meczety, zakazuje literatury religijnej do tego stopnia, że muzułmaninowi zabierają nawet zwyczajny modlitewnik. Działania Rosji tylko prowokują. Muzułmanie uważają, że Rosja zachowuje się absolutnie nieodpowiednio i agresywnie. A w Ukrainie ludzie swobodnie wyznają religię, ale także mądrze prowadzą sektor publiczny i politykę. Oczywiście powszechne niezadowolenie z reżimu Kremla tylko nasila się.
Rosja wszczęła przeciwko panu trzy sprawy karne. Za "publicznie rozpowszechnianie świadomie nieprawdziwych informacji o użyciu rosyjskich sił zbrojnych", "usprawiedliwianie terroryzmu" i "rehabilitację nazizmu".
"Rehabilitacją nazizmu" miała być moja krytyka świętowania 9 maja, Dnia Zwycięstwa w Czeczenii i Inguszetii. Nasze narody były wtedy deportowane przez Stalina, dlaczego mielibyśmy świętować? Mieliśmy dwóch wrogów, Związek Sowiecki i nazistowskie Niemcy, to oni rozpętali wojnę. Pisałem o tym na moim blogu, wspomniałem o zbrodni katyńskiej. Władzom rosyjskim się to nie podobało, wszczęli przeciwko mnie sprawę karną. A kiedy mówiłem o dzisiejszych zbrodniach armii rosyjskiej na terytorium Ukrainy, oni wszczęli kolejne sprawy karne dotyczące rzekomych "fejków" i "usprawiedliwiania terroryzmu".
Czytaj też: Specjalna misja. Ściągnęli bojowników Kadyrowa
Czym jest batalion szejka Mansoura? Gdzie brał udział w działaniach wojennych? Jacy ludzie są w batalionie?
Trzy jednostki czeczeńskie wchodzą bezpośrednio w skład Sił Zbrojnych Ukrainy, w tym batalion Dżochara Dudajewa. Ale batalion imienia szejka Mansura jest jedynym, który pozostał batalionem ochotniczym. Dla nas ważne jest, abyśmy pozostali ochotnikami, aby nikt nie mógł powiedzieć, że jesteśmy najemnikami. My tu nie zarabiamy, nie mamy pensji — wszystko dostajemy od wolontariuszy, od zwykłych mieszkańców Ukrainy, od diaspory czeczeńskiej. Dla nas to ważne, oznacza to, że jesteśmy całkowicie samowystarczalni. Tak, to bardzo trudne. Osobiście żyję z własnych pieniędzy, kupuję paliwo. Przez dwa miesiące wydałem około półtora tysiąca euro. Nie mam innych dochodów.
Nasz skład to głównie Czeczeni. Ale są też Gruzini, Tatarzy Krymscy — choć mają swój batalion. Każdy może do nas dołączyć, choć nie ukrywamy, że każdego "sprawdzamy": kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmował, kto może go polecić. Mamy świadomość, że swoich ludzi mogą tu przysyłać rosyjskie służby specjalne czy Kadyrow.
Mamy też Ukraińców. Jest na przykład "Machno", dowódca oddziału "Chortycia", pochodzi z Zakarpacia. Jest praktykującym chrześcijaninem i doskonałym wojownikiem. Nie zwracamy uwagi na różnice wyznaniowe i narodowościowe, jemy razem, razem wstajemy, idziemy razem na wojnę.
Jak dokładnie walczycie?
Ponieważ nie jest nas dużo, specjalizujemy się w atakach sabotażowych. Są to małe grupy, które działają za linią wroga, dzisiaj głównie w obwodzie charkowskim i zaporoskim, choć ogólnie chodzi o całą linię frontu. Chłopaki wchodzą na tyły, na teren przeciwnika, interesuje nas sprzęt, sprzęt ciężki, czołgi, instalacje, różne systemy, śmigłowce, samoloty. Wiosną, podczas pierwszej kontrofensywy, batalion szejka Mansura pracował w rejonie Wielkiej Dymerki na północ od Kijowa. Było tam około 17 czołgów. Weszliśmy, zniszczyliśmy kilka czołgów, inne zepsuliśmy. To był jeden z naszych pierwszych ataków i osiągnęliśmy bardzo dobre wyniki.
Kilka miesięcy temu mieszkał pan w Polsce.
Wszystko zostawiłem w Warszawie. Miałem dobre zarobki, biznes, ale zrezygnowałem ze wszystkiego, po prostu pojechałem do Ukrainy. Przyjechałem do Polski w 2004 roku, kiedy miałem 14 lat. Zdawałem maturę w Polsce, rozpocząłem studia wyższe na dwóch kierunkach — studia bliskowschodnie i filozofia. Musiałem jednak opuścić Polskę ze względu na bezpieczeństwo, Kadyrow przeznacza dużo pieniędzy na wyeliminowanie swoich krytyków w Europie. Zginęło kilka osób, musiałem zrezygnować.
Ramzan Kadyrow w ogóle wyznaczył nagrodę za głowy dowódców jednostek czeczeńskich, które walczą po stronie Ukrainy. Pan swojej twarzy nie ukrywa.
Podejmujemy pewne środki ostrożności — nie mogę jednak zdradzić, jakie. Dla Kadyrowa i Rosji w ogóle my jesteśmy kością w gardle. Ważne jest jednak, żeby ktoś mówił o tym nie zasłaniając twarzy.
Czy w Polsce jest dużo agentów Kadyrowa? Jak skuteczne są, pana zdaniem, w tym kierunku polskie służby?
Jak i w każdym kraju Unii Europejskiej, w Polsce są ludzie, którzy pracują dla Kadyrowa. W Polsce przez długi czas działał jawnie de facto oficjalny przedstawiciel Kadyrowa, na szczęście potem zmusili go do opuszczenia kraju. Na terenie Europy jest także wielu zwolenników Kadyrowa. Uważam, że tych ludzi należy poszukiwać, w miarę możliwości kontrolować czy nawet deportować. Ci ludzie spotykają się z zabójcami, przelewają i przewożą brudne pieniądze, współpracują z rosyjskimi służbami specjalnymi. Oni wszyscy pracują razem. Niemniej jednak na terenie Polski nie doszło do szczególnie głośnych incydentów, mam więc nadzieję, że polskie służby specjalne sobie z tym radzą.
Rozmawiał Igor Isajew, dziennikarz Wirtualnej Polski