Nie będzie zarzutów ws. porażonego w Kanadzie Polaka
Prokuratura prowincji Kolumbia Brytyjska poinformowała, że czterej funkcjonariusze
Królewskiej Konnej Policji Kanadyjskiej nie będą odpowiadać za śmierć Polaka Roberta Dziekańskiego, który zmarł po obezwładnieniu go paralizatorem elektrycznym.
Incydent wydarzył się w październiku ubiegłego roku w międzynarodowym porcie lotniczym w Vancouver. Policja twierdzi, że użyła tasera, gdy nieznający języka angielskiego 40-letni Polak zaczął się zachowywać agresywnie. Dziekański był wyczerpany trudami 14-godzinnej lotniczej podróży i 10 godzinami oczekiwania na matkę.
Jak oświadczył na konferencji prasowej rzecznik prokuratury Stan Lowe, eksperci ustalili, że taser spowodował dodatkowe obciążenie organizmu Dziekańskiego, ale nie było to przyczyną śmierci. Swoją rolę odegrał też atak serca.
- Istnieje znaczna liczba niezależnych dowodów wspierających tezę, że funkcjonariusze wykonywali swe obowiązki zgodnie z prawem. Nie ma istotnego prawdopodobieństwa, że będą skazani z tytułu któregokolwiek z rozważanych wobec nich zarzutów - zaznaczył Lowe.
Po uwolnieniu policjantów od zarzutów mogą oni obecnie zeznawać w śledztwie dotyczącym użycia tasera. RCMP deklarowała wcześniej, że nie zezwoli na przesłuchanie swych funkcjonariuszy i nie udostępni prokuraturze swych akt na temat interwencji na lotnisku, dopóki nie zapadnie decyzja w sprawie zarzutów.