"Nie będzie Samoobrony i LPR w resortach siłowych"
Umowa koalicyjna nie wskazuje na to, aby obie partie koalicyjne – Samoobrona i LPR – miały swoich przedstawicieli w tych resortach. I umowy są po to, żeby ich dotrzymywać i dotrzymujemy - powiedział premier Kazimierz Marcinkiewicz, gość "Sygnałów Dnia".
06.06.2006 | aktual.: 06.06.2006 15:19
Sygnały Dnia: Panie premierze, czy wiedział pan o tym, że dwóch ministrów w pana rządzie, ba, ministrów w randzie wicepremiera, organizuje konferencję prasową, podczas której domagać się będzie udziału swoich ludzi w kierowaniu resortami siłowymi?
Kazimierz Marcinkiewicz: Panie redaktorze, wiem, że dwóch liderów dwóch ugrupowań politycznych miało taką konferencję i że o to apelowało, a miało także w czasie tej konferencji wystąpienie dotyczące innej kwestii. Ze mną ani Andrzej Lepper, ani Roman Giertych na temat resortów siłowych nie rozmawiali, a nie rozmawiali z prostego powodu – nie ma takiego zapisu w umowie koalicyjnej.
No właśnie o to chciałem zapytać. Co mówi umowa koalicyjna na temat kierowania resortami siłowymi, przedstawiciele których partii mają prawo do zasiadania w gremiach kierowniczych tych resortów?
- Może inaczej. Umowa koalicyjna nie wskazuje na to, aby obie partie koalicyjne – Samoobrona i LPR – miały swoich przedstawicieli w tych resortach. I umowy są po to, żeby ich dotrzymywać i dotrzymujemy.
A co zrobić ze zdaniem Andrzeja Leppera, że jesteśmy w rządzie, jesteśmy w koalicji, ale nad tymi służbami żadnej władzy nie mamy i to nas upoważnia dzisiaj do tego, abyśmy jeszcze bardziej zdecydowanie żądali udziału naszych przedstawicieli w resortach siłowych.
- Jest władza z prostego powodu. Po pierwsze dlatego, że ja utrzymuję formułę udziału wicepremierów we wszystkich najważniejszych sprawach i decyzjach, zanim jeszcze Rada Ministrów podejmuje takie decyzje. Spotykamy się nieustająco, w związku z tym ten nadzór czy ta kontrola jest w rękach także wicepremierów. Po drugie, oczywiście, w większości spraw decyzje podejmuje Rada Ministrów i w związku z tym członkowie Rady Ministrów, jakimi są wicepremierzy, również podejmują te decyzje. Jeśli natomiast chodzi o służby różnego rodzaju, to nadzór nad nimi jest zapisany w ustawie i to nie jest nadzór polityczny; to jest nadzór premiera, to jest nadzór komisji sejmowej ds. służb specjalnych, to jest nadzór cywilny nad tymi służbami, żeby tak to określić, i on jest sprawowany.
A czy utrzymuje pan, panie premierze, raporty od służb specjalnych, z których to wynika, że Liga Polskich Rodzin albo Samoobrona są inwigilowane?
- Nie ma takiej możliwości, żeby jakakolwiek partia polityczna dziś była inwigilowana. Zerwaliśmy ze wszystkimi nićmi, które mogłyby do czegoś takiego prowadzić. Służby specjalne są zadaniowane i te zadania, które są wyznaczane, to są zadania obrony państwa, ochrony państwa, a nie jakiekolwiek zadania polityczne. Takiej możliwości dziś nie ma.
A co z tymi przykładami podawanymi przez Andrzeja Leppera, że tutaj policja w domu jednego z działaczy Samoobrony, tutaj ktoś podający się za oficera ABW?
- Każdy taki przykład należy sprawdzić i wyciągnąć z niego konsekwencje, jeśli miał miejsce.
Ale pan w ogóle wierzy, że takie przypadki mają miejsce?
- Panie redaktorze, naprawdę to nie o wiarę chodzi, wiara to jest bardziej poważna sprawa.
A jest pan za powołaniem komisji śledczej sejmowej, która miałaby się zająć sprawą inwigilowania partii politycznych w latach 1989-2005?
- Zawsze warto dochodzić do prawdy, zawsze. To jest sytuacja, w której żyjemy w Polsce obecnie. Jeśli budujemy cokolwiek dobrego, to musimy budować na wiedzy, na prawdzie, na pełnej informacji. I dotyczy to także tej przeszłości, która jest na styku służb specjalnych różnego rodzaju, różnych garniturów służb specjalnych a polityki i gospodarki. To trzeba wyjaśnić zawsze, bo tylko w taki sposób będziemy mogli budować praworządne państwo i nie będziemy popełniać tych samych błędów.