Nie bądź członkiem
Partyjne doły odchodzą z SLD, puchną za to szeregi Platformy Obywatelskiej. To dowód, że w społecznej świadomości partie są tylko po to, aby załatwiać interesy swoich członków - z MIKOŁAJEM CZEŚNIKIEM z Instytutu Studiów Politycznych PAN rozmawia MICHAŁ WÓJCIK.
27.11.2003 | aktual.: 27.11.2003 14:05
Gdy maleje społeczne poparcie dla partii politycznej, kurczą się jej szeregi. Jak to świadczy o członkach partii?
Mikołaj Cześnik: Ludzie, którzy gwałtownie reagują na wahnięcia w sondażach społecznego poparcia, są specyficzni. Należy się domyślać, że traktują partię przedmiotowo. Ich członkostwo nie ma nic z ideologii. To zorientowani na sukces karierowicze. Partie wydają im się organizacjami, które istnieją tylko po to, by realizować ich interesy. Migracje członków partii politycznych świadczą, jak płytkie jest w partyjnych dołach myślenie o dobru wyższym. Szeregowi członkowie szukają w polityce realizacji swoich małych interesów.
A nie po to się idzie do partii? Niedawno szef karpackiego SLD Krzysztof Martens powiedział, że program Hausnera może jest dobry dla kraju, ale na pewno nie dla SLD i dlatego nie warto go popierać. Wymknęło mu się?
Mikołaj Cześnik: W każdej partii spora grupa członków jest tylko po to, by realizować swoje interesy: zarobić na jeszcze lepszy samochód, zamieszkać w jeszcze większym mieszkaniu. My, badacze, nie potrafimy powiedzieć, jaki to odsetek członków. Co gorsza, bardziej widać karierowiczów niż tych, którzy są w partiach, aby działać pro publico bono.
Inna sprawa, że takie partie, do jakich przyzwyczaił nas XX wiek, czyli wielkie, masowe partie grupowych interesów, już się skończyły. Najlepszy czas na takie molochy był 30 lat temu i wcześniej. Potem na Zachodzie pojawiły się partie mniejsze, na przykład zielonych czy "nowej lewicy", którym łatwiej było reprezentować mniej liczne grupy społeczne czy zawodowe. Obecnie na zachodzie Europy mamy do czynienia z jeszcze innym procesem - kartelizacji. To znaczy, że partie w coraz mniejszym stopniu są reprezentantami społeczeństwa wobec państwa, ale stają się wręcz częściami machiny państwowej. Koronnym przykładem na tę tezę jest to, że państwo finansuje teraz partie polityczne. W Polsce także mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem. Podatnicy płacą na system partyjny bez względu na swoje sympatie czy antypatie polityczne. Ale praktyka pokazuje, że nie da się wygrać wyborów bez wpływów w terenie. Dlatego - mogłoby się wydawać - górze powinno zależeć na licznych dołach, czyli tłumnych szeregach, a partiom
politycznym na tym, aby nie powstawały już nowe inicjatywy.
Ale "teren" się nie garnie do partii.
Mikołaj Cześnik: Według badań co piąty Austriak po osiemnastce jest członkiem jakiejś partii. W Holandii co 30. obywatel. W Polsce współczynnik upartyjnienia społeczeństwa jest jeszcze mniejszy, jeden z najmniejszych w Europie. Dlatego że w społecznym odbiorze partia polityczna nie jest niezbędna dla istnienia demokracji. Przeciętny Polak utożsamia się z narodem i rodziną. Pośrodku nie ma niczego. Socjolog Stefan Nowak nazwał to już w latach 70. "próżnią społeczną". Dlatego partie polityczne są małe i słabo zakorzenione w społeczeństwie. W Anglii na przykład ludzie identyfikują się ze swoimi klasami. Przeciętny klient pubu z dumą może powiedzieć: Jestem middle class albo working class. U nas tak nie powie, ponieważ nie ma silnej tożsamości "szczebla pośredniego", na przykład tożsamości klasowej.
To oznacza, że członkowie partii są w nich tylko z przyzwyczajenia? Że lubią należeć?
Mikołaj Cześnik: Nie. Z badań przeprowadzonych nad młodzieżówkami partyjnymi wynika, że ich liderzy zachowują się bardzo cynicznie. To ludzie absolutnie zorientowani na karierę. U nich nie ma ognia do działania, buntu, niezgody na świat. Nikt z nich nie mówi o służbie. To świadczy, że zmienia się definicja partii. Członkostwo w partii to sposób załatwiania swoich interesów. Członkowie partii już nie reprezentują żadnych grup. Reprezentują siebie. Chyba jedyny wyjątek to PSL. Ale los tej partii jest przesądzony. Ten elektorat wymiera albo przenosi się do miast. A zatem mamy małe partie, atrakcyjne dla tych, którzy widzą swój interes. Partie te nie mają szans stać się masowymi. Najważniejszy powód jest taki, że polityka jest atrakcyjna tylko dla nielicznych. Być może dlatego, że tylko nielicznym może coś konkretnego zaoferować.
Jaka będzie przyszłość takich partii?
Mikołaj Cześnik: To będą partie o bardzo podobnych programach. Ich członkowie integrować się będą wokół znanych medialnie jednostek. W Stanach Zjednoczonych od lat obowiązuje zasada, że "nieważne, co mówią, byle tylko nie przekręcali nazwiska". Wystarczy być w mediach, aby mieć jakieś poparcie. Ten proces zaczął się i toczy się na naszych oczach w Polsce.
ROZMAWIAŁ MICHAŁ WÓJCIK