"Newsweek" zarzuca plagiat Sumlińskiemu. Dziennikarz odpowiada: "kłamstwo, idę do sądu"
• "Newsweek": w książce o Komorowskim Sumliński przepisywał kryminały
• Dziennikarz oskarża tygodnik o kłamstwo i zamierza pozwać go do sądu
• Sumliński zapewnia, że w swoich książkach pisał wyłącznie o faktach
• "Dlaczego Komorowski, oficerowie WSI czy politycy nie podali mnie do sądu?"
"Newsweek" w artykule opublikowanym na stronie internetowej tygodnika zarzuca dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu, że w swojej książce "Niebezpieczne Związki Bronisława Komorowskiego" trzydzieści razy skopiował klasyków kryminału i sensacji - Alistaira MacLeana i Raymonda Chandlera. Publikacja zawiera wypowiedź anonimowego tłumacza. To właśnie on jest osobą, która odkryła, że w książkach dziennikarza jest mnóstwo plagiatów.
- Absolutne, ewidentne kłamstwo. Informuję, że z tygodnikiem "Newsweek" idę do sądu. Wszystko ma swoje granice - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Sumliński, odnosząc się do publikacji tygodnika. Dziennikarz porównał artykuł gazety do odkrycia, że woda jest mokra. Sumliński przypomina, że na wielu spotkaniach autorskich oraz w wywiadach podkreślał, że w ostatnich książkach celowo i śladowo nawiązywał do klimatu czy stylu klasyków, na których się wychowywał. Jak nie trudno się domyślić, autorami tymi są między innymi MacLean oraz Chandler. - Na tej kanwie wytworzyłem swój własny, indywidualny styl z tą zasadniczą różnicą, że w przeciwieństwie do nich piszę wyłącznie o faktach i wydarzeniach autentycznych - wyjaśnia rozmówca WP.
- Moje książki są pełne konkretów. Opisuję w nich najważniejsze osoby w państwie, bez skrótów czy pseudonimów. Nie ma w nich zmienionych postaci. Gdy piszę o Bronisławie Komorowskim czy pułkowniku z WSI, to wymieniam ich z imienia i nazwiska. Jak więc można mówić, że przepisywałem kryminały? Opisywałem rzeczywistość taką, jaką ona jest - mówi Sumliński.
Sumliński zwraca uwagę na jeden - jego zdaniem bardzo istotny - fakt, który jest potwierdzeniem jego prawdomówności. - Gdy pan Hofman powiedział w programie Moniki Olejnik, że Bronisław Komorowski miał jakieś związki z WSI, natychmiast został pozwany do sądu i przepraszał w trybie wyborczym. Moja książka o Komorowskim wyszła w kwietniu, gdy zaczynała się kampanii wyborcza. Prezydent mógł podać mnie do sądu w trybie wyborczym. Nie zrobił tego, mimo że był namawiany także przeze mnie - mówi dziennikarz. I dodaje, że takich faktów można podać więcej.
- Jeśli kłamałem, to dlaczego Bronisław Komorowski, oficerowie WSI czy politycy, których wymieniam w swoich książkach, nie podali mnie do sądu? - zastanawia się Sumliński. I podkreśla, że o wszystkich tych osobach pisał bardzo źle, a mimo to nikt nie ośmielił się wejść z nim na ścieżkę prawną. Jedyną osobą, która zdecydowała się na taki ruch, był adwokat Andrzej Puławski, którego w swojej publikacji, opierając się na zeznaniach świadka koronnego "Masy", określił "adwokatem mafii".
Sumliński zapewnia, że nie pozostawi publikacji tygodnika "Newsweek" bez odpowiedzi. - W bardzo szybkim czasie skieruję pozew do sądu. To będzie kwestia kilku dni - tłumaczy autor książki "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego".