PolskaNaukowcy zamieszani w aferę hazardową

Naukowcy zamieszani w aferę hazardową

Centralne Biuro Śledcze zatrzymało trzy osoby, zamieszane w tzw. aferę hazardową.
Dwie z nich to pracownicy uczelni, w tym jedna jest zatrudniona w Katedrze Technologii Maszyn Politechniki Łódzkiej.

Naukowcy zamieszani w aferę hazardową
Źródło zdjęć: © WP.PL

20.10.2009 | aktual.: 20.10.2009 11:10

- Jeden z podejrzanych to prywatny przedsiębiorca, dwóch pozostałych to naukowcy: jeden ze stopniem profesora, drugi doktora, niestety dla dobra śledztwa nie mogę nic więcej powiedzieć - mówi prokurator Janusz Kordulski z Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, która prowadzi śledztwo. Wszyscy trzej zatrzymani zostali przesłuchani, a następnie zwolnieni za kaucją. Musieli zapłacić od 50 do 120 tysięcy zł.

Białostoccy prokuratorzy od kwietnia prowadzą śledztwo, dotyczące tzw. automatów hazardowych o niskich wygranych. Wrzucając żeton do tej maszyny, jednorazowo można wygrać równowartość 15 euro. Aby taką maszynę postawić i na niej zarabiać, właściciel musi mieć certyfikat, potwierdzający, że automat służy wyłącznie do niskich wygranych. Ale po niewielkim liftingu automat może służyć do gier o wyższe stawki.

Według prokuratury, trzej zatrzymani poświadczali nieprawdę w certyfikatach. Skarb Państwa mógł stracić na tych machinacjach nawet miliard złotych.

Informacja o śledztwie i zarzutach pojawiła się w poniedziałek na witrynie białostockiej Prokuratury Apelacyjnej. Prokurator Janusz Kordulski twierdzi, że podejrzanym postawiono kilkanaście zarzutów "poświadczenia nieprawdy w zamian za korzyści majątkowe" , zakazano opuszczania kraju i wydawania certyfikatów.

- W trzynastu województwach zabezpieczono do analiz 300 automatów. Na potrzeby biegłych z łódzkich salonów gier zabrano kilkanaście maszyn - mówi prokurator Kordulski.

W naukowych kręgach Łodzi spekulowano, że dwaj naukowcy z zarzutami to pracownicy Katedry Technologii Maszyn Politechniki Łódzkiej. Ta katedra to jeden z trzynastu ośrodków w kraju, które na zlecenie Ministerstwa Finansów certyfikują automaty o niskich wygranych. Oficjalnie o zarzutach dla naukowców nie wiedzieli w poniedziałek nic ani rzeczniczka uczelni Ewa Chojnacka, ani szef katedry prof. Andrzej Gołąbczak, ani rektor Politechniki Łódzkiej prof. Stanisław Bielecki. - Proszę mi wybaczyć, nic o tym nie wiem, nie ma mnie w Łodzi - mówił prof. Bielecki.

Studenci wydziału maszyn też byli zaskoczeni. - Żaden z naszych wykładowców nie odwołał zajęć - mówili.

Trop okazał się trafny, w końcu potwierdził go prof. Krzysztof Jóźwik, prorektor PŁ do spraw kształcenia. - Nie ma oficjalnej wiedzy na ten temat, prokuratura nie poinformowała uczelni - powiedział prof. Jóźwik. - Wiem natomiast, że jeden z pracowników Katedry Technologii Maszyn otrzymał zarzuty, które w rozmowie ze mną określił jako absurdalne. Zarzuty to jeszcze nie wyrok, dlatego będziemy tę sprawę obserwować i jeśli potwierdzi się, że zostało złamane nasze wewnętrzne akademickie prawo, zostanie zawieszony. Mogę zapewnić, że w tę sprawę nie jest zamieszany nikt z kierownictwa katedry - zapewnił.

Wiadomo, że część zabezpieczonych przez prokuraturę automatów należy do Ryszarda Sobiesiaka, biznesmena branży hazardowej, który pogrążył czterech ministrów rządu Donalda Tuska. Jako znajomy m.in. wicepremiera Grzegorza Schetyny i ministra sportu Mirosława Drzewieckiego lobbował za ustąpieniem przez ministra finansów ze zwiększenia dopłat do automatów. Pomagał w tym minister Drzewiecki, który prowadził korespondencję z resortem finansów. Sprawę ujawnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński. Drzewiecki stwierdził, że ma w tej sprawie czyste sumienie, ale dwa tygodnie temu złożył dymisję, ustąpił też z zarządu krajowego PO.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)