Nauczycielka zdefraudowała 12 tys. zł na wycieczkę
Ponad 12 tysięcy złotych zdefraudowała Elżbieta M. nauczycielka ze szkoły podstawowej w Myszkowie. Za te pieniądze dzieci miały pojechać na trzydniową wycieczkę w Bieszczady. Dla niektórych miał to być pierwszy wyjazd w życiu, dla innych - jedyny w te wakacje - pisze "Polska Dziennik Zachodni".
Wycieczkę organizowała Elżbieta M., nauczycielka z 30-letnim stażem, tuż przed emeryturą. Ona też zbierała pieniądze: 300 zł za dorosłego i 270 zł od dziecka. Takie ogłoszenia o "rodzinnej wycieczce" we wrześniu wisiały w szkole.
Potem nauczycielka zbierała jeszcze po 50 zł od osoby, bo cena miała ostatecznie okazać się wyższa. W zamian rodziny z dziećmi miały spędzić trzy dni w pięknym pensjonacie w Polańczyku, tuż nad zalewem Solina.
Na wycieczkę wybierało się 39 osób, w tym ponad 20. dzieci - od przedszkolnych do 13-latków. Towarzyszyć im mieli rodzice lub dziadkowie. Pieniądze płacili w ratach od września.
Tuż przed wyjazdem uczniowie i opiekunowie dowiedzieli się, że pensjonat w Polańczyku miał zostać zniszczony przez ulewy, więc wyjazd jest odwołany. Zwrot pieniędzy nauczycielka obiecywała pocztą.
Z kolei właścicielka pensjonatu w Polańczyku usłyszała, że gości nie będzie, bo Myszków nawiedziła powódź i trąba powietrzna. - Nauczycielka tłumaczyła, że ludziom pozrywało dachy. Dopiero od rodziców dzieci dowiedzieliśmy się, że to oszustka - mówiła w rozmowie z dziennikarzami "Polski Dziennika Zachodniego".
Dyrekcja szkoły twierdzi, że nie wydała zgody na wycieczkę. Ale rodzice denerwują się, że dyrektorka nie uprzedziła ich, że pensję i odprawę nauczycielki zajął komornik.
Nauczycielka zniknęła. Najpierw trafiła na badania do szpitala w Częstochowie, a po wyjściu z niego zapadła się pod ziemię. Nie odbiera telefonu. Nie wyjaśniła co zrobiła z pieniędzmi i dlaczego oszukała dzieci.
Policja prowadziła w tej sprawie postępowanie przygotowawcze, a materiały z niego trafiły do prokuratury.