Nauczyciel jest nagi
Nauczyciele biją uczniów, uczniowie znęcają się nad nauczycielami, starsi maltretują młodszych, a pedagodzy "żrą" się między sobą w zaciszu pokojów nauczycielskich. Takie informacje co jakiś czas pojawiają się na pierwszych stronach gazet i w głównych wydaniach telewizyjnych wiadomości. Jak jest naprawdę? Czy szkoły są siedliskiem przemocy?
17.09.2003 13:14
Do trudnego i źle opłacanego zawodu nauczycielskiego rzadko obecnie przychodzą ludzie wybitni. Większość nauczycieli to przeciętniacy, którzy do szkolnictwa trafiają z braku lepszego pomysłu na życie. Brak wielkich osobowości w gronie pedagogicznym jest podstawową przyczyną problemów wychowawczych w szkołach. Prawdziwych pedagogów zostało niewielu i wkrótce odejdą na emerytury.
Opisywana w podkarpackiej prasie "fala" w przemyskim gimnazjum nie jest wcale zjawiskiem odosobnionym. – Chłopcy ze starszych klas namalowali nam kocie wąsy i urządzili sobie pośmiewisko – skarżą się pierwszoklasiści z IV LO w Rzeszowie. – Ich zachowanie było chwilami brutalne. To było dla nas bardzo przykre doświadczenie. Tym bardziej, że nauczyciele w ogóle nie reagowali na znęcanie się nad nami.
Dlaczego nie reagowali? Być może nie chcieli, ale najpewniej nie wiedzieli, jak zareagować, żeby samemu się nie narazić. Dzisiejszy nauczyciel umie nauczać, lecz nie potrafi wychowywać. - Żeby zarobić na życie, nauczyciel często pracuje na kilku etatach – mówi Grażyna Szarama, dyrektor Zespołu Społecznych Szkół Ogólnokształcących w Rzeszowie. – Biega od szkoły do szkoły i na lekcjach realizuje program nauczania. Na pracę wychowawczą nie ma czasu, siły, ani ochoty.
Wychowanie ucznia odbywa się nie tylko w czasie lekcji. Niestety, w obecnym modelu szkolnictwa kontakt ucznia i jego wychowawcy ogranicza się tylko do 45 min zajęć. Taka sytuacja nie sprzyja kształtowaniu charakteru młodego człowieka.
- Młodego człowieka powinni wychowywać rodzice, a szkoła ma pełnić tylko rolę wspomagającą – uważa dr Zofia Frączek, wicedyrektor Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Rzeszowskiego. - Dziś wychowywanie zostało scedowane tylko na szkoły. Zapracowani rodzice nie mają czasu zajmować się dziećmi, ani współpracować z pedagogiem. To niekorzystne zjawisko. Zmienił się też system wartości uznawanych przez młodych ludzi.
- Po to, żeby być dobrym wychowawcą, trzeb mieć nie tylko wiedzę – dodaje dr hab. Mieczysław Radochoński, kierownik zakładu psychologii URz. - Konieczna jest wybitna osobowość. Niestety, ludzie, którzy ją posiadają i mogliby być wzorcem dla młodzieży, rzadko trafiają do szkolnictwa. Wybierają bardziej lukratywne zawody.
Błędny system
Czy problem nie zaczyna się zatem już w chwili przyjmowaniu na studia pedagogiczne? Panuje opinia, że wybierają je przeciętniacy, którzy nie dostali się na bardziej atrakcyjne kierunki.
- To błędny stereotyp – stanowczo zaprzecza dr Ryszard Pęczkowski, prodziekan wydziału pedagogicznego URz. – W tym roku mieliśmy 10 kandydatów na jedno miejsce i warunkiem przyjęcia było posiadanie średniej ze świadectwa maturalnego 4,6. To mówi samo za siebie. Przyjmujemy najlepszych.
Tyle że średnia ocen z liceum nie obrazuje w pełni wartości kandydata. Przy rekrutacji na studia nauczycielskie nie ma testów osobowości. – To z pewnością istotna, choć tylko jedna z wielu przyczyn słabości grona nauczycielskiego w polskim szkolnictwie – zgadza się Mieczysław Radochoński.
A przyczyn jest naprawdę wiele. Reforma edukacji, sztandarowe hasło poprzednio rządzącej ekipy, została wprowadzona pospiesznie i po prostu źle. Stworzono system wielkich szkół, w których zarówno uczniowie, jak i nauczyciele są anonimowi. To praktycznie wyklucza prawidłowe prowadzenie procesu wychowania. Skutki już są widoczne.
Dlaczego sobie nie radzą?
Współczesny nauczyciel umie uczyć, ale nie umie wychowywać. Wynika to z programu studiów pedagogicznych. – Wyraźnie odczuwalny jest brak zajęć warsztatowych dla studentów – uważa doc. Radochoński. – Absolwenci umieją realizować program nauczania w szkole, ale nie radzą sobie w sytuacjach stresowych – ekstremalnych. Na prowokujące zachowania uczniów reagują agresją. Powstają konflikty, narastają problemy. Z czasem wybuchają i wtedy pokazywane są w mediach.
Niestety, w obecnym systemie kształcenia nauczycieli nie jest możliwe prowadzenie odpowiednich zajęć ze studentami. – Po prostu nie ma na to pieniędzy – wyjaśnia prodziekan Pęczkowski. – Ministerstwo finansuje tylko 60 proc. kosztów kształcenia studenta. Uczelnia martwi się, jak zarobić resztę. Wszędzie szuka się oszczędności. Nie ma możliwości wprowadzenia drogich warsztatów prowadzonych w małych grupach, a niewątpliwie byłoby to konieczne.
Nabrzmiałych problemów polskiego szkolnictwa jest wiele. Unaoczniła je afera w toruńskiej budowlance. Zdaniem specjalistów, sposobów naprawy trzeba szukać w głębokich zmianach systemu edukacji. Niestety, bierne zachowanie minister Krystyny Łybackiej wobec wydarzeń w Toruniu pokazuje, że obecne władze nie są zainteresowane rzeczywistą poprawą sytuacji. Czy trzeba pani minister i naszym parlamentarzystom przypomnieć truizm, że przyszłość kraju zależy od właściwej edukacji i wychowania młodzieży?
Krzyztof Rokosz