We wtorkowym "Naszym Dzienniku" Mieczysław Pabis pisze o aferze FOZZ. Jak doszło do gigantycznego drenażu państwowej kasy na początku lat 90., kto stworzył odpowiednie ku temu warunki, kto się obłowił, dla kogo Michał Falzmann był niewygodnym oszołomem, dlaczego ciągle znikają ludzie mający związek ze sprawą Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego? Dlaczego wśród polityków, którzy przez ostatnie 10 lat pełnili odpowiednio wysokie funkcje, by podjąć konkretne decyzje, nie znalazł się nikt, kto zająłby się sprawą FOZZ na poważnie? - zastanawia się dziennikarz.
Odpowiedzi na te i inne pytania związane z tzw. aferą FOZZ uzyskali uczestnicy krakowskiego Seminarium Falzmannowskiego, na którym byli obecni prof. Jerzy Przystawa, współautor książki o sprawie FOZZ i Izabela Brodacka-Falzmann, małżonka Michała Falzmanna.
To nie jest żadna afera. Słowo afera jest tutaj zupełnie nie na miejscu. To, co się stało, co przykrywa się słowem FOZZ osobiście uważam za najbardziej istotny element tego, co się nazywa transformacją ustrojową w Polsce - mówił prof. Jerzy Przystawa. To wszystko było możliwe dzięki mechanizmom, które wprowadził do polskiego życia gospodarczego słynny i wielki Leszek Balcerowicz - stwierdził.
Szacuje się, że straty, jakie poniosło wtedy państwo polskie są porównywalne do całorocznego budżetu kraju. Mogą sięgać kilkudziesięciu miliardów dolarów. Dla porównania - straty, jakie spowodowała powódź 4 lata temu były oszacowane na 2 mld dolarów. (mag)