Nastolatkowie zgwałcili kolegę i wyjechali na wakacje
16-letni Marcin nie chciał chodzić do szkoły. Trafił do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego przy ul. Łucji w Łodzi. Znalazł się wśród chłopców mających na koncie kradzieże i włamania. Nie zaprzyjaźnił się z nimi. Był bity i poniżany, a na koniec został zgwałcony. W poważnym stanie trafił do szpitala psychiatrycznego. Jego oprawców dyrekcja ośrodka wysłała na zimowiska.
19.02.2009 | aktual.: 12.06.2018 14:27
Za to, co działo się za drzwiami placówki przy ul. Łucji, ktoś powinien odpowiedzieć przed prokuratorem. Może właśnie dlatego wiele zainteresowanych w sprawie osób nabrało wody w usta.
Marcin trafił do placówki przy ul. Łucji z podwarszawskiego Piaseczna. Sąd odebrał jego matce prawa rodzicielskie. Chłopiec trafił do domu dziecka. Nie radził sobie w nowym otoczeniu i zaczął wagarować. Właśnie dlatego zapadła decyzja, by umieścić go w placówce dla młodzieży mającej trudności z nauką. A że w żadnej nie było miejsc, chłopak trafił na ul. Łucji.
Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze przeznaczone są dla młodzieży, która już dopuściła się przestępstw. W Polsce funkcjonuje obecnie 69 takich placówek, w trzech łódzkich MOW resocjalizują się teraz 102 osoby. Marcin nie miał kolizji z prawem, ale że nie było dla niego miejsca w żadnej placówce, trafił do MOW przy ul. Łucji.
- Z Marcinem widziałam się tylko jeden dzień. Po rozmowie z nim stwierdziłam, że jest bardzo grzeczny, spokojny i układny. Nic więcej nie mogę w tej sprawie powiedzieć - tłumaczy Ewa Walczak, p.o. dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego nr 2 w Łodzi.
Inni podopieczni ośrodka szybko zaczęli się nad nim pastwić. Wychowawcy twierdzą, że nic nie zauważyli i nie zareagowali. Skandal wybuchł, gdy Marcin trafił na szpitalny oddział. Lekarze natychmiast zorientowali się, że został zgwałcony. Sprawa trafiła do policji i prokuratury. Prześladowcy Marcina pojechali wypocząć na zimowisko. Ewa Walczak, pytana dlaczego wysłała ich na wakacje, plącze się w wyjaśnieniach. - Może jeden pojechał, może dwóch. Nie będę o tym mówić - kwituje p.o. dyrektor i trzaska słuchawką od telefonu. Kiedy ponownie łączymy się z ośrodkiem, dyrektor Walczak już nie chce z nami rozmawiać. Nie wiadomo, w jakim stanie jest Marcin.
Policja w Łodzi właśnie zakończyła śledztwo w tej sprawie.
- Przekazaliśmy sprawę do sądu. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć - ucina nasze pytania Łukasz Mastalerz z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Jednak policjant z sekcji ds. nieletnich, zastrzegający sobie anonimowość, powiedział nam, że gwałty w ośrodkach dla trudnej młodzieży to codzienność, element fali, tzw. docieranie.
Okazuje się, że sprawą dręczenia i zgwałcenia Marcina nie zajmie się też prokuratura.
- To nie leży w naszych kompetencjach. Zgodnie z ustawą o postępowaniu wobec nieletnich i kodeksem karnym, gwałty dokonane przez osobę, która nie ukończyła 17. roku życia trafiają do sądów rodzinnych. One po przeprowadzeniu postępowania decydują o umieszczeniu młodzieży w konkretnych ośrodkach. Na postanowienie o skierowaniu do innej placówki resocjalizacyjnej sprawcy gwałtu czekają na razie w tym samym ośrodku, w którym użyli przemocy - mówi Dariusz Śliwkiewicz, prokurator rejonowy z Bałut.
Jak ustaliliśmy, policjanci skierowali do sądu rodzinnego i nieletnich wniosek o umieszczenie sprawców gwałtu w schronisku dla nieletnich. Kiedy zostanie rozpatrzony, nie wiadomo.
Przedstawiciele sądu też nie chcą się wypowiadać na temat dramatycznych wydarzeń w ośrodku przy ul. Łucji. - Sąd zadecyduje, czy chłopiec zostanie w ośrodku, czy zostanie przewieziony w inne miejsce. Decyzja w tej sprawie nie zapadła - mówi Grażyna Jeżewska z biura prasowego Sądu Okręgowego w Łodzi. Na temat dręczycieli Marcina się nie wypowiada. Jacek Człapiński, dyrektor wydziału edukacji w łódzkim magistracie, twierdzi, że gwałciciele trafili do częstochowskiej Izby Dziecka. - Po dopuszczeniu się gwałtu i po wypoczynku na koloniach powrócili do ośrodka przy ul. Łucji. Później uciekli, a z mojej wiedzy wynika, że potem jeszcze kogoś pobili - przypomina sobie dyr. Jacek Człapiński. Podkreśla, że stała się tragedia, ale, według niego, organizacja pracy w ośrodku nie mogła budzić zastrzeżeń.
- Teraz sprawdzamy, dlaczego do niej doszło, kto konkretnie zawinił. W placówce przy Łucji było 20 wychowawców na kilkunastu podopiecznych, do tego pedagog, psycholog i socjoterapeuta. Sprawa jest wyjaśniana, wątkiem gwałtu także zainteresowali się kontrolerzy z Biura Audytu Wewnętrznego - mówi Człapiński.
Wiceprezydent Jarosław Wojcieszek (przebywa na zwolnieniu lekarskim) skierował wniosek o odwołanie Człapińskiego z funkcji.
Skandaliczną sytuacją w ośrodku przy ul. Łucji zainteresował się już rzecznik praw dziecka. - Wystąpił o zapewnienie bezpieczeństwa poszkodowanemu. Po powrocie ze szpitala należy odseparować go od domniemanych sprawców. Powinien być umieszczony w ośrodku socjoterapii bądź innym ośrodku wychowawczym - mówi Barbara Kolago, asystent rzecznika praw dziecka.
Sędzia Barbara Chrostek, wizytator ds. rodzinnych z łódzkiego Sądu Okręgowego, mówi, że sędziowie orzekający o umieszczeniu w konkretnych placówkach za każdym razem badają indywidualną sytuację i okoliczności zdarzenia. - Do poprawczaków trafiają nieletni popełniający poważne zbrodnie: gwałty, zabójstwa, a także tacy, którzy nie poprawili się w MOW i po raz kolejny dokonali na przykład rozboju - mówi sędzia Chrostek. - Do ośrodka resocjalizacyjnego kieruje Centrum Kierowania przy Centrum Metodycznym Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie. Sprawcy przestępstw trafiają do placówek poza miejscem zamieszkania, aby oderwali się od swego patologicznego środowiska.
M. Hodak, A. Jasińska