Nastolatkowie zgwałcili kolegę i wyjechali na wakacje
16-letni Marcin nie chciał chodzić do szkoły. Trafił do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego przy ul. Łucji w Łodzi. Znalazł się wśród chłopców mających na koncie kradzieże i włamania. Nie zaprzyjaźnił się z nimi. Był bity i poniżany, a na koniec został zgwałcony. W poważnym stanie trafił do szpitala psychiatrycznego. Jego oprawców dyrekcja ośrodka wysłała na zimowiska.
Za to, co działo się za drzwiami placówki przy ul. Łucji, ktoś powinien odpowiedzieć przed prokuratorem. Może właśnie dlatego wiele zainteresowanych w sprawie osób nabrało wody w usta.
Marcin trafił do placówki przy ul. Łucji z podwarszawskiego Piaseczna. Sąd odebrał jego matce prawa rodzicielskie. Chłopiec trafił do domu dziecka. Nie radził sobie w nowym otoczeniu i zaczął wagarować. Właśnie dlatego zapadła decyzja, by umieścić go w placówce dla młodzieży mającej trudności z nauką. A że w żadnej nie było miejsc, chłopak trafił na ul. Łucji.
Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze przeznaczone są dla młodzieży, która już dopuściła się przestępstw. W Polsce funkcjonuje obecnie 69 takich placówek, w trzech łódzkich MOW resocjalizują się teraz 102 osoby. Marcin nie miał kolizji z prawem, ale że nie było dla niego miejsca w żadnej placówce, trafił do MOW przy ul. Łucji.
- Z Marcinem widziałam się tylko jeden dzień. Po rozmowie z nim stwierdziłam, że jest bardzo grzeczny, spokojny i układny. Nic więcej nie mogę w tej sprawie powiedzieć - tłumaczy Ewa Walczak, p.o. dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego nr 2 w Łodzi.
Inni podopieczni ośrodka szybko zaczęli się nad nim pastwić. Wychowawcy twierdzą, że nic nie zauważyli i nie zareagowali. Skandal wybuchł, gdy Marcin trafił na szpitalny oddział. Lekarze natychmiast zorientowali się, że został zgwałcony. Sprawa trafiła do policji i prokuratury. Prześladowcy Marcina pojechali wypocząć na zimowisko. Ewa Walczak, pytana dlaczego wysłała ich na wakacje, plącze się w wyjaśnieniach. - Może jeden pojechał, może dwóch. Nie będę o tym mówić - kwituje p.o. dyrektor i trzaska słuchawką od telefonu. Kiedy ponownie łączymy się z ośrodkiem, dyrektor Walczak już nie chce z nami rozmawiać. Nie wiadomo, w jakim stanie jest Marcin.
Policja w Łodzi właśnie zakończyła śledztwo w tej sprawie.
- Przekazaliśmy sprawę do sądu. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć - ucina nasze pytania Łukasz Mastalerz z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Jednak policjant z sekcji ds. nieletnich, zastrzegający sobie anonimowość, powiedział nam, że gwałty w ośrodkach dla trudnej młodzieży to codzienność, element fali, tzw. docieranie.
Okazuje się, że sprawą dręczenia i zgwałcenia Marcina nie zajmie się też prokuratura.
- To nie leży w naszych kompetencjach. Zgodnie z ustawą o postępowaniu wobec nieletnich i kodeksem karnym, gwałty dokonane przez osobę, która nie ukończyła 17. roku życia trafiają do sądów rodzinnych. One po przeprowadzeniu postępowania decydują o umieszczeniu młodzieży w konkretnych ośrodkach. Na postanowienie o skierowaniu do innej placówki resocjalizacyjnej sprawcy gwałtu czekają na razie w tym samym ośrodku, w którym użyli przemocy - mówi Dariusz Śliwkiewicz, prokurator rejonowy z Bałut.
Jak ustaliliśmy, policjanci skierowali do sądu rodzinnego i nieletnich wniosek o umieszczenie sprawców gwałtu w schronisku dla nieletnich. Kiedy zostanie rozpatrzony, nie wiadomo.
Przedstawiciele sądu też nie chcą się wypowiadać na temat dramatycznych wydarzeń w ośrodku przy ul. Łucji. - Sąd zadecyduje, czy chłopiec zostanie w ośrodku, czy zostanie przewieziony w inne miejsce. Decyzja w tej sprawie nie zapadła - mówi Grażyna Jeżewska z biura prasowego Sądu Okręgowego w Łodzi. Na temat dręczycieli Marcina się nie wypowiada. Jacek Człapiński, dyrektor wydziału edukacji w łódzkim magistracie, twierdzi, że gwałciciele trafili do częstochowskiej Izby Dziecka. - Po dopuszczeniu się gwałtu i po wypoczynku na koloniach powrócili do ośrodka przy ul. Łucji. Później uciekli, a z mojej wiedzy wynika, że potem jeszcze kogoś pobili - przypomina sobie dyr. Jacek Człapiński. Podkreśla, że stała się tragedia, ale, według niego, organizacja pracy w ośrodku nie mogła budzić zastrzeżeń.
- Teraz sprawdzamy, dlaczego do niej doszło, kto konkretnie zawinił. W placówce przy Łucji było 20 wychowawców na kilkunastu podopiecznych, do tego pedagog, psycholog i socjoterapeuta. Sprawa jest wyjaśniana, wątkiem gwałtu także zainteresowali się kontrolerzy z Biura Audytu Wewnętrznego - mówi Człapiński.
Wiceprezydent Jarosław Wojcieszek (przebywa na zwolnieniu lekarskim) skierował wniosek o odwołanie Człapińskiego z funkcji.
Skandaliczną sytuacją w ośrodku przy ul. Łucji zainteresował się już rzecznik praw dziecka. - Wystąpił o zapewnienie bezpieczeństwa poszkodowanemu. Po powrocie ze szpitala należy odseparować go od domniemanych sprawców. Powinien być umieszczony w ośrodku socjoterapii bądź innym ośrodku wychowawczym - mówi Barbara Kolago, asystent rzecznika praw dziecka.
Sędzia Barbara Chrostek, wizytator ds. rodzinnych z łódzkiego Sądu Okręgowego, mówi, że sędziowie orzekający o umieszczeniu w konkretnych placówkach za każdym razem badają indywidualną sytuację i okoliczności zdarzenia. - Do poprawczaków trafiają nieletni popełniający poważne zbrodnie: gwałty, zabójstwa, a także tacy, którzy nie poprawili się w MOW i po raz kolejny dokonali na przykład rozboju - mówi sędzia Chrostek. - Do ośrodka resocjalizacyjnego kieruje Centrum Kierowania przy Centrum Metodycznym Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie. Sprawcy przestępstw trafiają do placówek poza miejscem zamieszkania, aby oderwali się od swego patologicznego środowiska.
M. Hodak, A. Jasińska