"Jak z horroru". Matka nastolatki ujawnia po wypadku radiowozu
Trwa wyjaśnianie poniedziałkowego wypadku z udziałem policyjnego radiowozu. W aucie w chwili zdarzenia były dwie nastolatki, jedna z nich ma złamany nos i jest poobijana. - Po wypadku jeden z policjantów miał im kazać "sp……ać". - To wszystko było jak z filmu, jak z horroru - powiedziała matka młodszej z dziewczyn.
Do wypadku doszło w miejscowości Dawidy Bankowe na Mazowszu. Policjanci z Pruszkowa zostali wezwani w poniedziałek wieczorem do pożaru. Po zakończeniu interwencji funkcjonariusze zabrali do radiowozu dwie nastolatki.
Po drodze kierujący samochodem stracił nad nim kontrolę. Radiowóz uderzył w drzewo. W wypadku zostały ranne wszystkie cztery osoby, które były w pojeździe. Dwie nastolatki same zgłosiły się po pomoc medyczną do w Raszyna. Do policjantów wezwano natomiast pogotowie.
Po wypadku ruszyło wewnętrzne postępowanie. - Policjanci byli trzeźwi. Obecnie trwają czynności wyjaśniające przyczynę tego zdarzenia drogowego oraz czynności wyjaśniające, zmierzające do ustalania tego, z jakiego powodu osoby postronne się w tym radiowozie znajdowały - poinformowała w rozmowie z PAP kom. Karolina Kańka z Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Premier za karą śmierci. "Odradzałbym mu"
Matka poszkodowanej nastolatki: dziewczyny były przerażone
O tym, co działo się w poniedziałek w powiecie pruszkowskim, opowiedziała w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 matka jednej z pokrzywdzonych nastolatek. Jak wyjaśniła, jej córka na co dzień mieszka w Holandii, ale na święta przyjechała do Polski. Ubiegłego wieczoru wspólnie ze znajomymi wybrała się na przejażdżkę.
- W okolicy Dawidów Bankowych zauważyli pożar traw. Zadzwonili po straż pożarną. Strażacy przyjechali i ugasili ogień. Ale na miejsce, przy okazji tego pożaru, przyjechała też policja - relacjonuje kobieta.
Gdy funkcjonariusze spisywali nastolatków, w pewnej chwili kazali wsiąść do radiowozu jednej z dziewczyn. Ta jednak się bała, więc wzięła ze sobą koleżankę.
- W pewnym momencie radiowóz ruszył. Policjanci włączyli sygnały. Nie wiem, czy tylko świetlne, czy także dźwiękowe. Moja córka wołała, że nie ma zapiętych pasów, pytała: "gdzie nas wieziecie?" - mówi w rozmowie z Kontakt 24 matka młodszej dziewczyny, dodając, że następnie samochód wjechał w drzewo.
Nastolatka musi przejść operację
Gdy nastolatki wyszły z policyjnego auta, jeden z mundurowych miał kazać im "sp……ać". - Dziewczyny były przerażone, zaczęły biec, choć nie były w stanie. To wszystko było jak z filmu, jak z horroru. Moja córka miała zakrwawioną twarz - opowiada kobieta.
Dziewczyny zadzwoniły po swoich znajomych, którzy przetransportowali je do strażaków w Raszynie, gdzie wezwano pogotowie. Młodsza z dziewczyn musi przejść operację.
- Ma złamaną kość nosowo-czaszkową z przemieszczeniem. Za siedem dni ma mieć operację, wtedy zejdzie opuchlizna. Widziałam zdjęcia tego radiowozu. To cud, że nic innego się nie stało. Dziewczyny są w szoku, mają traumę. Moja córka powiedziała mi, że boi się policji. Koleżanka córki została wezwana przez policję na zeznania. Widziałam jej zdjęcia, ma spuchniętą rękę - podkreśla matka nastolatki w rozmowie z Kontakt 24.
Źródło: tvnwarszawa.pl, Kontakt 24