Nastolatek porażony prądem, drugi w szoku
16-letni chłopiec z Bierunia (Śląskie)
zginął w nocy z poniedziałku na wtorek, porażony prądem przy
próbie kradzieży przewodów kolejowych. Jego rok starszy kolega w
szoku zaniósł ciało zmarłego do namiotu, w którym mieli spać, i
obok zwłok przeczekał do rana. Dopiero wtedy powiadomił o tragedii
matkę kolegi.
26.07.2005 | aktual.: 26.07.2005 16:57
17-latek tłumaczył, że nie wiedział co ma dalej robić, nie umiał poradzić sobie z tą sytuacją. Zaniósł ciało do namiotu i przez kilka godzin przebywał ze zwłokami - powiedziała st. asp. Renata Gos z Komendy Miejskiej Policji w Tychach.
Chłopcy, korzystając z wakacji, mieli wspólnie spędzić noc w namiocie, rozbitym na posesji należącej do rodziny 16-letniego Mateusza. Późnym wieczorem - według zeznań jego kolegi - Mateusz wymyślił, aby ukraść przewody energetyczne na stacji kolejowej, prawdopodobnie po to, by sprzedać je w skupie złomu.
Wcześniej chłopcy nie zajmowali się takim procederem. Nie wchodzili też w konflikty z prawem.
Około 23.30 koledzy poszli na stację kolejową w Bieruniu. Mateusz, który zapewniał, że wie jak się zabrać do tego typu pracy, wspiął się na wysokość 4-5 metrów i zaczął piłować przewód, łączący trakcję z podłożem. Jego kolega stał na czatach. Nastolatek szybko się zmęczył, ale po kilku minutach podjął piłowanie. Chwilę później nastąpiły silne błyski i chłopak spadł na ziemię.
17-latek przeniósł bezwładnego kolegę na peron i próbował reanimować. Potem wziął go na ręce i zaczął nieść w kierunku namiotu. Po drodze wyczuł, że Mateusz nie ma już pulsu. Choć wiedział, że kolega nie żyje, zamknął się z jego zwłokami w namiocie i przeczekał do rana. Dopiero przed ósmą opowiedział wszystko matce chłopca, która cały czas była w domu.
Sprawę wyjaśniają policja i prokuratura. Prokurator zlecił sekcję zwłok, która ma wykazać dokładne przyczyny śmierci Mateusza. Prawdopodobnie zginął on od porażenia prądem, ale niewykluczone także, że śmierć nastąpiła w wyniku upadku z dużej wysokości.