Narodowcy oddali w Hajnówce cześć "Buremu". A mieszkańcy - jego ofiarom
Po raz trzeci ulicami Hajnówki przeszedł Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych. - Nasze miasto stało się zakładnikiem tego marszu - powiedziała jedna z mieszkanek.
Flagi ONR i transparenty z napisem "Cześć i chwała bohaterom" - to wyposażenie narodowców, którzy w sobotę przemaszerowali przez podlaską Hajnówkę. Jedną z osób, której oddawali hołd, był Romulad "Bury" Rajs. To żołnierz NZW, który wedle ustaleń IPN razem ze swoim oddziałem pozbawił życia 79 osób narodowości białoruskiej. W Hajnówce dalej mieszka wielu prawosłanych Białorusinów. Ich, ale także innych mieszkańców, oburza, że oddaje się cześć zbrodniarzowi.
Zobacz także: Mateusz Morawiecki o "żydowskich sprawcach". Przełamał tabu czy wyszedł na antysemitę?
Tym razem część hajnowszczan postanowiła dać wyraz swojemu niezadowoleniu z przemarszu narodowców, a także upamiętnić ofiary "Burego". Odczytali ich nazwiska i zapalili znicze przy pomniku ofiar wojen i represji, usytuowanym w pobliżu Urzędu Miasta w Hajnówce. - Nasze miasto stało się zakładnikiem tego marszu. Mówimy w imieniu tych wszystkich, którzy nie mają odwagi zabrać głosu. Stoimy na mrozie, by powiedzieć o sprawiedliwości - mówiła Ewa Moroz-Kaczyńska.
W mieście zostało zorganizowane jeszcze trzecie zgromadzenie. Odpowiadali za nie Obywatele RP, którzy przyjechali do Hajnówki z białymi różami, by pokazać swój sprzeciw wobec nacjonalizmu.
Zaniepokojenie marszem wyraziło białoruskie MSZ. - W polskim panteonie narodowym jest dość bohaterów, "rycerzy bez skazy", w tym wspólnych dla naszych obu narodów. Jestem przekonany, że nie powinno w nim być miejsca dla zbrodniarzy wojennych, ludzi, których ręce są po łokcie we krwi, w tym kobiet i dzieci. Ale oczywiście o tym powinni decydować sami Polacy - powiedział na dwa dni przed wydarzeniem rzecznik MSZ Dzmitry Mironczyk.