Bombowce zniszczone. Rosjanie sparaliżowani, są w potrzasku
Ukraińcy paraliżują rosyjskie lotnictwo bombowe. Wystarczyły dwa ataki, aby Rosjanie stracili rezon i uciekli z podkulonym ogonem. Przy tym okazało się, że najbardziej użytecznym samolotem jest wiekowy Tu-95.
Od początku grudnia rosyjska baza lotnicza Engels-2 była atakowana przez Ukraińców dwa razy. Oba uderzenia przeprowadzono w nocy z niedzieli na poniedziałek. Pierwsze 5 grudnia, a drugie 26 grudnia. Według ukraińskich polityków, ataki na lotnisko wyprzedziły planowany nalot Rosjan na cele w Ukrainie.
Nie byłoby w tym nic spektakularnego, gdyby nie to, że baza znajduje się pod Saratowem - 700 km od miejsca, skąd Ukraińcy mogliby bezpiecznie wystrzelić pociski. Źle to świadczy o stanie rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, która pozwoliła przelecieć bezzałogowcami ok. 600 km nad własnym terytorium.
Rosyjski resort obrony twierdzi, że na początku grudnia straty poniesione zostały głównie w wyniku wypadku podczas tankowania samolotów. Z kolei 26 grudnia - ponieważ na lotnisko spadły resztki zestrzelonego ukraińskiego pocisku manewrującego.
Na podstawie zdjęć satelitarnych można szacować, że w obu atakach zostało zniszczonych lub uszkodzonych siedem bombowców strategicznych Tu-95 i prawdopodobnie jeden Tu-160. Na pewno zniszczony został jeden Tu-22M3, a kolejny został uszkodzony. Straty liczbowo są niewielkie, jednak procentowo znacznie uszczupliły rosyjski potencjał uderzeniowy.
Lotnictwo strategiczne
Po rozpadzie Związku Radzieckiego Ukraina i Federacja Rosyjska podzieliły się potencjałem lotnictwa strategicznego. Ostatecznie Ukraińcy część swoich bombowców zezłomowali, a osiem Tu-95 i jednego Tu-160 przekazali Rosji w zamian za umożenie części długu za sprzedaż gazu.
Dziś Rosjanie posiadają dwie dywizje lotnictwa strategicznego, w których skład wchodzi sześć pułków ciężkich bombowców. 326. Dywizja Ciężkich Bombowców stacjonuje na Dalekim Wschodzie i ma na stanie bombowce Tu-95 oraz Tu-22. Na zachodzie federacji stacjonuje 22. Gwardyjska Dywizja Ciężkich Bombowców. To ona odpowiada za ataki na Ukrainę.
Na co dzień w bazie Engels-2 stacjonuje 121. gwardyjski pułk ciężkich bombowców wyposażony w siedem bombowców Tu-160M i dziewięć Tu-160 oraz 184. pułk ciężkich bombowców, który posiada 18 bombowców Tu-95MS. Trzecia z jednostek, 52. gwardyjski pułk ciężkich bombowców, na stałe jest rozmieszczony na lotnisku Szajkowa pod Kirowem i wyposażony został w 23 samoloty Tu-22M3.
Rosjanie niezwykle rzadko wykorzystują w operacjach Tu-160, których mają bardzo mało. Wszystkie wyprodukowane "Białe łabędzie", jak nazywają je piloci, znalazły się na stanie 121. pułku. Uszkodzenie jednej z maszyn stanowi znaczny uszczerbek, zwłaszcza że jego gotowość bojowa jest oceniana na 30-40 proc. Oznacza to, że zaledwie 6-7 maszyn może wykonywać zadania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Tu-160 w założeniu miał być odpowiedzią na amerykański program B-1. Rosyjskie bombowce jednak są rozwijane praktycznie do dziś. Amerykanie planują natomiast zastąpić swoje B-1 trudno wykrywalnymi bombowcami B-21 Raider. Jednak, co ciekawe, zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie wykorzystują swoje bombowce inaczej, niż pierwotnie zakładano – zauważa Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.
Dlatego właśnie koniami roboczymi są Tu-22M i Tu-95. Zwłaszcza ten drugi jest intensywnie eksploatowany. Ma znacznie większy udźwig od mniejszego odrzutowca. Tu-22M zwykle przenoszą parę pocisków Raduga Ch-22. W dodatku Ch-22 są niezwykle niedokładne i słabo nadają się do precyzyjnych ataków.
27 czerwca spadły na centrum handlowe w Krzemieńczuku, zabijając co najmniej 21 osób i raniąc co najmniej 59. Jeden pocisk uderzył bezpośrednio w centrum handlowe, drugi spadł około 450 metrów dalej. Co i tak mieści się w normie. Tolerowany rozrzut wynosi aż 600 metrów!
- Rosjanie muszą rozsądnie gospodarować bronią precyzyjną, dlatego sięgają również po pociski odpalane z powietrza. Może być to dobra okazja do treningu pilotów i podnoszenia gotowości rosyjskiego lotnictwa strategicznego - mówi ekspert.
Tu-95 – koń roboczy Rosjan
Bombowiec Tu-95 jest wiekową konstrukcją, która wywodzi się z końca lat 40. XX wieku. Świadkiem jego oblotu był Józef Stalin, a do linii wszedł trzy lata po śmierci tyrana. Maszyny były produkowane nawet po upadku ZSRR. Produkcja seryjna zakończyła się po 41 latach w 1994 roku. Obecnie używane samoloty pochodzą głównie z lat 80. i przeszły wiele zmian konstrukcyjnych.
- Wygląda na to, że kariera Tu-95 przebiega podobnie jak w przypadku amerykańskiego B-52. Strategiczny, międzykontynentalny bombowiec, który został zdetronizowany przez kolejne generacje międzykontynentalnych pocisków balistycznych – mówi Jakub Link-Lenczowski.
- Podobnie jak amerykański odpowiednik, Tu-95 został dostosowany do innych misji. Jest wykorzystywany do długotrwałych patroli powietrznych, rozpoznania morskiego oraz przenoszenia dużych ilości konwencjonalnego uzbrojenia. Pomimo tego, iż został oblatany w 1952 roku, przeszedł kilka modernizacji. Pozwala to na dalsze utrzymanie go w linii. Zastosowanie silników turbośmigłowych sprawia, że jest bardziej ekonomiczny od swoich następców. Podobnie rzecz ma się z amerykańskim B-52. Zmodernizowane bombowce strategiczne nadal utrzymywane są w służbie pomimo wprowadzenia nowocześniejszych B-1B i niezwykle drogich B-2 - wyjaśnia ekspert.
Konstrukcja zespołu Tupolewa nadal jednak nie posiadają katapultowanych foteli, nowoczesnego wyposażenia elektronicznego i systemów samoobrony, które pozwoliłyby im na przeżycie na współczesnym polu walki. Dlatego siedmioosobowa załoga ma nikłe szanse przeżycia po trafieniu samolotu ogniem przeciwlotniczym.
Obecnie tupolewy wystrzeliwują pociski Ch-101 i Ch-555, ważące ponad 2 tony, znad terytorium Rosji, albo Morza Czarnego. Rosjanie unikają zbliżania się do granic Ukrainy. Obrona przeciwlotnicza skutecznie trzyma ich daleko, a ataki na lotniska spowodowały, że Rosjanie musieli przerzucić sprzęt poza zasięg ukraińskich pocisków.
Podkulony ogon?
Po ataku z początku grudnia Rosjanie wycofali z bazy w Diagilewie wszystkie Tu-22M3, łącznie ze zniszczonym egzemplarzem, któremu pocisk urwał ogon. Z Engels-2 wycofano wszystkie lotne Tu-160 i większość Tu-95. Jak twierdzą Ukraińcy, samoloty wróciły w niedzielę 25 grudnia, aby przeprowadzić następnego dnia atak na ukraińskie miasta. Nie zdążyły go przeprowadzić, bo na bazę spadły bezzałogowce.
Jest to dla Rosjan duży problem, ponieważ jedynie dwie bazy posiadają wyposażenie niezbędne do obsługi ciężkich bombowców. Przy czym jedna znajduje się w zasięgu ukraińskiej broni, a druga ponad 8 tys. km od strefy wojny.
Jeszcze przed wojną stan gotowości rosyjskich tupolewów był niski. Na 44 Tu-95MS i 20 Tu-95MSM, tuż przed wojną w gotowości bojowej znajdowało się ok. 40 proc. maszyn. Obecnie jest to prawdopodobnie jeszcze niższy odsetek, licząc maszyny uszkodzone w działaniach wojennych. Aby je wyremontować bez zagrożenia atakiem, należy przerzucić samoloty do zakładów Tupolewa w Samarze albo Kazaniu.
Ukraińcy dzięki znakomitemu rozpoznaniu uderzają na Engels-2 w najbardziej newralgicznych momentach – kiedy rozpoznanie satelitarne ujawnia przygotowania do ataku. Tego typu uderzenia nie są skierowane w infrastrukturę lotniskową, a przede wszystkim w samoloty, z których remontem Rosjanie mają spore problemy. Ukraińcy na pewno nie dadzą bombowcom spokoju. Zwłaszcza że prawdopodobnie otrzymają od Amerykanów pociski dalekiego zasięgu. Pytanie brzmi, nie czy, ale kiedy wyprowadzą kolejny cios.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski