Należysz do "kościoła" PiS czy Platformy?
Komentatorzy chwytają się często minimalnych zmian w sondażach, wyciągając z nich daleko idące wnioski. Prawda jest jednak taka, że sondaże stały od wielu miesięcy pokazują niemal niezmiennie to samo. Najnowszy sondaż Wirtualnej Polski wpisuje się w tę zasadę. Poprzednie trzy badania były przeprowadzane w okresie trudnym dla Platformy Obywatelskiej i rządu Donalda Tuska, a jednak nie widać porażających zmian. Owszem, w przypadku rządu istnieje wyraźna przewaga opinii negatywnych nad pozytywnymi, poparcie dla PO zanotowało minimalny spadek, a dla PiS – minimalny wzrost. Wszystko to są jednak detale. Poparcie dla premiera Tuska trwa niemal nieporuszone.
11.12.2009 | aktual.: 11.12.2009 11:22
W tej sytuacji, zamiast skupiać się na kolejnych podobnych do siebie bliźniaczo wynikach, warto zadać sobie podstawowe pytanie: czemu poparcie dla głównych obozów politycznych przestało, jak się wydaje, podlegać normalnym regułom? Moja odpowiedź brzmi: w polskim życiu publicznym nastąpiło bardzo niebezpieczne zjawisko rytualizacji. Pojawiło się ono pod wpływem powtarzanych w nieskończoność retorycznych ataków, przesuwania granicy tolerancji w dyskusji, a przede wszystkim z powodu wprowadzenia przez oba naczelne obozy retoryki wojny totalnej: konkurent polityczny nie jest rywalem, ale wrogiem, którego należy zwalczać wszelkimi środkami. W bardziej przaśnej formie tę retorykę uprawiało Prawo i Sprawiedliwość, ale Platforma Obywatelska dzielnie dotrzymywała i dotrzymuje kroku, ubierając swoje ataki, często jeszcze gwałtowniejsze i brutalne, w ładną formę. (Podkreślam, że pozostawiam tu na boku kwestię merytorycznej wartości przesłania i wizji państwa obu partii).
Skutkiem tego stanu rzeczy jest powstanie w opinii publicznej swoistych kościołów PiS i PO. Ten pierwszy jest nieco mniejszy, ten drugi okazuje się w ostatnim czasie zaskakująco liczny. Wierni obu kościołów mają to do siebie, że stają się całkowicie odporni na racjonalne argumenty, tracą zdolność trzeźwej oceny sytuacji i bezwarunkowo stoją przy swoich kapłanach, niezależnie od tego, jakich przesłanek do sceptycyzmu dostarczają im fakty. Mogliśmy to zjawisko obserwować zwłaszcza w ostatnich tygodniach. Oskarżenia, jakie spadły na rząd i partię Donalda Tuska, w normalnych warunkach powinny spowodować wyraźny spadek poparcia, nic takiego jednak – co widać m.in. w sondażu WP – nie nastąpiło. Wystarczyło, że premier przekazał swoim wyznawcom skleconą naprędce, niespójną wersję zdarzeń, która zdejmowała z niego wszelką odpowiedzialność. Wyznawcom starczy przecież najprostsze, najmniej logiczne wytłumaczenie. Byleby mieli w co wierzyć.
Jest to zjawisko groźne dla demokracji, bo – po pierwsze – zwalnia polityków z obowiązku robienia prawdziwej polityki (po co, skoro wierni i tak wierzą w każde słowo) oraz – po drugie – petryfikuje niewydolny układ, w którym walczą ze sobą dwa dobrze okopane kościoły.
Łukasz Warzecha, publicysta "Faktu", specjalnie dla Wirtualnej Polski