Nałęcz: Jarosław Kaczyński winien nieobecności Lecha Wałęsy na obchodach 35‑lecia Solidarności
Brak zaproszenia przez NSZZ Solidarność byłego prezydenta Lecha Wałęsy czy premier Ewy Kopacz na obchody rocznicowe porozumień sierpniowych zasmuciły prof. Tomasza Nałęcza. - Jestem zawodowym historykiem, więc nie mam najmniejszych wątpliwości, że historia w zderzeniu w polityką zawsze przegrywa - stwierdził w programie "Gość poranka" w TVP Info.
Były doradca eksprezydenta Bronisława Komorowskiego ocenił, że poniedziałkowe obchody to był "triumf bieżącej polityki nad historią". Zwrócił uwagę, że w Gdańsku najbardziej brakowało Lecha Wałęsy, głównego bohatera wydarzeń sprzed 35 lat. - To były smutne obchody. To tak jakbyśmy żyli w czasach po powstaniu kościuszkowskim, żył Kościuszko i urządzano obchody zwycięskiego powstania bez naczelnika - powiedział Nałęcz.
Zapytany, czy nie jest tak, że Lech Wałęsa nie chce się narzucać, bo dostał zaproszenie na obchody, Nałęcz odpowiedział: - Ktoś do tego doprowadził, że Lech Wałęsa w ten wielki dzień jego życiowego triumfu, osobistego triumfu zwycięstwa, także nad sobą, (...) woli być w Afryce niż w Gdańsku. No przecież nikt o zdrowych zmysłach nie ma wątpliwości, że jego marzeniem jest być w Gdańsku - podkreślał Nałęcz.
Jak dodał, w dniu obchodów "nawet widział winne temu osoby tam na sali". - Moim zdaniem Jarosław Kaczyński w swojej walce o władzę w pewnym momencie traktował Lecha Wałęsę instrumentalnie. Kiedy Lech Wałęsa nie dał się wykorzystać, Kaczyński postanowił z bohatera narodowego zrobić agenta - oburzał się były doradca Bronisława Komorowskiego.
Lech Wałęsa 31 sierpnia, w dniu obchodów 35-lecia Solidarności, przebywał w Gabonie. Kilka dni wcześniej były prezydent, odnosząc się do swojej nieobecności na obchodach, mówił w Polskim Radiu, że "rocznic nie lubi, do przeszłości nie wraca". Reporterce Radia Gdańsk powiedział, że będzie w tym czasie w Afryce i we Francji. - Tutaj wszystko się już kręci, gorzej, lepiej, smacznie, niesmacznie. Ja musiałbym powiedzieć parę prawd, które się nie będą podobać, więc po co nam to. Liczę na to, że przyjdzie opamiętanie. Liczę na to, że prędzej czy później uporządkujemy te sprawy - mówił były prezydent.