PolskaNajzabawniejsze i najdziwniejsze interwencje wielkopolskich policjantów i strażników miejskich

Najzabawniejsze i najdziwniejsze interwencje wielkopolskich policjantów i strażników miejskich

Praca policjanta czy strażnika miejskiego obfituje czasami w zabawne momenty, bo jak tu się nie uśmiechnąć, gdy np. włamywacz nie daje rady uciec z miejsca przestępstwa, przegrywając walkę ze snem, albo złodzieje, uciekając z 15-kilogramowym kebabem, nie zauważają, że zostawiają za sobą tłuste ślady na chodniku.

Najzabawniejsze i najdziwniejsze interwencje wielkopolskich policjantów i strażników miejskich
Źródło zdjęć: © Policja wielkopolska
Zenon Kubiak

18.02.2015 | aktual.: 20.02.2015 17:49

Na co dzień policjanci i strażnicy miejscy podejmują interwencje, które mogą zagrażać ich życiu i zdrowiu. Zdarzają się jednak i takie, które narażają ich na ataki śmiechu lub wprawiają w osłupienie.

- Chyba najzabawniejszym incydentem, który wszystkich rozbawił, była sytuacja z zeszłego roku, kiedy to kamera monitoringu miejskiego zarejestrowała grupę młodych ludzi na ul. Półwiejskiej. Oni skądś wytrzasnęli kajak i udawali, że nim płyną po ulicy - opowiada Wirtualnej Polsce Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy poznańskiej straży miejskiej.

W tej sytuacji nie było podstaw do ich ukarania, ponieważ zabawa nikomu nie przeszkadzała i nie powodowała uszkodzeń mienia publicznego. Ale są sytuacje, w których funkcjonariusze tłumiąc śmiech, muszą jednak wypisywać mandaty lub zakładać kajdanki.

Włamanie po łup warty 8 zł

Przeglądając najdziwniejsze interwencje ostatnich lat, można dojść do wniosku, że podstawową cechą, która uniemożliwia karierę przestępczą, jest wrodzony pech. Cóż bowiem może poradzić diler narkotyków z miejscowości Okonek, który w połowie października 2014 r. zaproponował kupno „działki” policjantowi w cywilu? To był po prostu wyjątkowy pech, którego nie można było przewidzieć.

Tylko brakiem szczęścia mogą tłumaczyć porażkę swojego włamania dwaj mieszkańcy Ostrowa Wielkopolskiego, którzy pół roku wcześniej postanowili obrabować automaty w salonie gier. Przecież to nie ich wina, że w środku znaleźli tylko 8 zł.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy o szczęściu, czy o pechu może mówić 53-letni poznaniak, który w styczniu 2009 r. postanowił odebrać sobie życie, rzucając się do jeziora Malta. Niedoszły samobójca niestety, nie wiedział, że akurat tamtej zimy w celu wyczyszczenia dna akwenu spuszczono z niego wodę. Gdy się zorientował, chciał się powiesić, ale na czas odnaleźli go strażnicy miejscy.

Piłeś? Nie kradnij!

Kolejnym po pechu wyjątkowym wrogiem przestępców okazuje się alkohol. W ostatnie święta do jednego z pubów w Lesznie włamał się 37-latek, który zdemontował dwie lampy, po czym znużony zasnął na kanapie. Obudzili go dopiero przybyli na miejsce policjanci. Włamywacz miał 2,5 promila alkoholu.

Tyle samo miał w wydychanym powietrzu 29-latek, który we wrześniu 2014 r. chciał się włamać na plebanię w Jarocinie. Zamroczony alkoholem pomylił jednak budynki i wdarł się do przedszkola.

Stan upojenia alkoholowego uniemożliwił w czerwcu 2008 r. skuteczną kradzież samochodu na os. Lecha w Poznaniu 32-letniemu Robertowi C. Mężczyzna wybił szybę w aucie, uruchomił silnik, łącząc kable od zapłonu i ruszył. Niestety, przegrał walkę ze snem, przez co rano policjanci znaleźli go w skradzionym samochodzie na trawniku.

Sen był też przyczyną nietypowego wypadku z lipca 2009 r., kiedy piekarz wracający z nocnej zmiany zasnął za kierownicą i potrącił pieszego. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że piekarz jechał... skuterem.

Poddaję się, tylko weźcie te komary!

W skutecznym ujęciu sprawców policjantom pomaga nie tylko alkohol w organizmie przestępców, ale także owady. Kilka lat temu podczas rutynowego patrolu jednego z parkingów w Strzeszynku policjanci ścigali mężczyznę, który chwilę wcześniej próbował ukraść samochód. Uciekinier ukrył się w zaroślach i być może policjanci nigdy by go nie odnaleźli, gdyby nie komary. Mężczyzna został tak dotkliwie pokąsany, że gdy wreszcie policjanci go znaleźli, wręcz się cieszył, że wybawili go z opresji.

Pszczoły natomiast dały się we znaki 19-letnim złodziejom, którzy 1 kwietnia 2014 r. (i nie jest to primaaprilisowy żart) z pasieki pod Konarzewem ukradli dwa ule. Ponieważ mężczyźni byli cali w bąblach od ukąszeń owadów, policja nie miała trudu z ich odnalezieniem.

O czym trzeba pamiętać, gdy kradnie się 15-kilogramy kebab?

Ule z pszczołami to tylko jeden z wielu nietypowych łupów, na które skusili się złodzieje. W maju 2011 r. dwóch mieszkańców Ostrowa Wielkopolskiego ukradło z lokalu gastronomicznego 15-kilogramowy kebab. Bez wątpienia byłaby to zbrodnia doskonała. Ale złodzieje nie zauważyli, że niesiony przez nich kawał mięsa ocieka tłuszczem. Dzięki zostawianym na chodniku śladom policjanci odnaleźli ich kryjówkę bez trudu.

Z kolei w lutym 2009 r. mieszkańca poznańskich Podolan sterroryzowało dwóch mężczyzn i kobieta. Wtargnęli do jego mieszkania i grożąc pobiciem, zażądali oddania w ich ręce klatki z królikiem. Na szczęście funkcjonariusze policji nie zlekceważyli zuchwałego porwania i zdołali „odbić” zwierzątko z rąk porywaczy.

Strażnicy miejscy dość często bywają wzywani do schwytania różnych nietypowych zwierząt. Zdarzają się pająki, skorpiony, jaszczurki i węże, które wydostały się z domów swoich właścicieli. Rekordowo wielkim uciekinierem okazał się trzymetrowy pyton, którego we wrześniu 2014 r. złapano na poznańskim Piątkowie.

Czymże jest jednak pyton wobec pumy? W grudniu 2009 r. przerażeni mieszkańcy jednego z osiedli w Środzie Wielkopolskiej donosili, że na ławce siedzi czarna puma. Wiarygodność doniesienia zwiększał fakt, że od kilku tygodni z całej Polski docierały sygnały o grasującym wielkim kocie. Policja natychmiast zorganizowała obławę na dzikie zwierzę, która zakończyła się sukcesem. Problem w tym, że puma okazała się naturalnej wielkości pluszakiem.

Krokodyla daj mi luby!

Maskotką nie był natomiast krokodyl, który w kwietniu 2012 r. zaplątał się w żyłkę wędkarzowi łowiącemu ryby nad Wartą w miejscowości Dolany w powiecie słupeckim. Zwierzę miało 150 cm długości, ale na szczęście dla wędkarza, było martwe. Najprawdopodobniej do rzeki wyrzucił je jakiś hodowca.

- Interwencji na terenie całego województwa mamy kilkadziesiąt tysięcy i podejrzewam, że każdy z naszych policjantów ma takie, które zapadły mu w pamięć ze względu na to, że były przerażające, groźne, ale czasami także zabawne - podsumowuje Marek Kowaliński z zespołu prasowego wielkopolskiej policji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (31)