Wysłali w morze największe okręty. "Rosjanie są w szoku"
Okręty desantowe i okręty podwodne rosyjskiej marynarki wojennej masowo opuściły swoją bazę w Noworosyjsku na Morzu Czarnym. Jest to bardzo nietypowa sytuacja i - jak przypuszczano - mogła ona wskazywać na trwające operacje wojskowe. - Jest to pozbawione logiki wojskowej. U Rosjan jednak wszystko jest możliwe - mówi w rozmowie z WP komandor porucznik rezerwy Marynarki Wojennej Maksymilian Dura, ekspert ds. wojskowości portalu Defence24.pl, wyjaśniając, jaki cel miała w tym wszystkim Rosja.
Wśród okrętów, które opuściły port w Noworosyjsku (na wybrzeżu Morza Czarnego, między Soczi a mostem Kerczeńskim), znalazły się statek desantowy Ivan Gren oraz Piotr Morgunow, największy okręt desantowy na Morzu Czarnym.
Ponadto wypłynęły wszystkie trzy okręty podwodne, które były obecne w bazie. Według analiz, na jakie powołuje się navalnews.com, pływały również inne okręty wojenne, co sprawiło, że w samym porcie pozostawiono tylko kilka okrętów wojennych i statków pomocniczych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmiany na szczycie w rosyjskiej armii. "Upadło morale"
Ostatnio statek Piotr Morgunow wypłynął z portu, kiedy miał przewozić dostawy z Rosji do Sewastopola po ukraińskim ataku na most Kerczeński 8 października 2022 r. Tym samym okręty desantowe rosyjskiej marynarki wojennej zostały wprowadzone do służby jako transportowce. W tym wypadku jednoczesna żegluga okrętów podwodnych sugeruje, że mogłoby to być coś więcej niż jedynie misja zaopatrzeniowa.
Piotr Morgunow to drugi okręt serii dużych desantowców. Pierwszym był prototypowy Ivan Grien, wprowadzony do służby w 2018. To na nim testowano rozwiązania konstrukcyjne. W 2012 roku planowano budowę sześciu jednostek rodziny dużych okrętów desantowych. W 2015 podjęto decyzję, że będą tylko dwa, a dwa kolejne zostaną zbudowane z przedłużonym do 150 m kadłubem i większym pokładem lotniczym.
W kwietniu 2019 roku w Kaliningradzie położono stępki pod dwa takie nowe okręty – desantowce lotnicze – Władimir Andriejew (według stanu na 2021 rok miał wejść do linii w 2023) i Wasilij Truszin (miałby służyć od 2024).
"W kierunku Ukrainy poleciałoby 12 takich rakiet"
Komandor porucznik rezerwy Marynarki Wojennej Maksymilian Dura, ekspert ds. wojskowości portalu Defence24.pl w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że częściowo okręty już wróciły do bazy w Noworosyjsku.
- Niespotykane było to, że okręty wyszły w takiej ilości, jednorazowo. Zastanawiało mnie, podobnie jak wielu specjalistów, to, że równocześnie wyszły okręty desantowe i podwodne. One służą do różnych celów - mówi ekspert.
I dodaje: - Na Zachodzie podejrzewano, że możliwe są dwie opcje. Pierwsza, że okręty desantowe wyszły z bazy po to, by jakiś desant przeprowadzić. Wyszły bowiem dwa największe okręty, jakie posiada flota rosyjska na Morzu Czarnym. Druga, że okręty podwodne wyszły dlatego, że wystrzelą w kierunku Ukrainy rakiety manewrujące.
- Okręty podwodne, jakimi dysponuje Rosja, mają możliwość wystrzelenia jednorazowego nawet czterech rakiet. Gdyby wystrzelono je z trzech okrętów, w kierunku Ukrainy poleciałoby 12 takich rakiet. Jednak tych rakiet nie można byłoby wystrzelić, bo Rosjanie ich w takiej ilości nie mają. Jest więc kłopotliwe, by wystrzelić ich aż tyle. Mało prawdopodobne, żeby na taki ruch się zdecydowali - mówi komandor Maksymilian Dura.
I faktycznie tak się nie stało, bo - jak mówi nasz rozmówca - nie doszło do uruchomienia alarmów przeciwlotniczych w Ukrainie. - Te okręty wróciły do bazy - dodaje.
"Są w szoku. Dopiero zorientowali się, jak ich systemy obronne mało znaczą"
Pozostaje więc kwestia okrętów desantowych. - Warunkiem przeprowadzenia desantu na morzu jest uzyskanie co najmniej przewagi w powietrzu, by ktoś z powietrza nie zaatakował jednostki wysadzającej desant - mówi. I podkreśla, że Rosja - w starciu z Ukrainą - nie ma możliwości uzyskania takiej przewagi. A ponadto Rosjanie nie mają obrony przeciwlotniczej na swoich okrętach.
- Te dwa podejrzenia wobec działań Rosji, w związku z wyprowadzeniem okrętów, jest pozbawione logiki wojskowej. U Rosjan jednak wszystko jest możliwe. Mogliby wysłać okręty desantowe w kierunku wybrzeża, ale skończyłoby się tak jak w przypadku krążownika Moskwa. To bezradność floty rosyjskiej. Są w szoku, bo dopiero zorientowali się, jak ich systemy obronne, szczególnie przeciwlotnicze, mało znaczą. Są po prostu nieprzydatne - dodaje nasz rozmówca.
"Ćwiczą alarmowe wyjście w morze"
Po co więc Rosja wyprowadziła swoje okręty z bazy w Noworosyjsku? Nasz ekspert uważa, że zmienili sposób obrony swoich okrętów. - Wcześniej uważali, że jeżeli stoją one w bazie, są bezpieczne, bo mają dobrą obronę. Okazało się jednak, że obrona przeciwlotnicza oraz przeciwdywersyjna po prostu nie działa. Rosjanie wpadli na genialny pomysł, że jeśli jest alarm, jednostki wychodzą w morze i tam się bronią. Okręty manewrują, więc - będąc w ruchu - stają się nieuchwytne dla pocisków wystrzeliwanych w ich kierunku - dodaje komandor Dura.
- Ćwiczą sytuacje, by - w momencie, kiedy nastąpi zagrożenie - nastąpiło alarmowe wyjście w morze. Sprawdzają czas, jaki jest potrzebny, by je wyprowadzić - wyjaśnia.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski