Największa porażka TVP? Jacek Kurski nie czuje się winny
Prezes TVP Jacek Kurski w wywiadzie dla prorządowego tygodnika wskazuje, co jego zdaniem było największą porażką podczas jego dotychczasowego kierowania państwową telewizją. Przedstawia również swoją wersję okoliczności zakażenia koronawirusem i wyjazdu do Paryża.
W obszernym wywiadzie dla tygodnika "Sieci" Jacek Kurski rysuje obraz TVP za jego prezesury jako "narracyjny bastion polskiej racji stanu", który musi mierzyć się na rynku telewizyjnym z niemal wszystkimi: opozycją, konkurencją, a także instytucjami prowadzącymi badania oglądalności.
Pytany o to, co uważa za swoją największą porażkę, Kurski wskazuje właśnie badania telemetryczne. - Porażkę dotykającą TVP, ale przez nią niezawinioną, jest skandaliczne trwanie monopolu telemetrycznego - stwierdza i dodaje, że "obca firma, niepodlegająca żadnej kontroli przez jakąkolwiek instytucję polskiego państwa, decyduje o podziale wielomiliardowego tortu reklamowego".
Jacek Kurski uważa, że straty TVP z tego powodu wynoszą setki milionów. Jego zdaniem zmiana metody badań mogłaby oznaczać spadek dochodów konkurujących z Telewizją Polską prywatnych stacji o 40 proc.
Zobacz też: Kaczyński i Morawiecki nie przekonali posłów PiS. Mueller o "różnicy zdań"
Prezes TVP w rozmowie z tygodnikiem "Sieci" narzeka też na operatorów kablowych, którzy mają w niewystarczający sposób dostarczać widzom programy regionalnych kanałów państwowej stacji. Kurski zapowiada też przyspieszenie w udostępnianiu treści TVP w internecie, w tym na żywo.
Kurski odrzuca zarzuty. "Bezczelnie liczą"
W wywiadzie nie zabrakło pytania o kontrowersje związane z pozytywnym testem prezesa TVP na koronawirusa i wyjazdem na festiwal muzyczny do Paryża. Zarzuty o lekceważenie przepisów nazywa "atakiem o nieskrywanej podłości".
- W związku z wyjazdem na Eurowizję zrobiłem po przebytej chorobie COVID-19 i uzyskaniu statusu ozdrowieńca dodatkowe trzy testy antygenowe: 15 grudnia, 18 grudnia i 21 grudnia - w drodze powrotnej - mówi "Sieciom" Kurski i zaznacza, że wszystkie potwierdzały status ozdrowieńca.
Jacek Kurski stwierdza, że "padł ofiarą oszustwa", bo jego wcześniejszy test PCR - z 13 grudnia - został potraktowany jako początek choroby w sytuacji, kiedy to był już jej koniec.
- A izolację, którą w związku z tym należy liczyć przed tą datą, bezczelnie liczą. Warto wyjaśnić rzecz dla tej sprawy fundamentalną (ta wiedza nie jest powszechna, sam tego nie widziałem): testy PCR wykazują śladowe ilości wirusa jeszcze przez wiele miesięcy po przebytej chorobie - dodaje prezes TVP.
Wyjaśnia też, że choroba zaczęła się u niego 27-28 listopada, a przebieg ocenia jako łagodny i dlatego miał ją traktować jako zwykłe przeziębienie i nie przeprowadził wtedy testu. Kurski zastrzega, że nie wie, w jaki sposób mógł się zakazić, a na początku grudnia zrezygnował z udziału w kilku imprezach.
Przypomnijmy, jak ustalił "Onet", Jacek Kurski miał uzyskać dwa dodatnie wyniki testów na koronawirusa. Pierwszy wynik został zarejestrowany 13 grudnia, a drugi dzień później. Kolejnego dnia Kurski został zwolniony przez lekarza ze szpitala MSWiA w Warszawie z izolacji domowej, bo uznano go za ozdrowieńca. Prezes TVP miał przebywać w izolacji zaledwie 40 godzin, a nie 10 dni, jak mówią przepisy. Będąc zakażonym koronawirusem, miał polecieć do Paryża na konkurs Eurowizji Junior.
Źródło: "Sieci"