Najstarsza lekarka w Polsce
W Zakopanem w szpitalu u profesora Rzepeckiego znalazła się właściwie przez przypadek. Był rok 1953. Lekarze stwierdzili u niej gruźlicę, zamiast nad morze przyjechała w Tatry. I została. Maria Harazda, patomorfolog, od 52 lat pracuje w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Specjalistycznym Chorób Płuc im. Sokołowskiego w Zakopanem. Wczoraj pani doktor obchodziła swoje 85. urodziny.
- Ten zakład jest moim zakładem. Ile razy myślałam, niech to diabli wezmą, rzucam to wszystko i idę na emeryturę. Odpocznę sobie po tylu latach. Ale potem zaraz myślałam: a jak trzeba będzie pomóc, doradzić. Przecież może ucierpieć pacjent. Będę tak długo jak się da!
Byłam niezwykle ciekawska
Doktor Harazda pochodzi ze Lwowa. Jej przygoda z anatomią patologiczną jednak zaczęła się w Krakowie. W Wigilię 1945 r. - Mało jest idiotów, a dzisiaj jeszcze mniej, którzy idą na anatomię patologiczną - śmieje się pani Maria. - Dla mnie cała sprawa zaczęła się od krakowskiego Zakładu Anatomii Patologicznej. Ściągnęli mnie tam moi koledzy i powiedzieli szefostwu, że ja dobrze pracuję, bo lubię pracować.
W tym akurat mieli rację, bo np. sekcji w ciągu roku tyle przeprowadziłam, co 19 moich kolegów. Ponadto byłam niezwykle ciekawska, uwielbiałam wszystko dokładnie wiedzieć i akurat do tej dziedziny, gdzie do wszystkiego trzeba dogłębnie nos wtykać, nadawałam się jak ulał! Gdy prof. Rzepecki, twórca zakopiańskiego szpitala płucnego, jeden z twórców torakochirurgii w Polsce doszedł do wniosku, że potrzebuje patomorfologa, pani Maria, jak sama o sobie mówi, była do wzięcia.
Nie klaskałam Stalinowi
- Nie klaskałam, jak Stalin przemawiał, nie byłam w partii, a studentom mówiłam, że ich obowiązkiem jest się uczyć, a nie na masówki chodzić, bo to mogą robić po zajęciach. I zostałam okrzyknięta wrogiem ludu - przypomina tamte niełatwe dla niej czasy jubilatka. W dodatku lekarze stwierdzili u pani Marii zmiany w płucach i skierowali do sanatorium w górach. Nie była to gruźlica, jak podejrzewali, a na spotkaniu z prof. Rzepeckim okazało się, że jest ona tym patomorfologiem, którego profesor szuka.
Minęły 52 lata, a pani doktor nadal praktykuje, weryfikuje załogę - jak podczas składania życzeń żartował dyrektor szpitala, Marcin Zieliński - i krytykuje życzliwie swoich kolegów. - Ten sposób krytykowania może być jeszcze mniej delikatny! - zasugerował jubilatce dyrektor.
Kontruję lub się czerwienię
- Kontruję zawsze, gdy mam rację. Jak nie mam... czerwienię się! - ripostowała pani doktor. - Pewnie mówią o mnie: ta cholera znowu się czepia, ale ja czepiam się tylko wtedy, jak ktoś źle robi. Dobrej roboty nie krytykuję. Chciałabym bowiem, żeby ten nasz szpital błyszczał, żebyśmy byli może nie najlepszym w Polsce, ale dobrym zakładem. Ale i tak jest na najwyższym poziomie... nad morzem!
Były życzenia dla jubilatki, by "nie popuscała ze stówki", były kwiaty, prezenty i - jak sama pani doktor zauważyła - prawdziwy wyłom w zwyczajach dyrekcji szpitala... małe przyjęcie urodzinowe dla niej. - Pani Maria Harazda jest znakomitym lekarzem, wybitnym patomorfologiem, niezwykle precyzyjnym we wszystkim, co robi, bardzo ostrożnym i do tego samokrytycznym - motywował ów "wyłom" dyrektor Marcin Zieliński. - Jest ponadto rekordzistką: nie słyszałem, by jakiś lekarz w Polsce praktykował dłużej niż pani doktor. Mimo wieku jest ona zapraszana jako konsultant przez różne zakłady i nie ma tu mowy o gorszym standardzie pracy. Bowiem z patomorfologiem jest jak z winem: im dłużej dojrzewa, tym jest lepszy.
- Pani doktor Harazda jest nie tylko znakomitym lekarzem, ale przede wszystkim człowiekiem niezwykle promiennym. Zachowała pogodę ducha i serdeczność dla innych. Nie z musu podchodzi do swoich obowiązków, ale z zaangażowania i to się u niej bardzo ceni - dodał Andrzej Gąsienica Makowski, starosta tatrzański.
Halina Kraczyńska