Iwan Demianiuk - długo odwlekana sprawiedliwość
Początkowo służył w Armii Czerwonej, ale dostał się do niewoli niemieckiej. Nie zamierzał jednak podzielić losu milionów radzieckich jeńców, których Niemcy zagładzali w grodzonych drutem kolczastym tymczasowych obozach. Poza tym, był Ukraińcem, nie Rosjaninem, co stwarzało jakąś szansę na przetrwanie.
III Rzesza, po przeszkoleniu Demianiuka przez SS, wysłała go najpierw do służby w obozie zagłady w Sobiborze, a potem do obozu koncentracyjnego we Flossenburgu. Co ciekawe, nigdy w hierarchii funkcjonariuszy obozowych nie wybił się ponad poziom zwykłego strażnika. Trudno powiedzieć dlaczego. Może zadecydowała o tym jego ujawniająca się niekiedy skłonność do niesubordynacji? Istnieje też prawdopodobieństwo - spekulują niektórzy badacze - że był zbyt mało lotny na to, by stać się kimś więcej.
Iwan Demianiuk, zdjęcie z karty strażnika z 1943 r. fot. PAP
Po wojnie zbiegł do USA i próbował ułożyć sobie nowe życie. Zaczął posługiwać się imieniem ''John''. Starał się całkowicie odciąć od swojej wojennej przeszłości, która stała się jego mrocznym sekretem. Czarne chmury zaczęły się gromadzić nad głową Demianiuka w 1975 r. Prawda wyszła na jaw dzięki sympatyzującemu z ZSRR amerykańskiemu dziennikarzowi, który w 1975 r. przywiózł z Moskwy listę ukraińskich zbrodniarzy zamieszkałych w Stanach Zjednoczonych.Z tego powodu w 1983 r. Demianiuk stracił obywatelstwo amerykańskie, a w 1986 r. rząd USA dokonał jego ekstradycji do Izraela.
Ale - póki co - miał szczęście. Rozpadł się Związek Radziecki, co przeciągnęło sprawę Ukraińca w czasie. Po siedmiu latach Demianiuk został wypuszczony z izraelskiego aresztu i mógł wrócić do USA, gdzie przywrócono mu w 1998 r. obywatelstwo. Wydawało się, że może być już spokojny.
Nic z tych rzeczy. Niemiecki Główny Urząd Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych dotarł do dokumentów, z których wprost wynikało, że Demianiuk osobiście przeprowadzał Żydów do komór gazowych w Sobiborze. W 2008 r. ta instytucja wystąpiła z prośbą o ekstradycję zbrodniarza do Niemiec. Demianiuk złożył apelację do Sądu Najwyższego w tej sprawie. Bezskutecznie. 12 maja 2009 r. samolot przewiózł Demianiuka do Monachium.
Już 13 lipca Ukrainiec został oskarżony o współudział w 27 900 morderstwach. Ostatecznie, blisko 3 lata później, 12 maja 2011 r. Demianiuka uznano za winnego współudziału w Holokauście w obozie w Sobiborze. I skazano go na 5 lat pozbawienia wolności. W chwili ogłoszenia wyroku miał 90 lat. Zmarł kilka miesięcy później, 17 marca 2012 r. w domu opieki w Bawarii.
Sprawa Demianiuka była przełomowa. Dotąd bowiem strażnicy obozów koncentracyjnych byli bezkarni. Wynikało to z tego, że zachodnioniemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 r., że warunkiem skazania za pomoc w mordach musi być udowodnienie indywidualnej winy podsądnego. A to - przez brak świadków zbrodni - było w większości przypadków niemożliwe. W tym kontekście skazanie Demianiuka pozwoliło na podjęcie kroków prawnych względem wszystkich tych, którzy w jakikolwiek sposób byli zaangażowani w przemysł Zagłady. Niezależnie od tego, czy prowadzili ofiary do komór gazowych, czy gotowali obiady SS-manom.