Najpotężniejsza broń w historii. Okręty podwodne z balistycznymi systemami jądrowymi
W czasach rozwoju Projektu Manhattan, zanim jeszcze zimna wojna rozpoczęła się na dobre, naukowcy zapoczątkowali debatę na temat wykorzystania energii atomowej do napędzania łodzi podwodnych. Pomysł, aby uzbroić je dodatkowo w głowice jądrowe, wcielony został w życie jednak dopiero w 1959 r., kiedy do arsenału US Navy weszła jego duma - USS George Washington. Od tego czasu wojna nigdy nie była już taka sama. Atomowa łódź podwodna zdolna w zanurzeniu wystrzelić kilka pocisków w cele na całym świecie - pod względem siły rażenia i mobilności - to po dziś dzień najgroźniejsza broń jaka powstała - pisze Marcin Makowski w artykule dla WP.
28.08.2015 18:05
W czasach rozwoju Projektu Manhattan, zanim jeszcze zimna wojna rozpoczęła się na dobre, naukowcy zapoczątkowali debatę na temat wykorzystania energii atomowej do napędzania łodzi podwodnych. Pomysł, aby uzbroić je dodatkowo w głowice jądrowe, wcielony został w życie w 1959 r., kiedy do arsenału US Navy weszła jego duma - USS George Washington. Od tego czasu wojna nigdy nie była już taka sama. Atomowa łódź podwodna zdolna w zanurzeniu wystrzelić kilka pocisków w cele na całym świecie - pod względem siły rażenia i mobilności - to po dziś dzień najgroźniejsza broń jaka powstała - pisze Marcin Makowski w artykule dla WP.
Podczas zimnej wojny, zarówno US Navy, jak i marynarka radziecka zaprojektowały dwa typy łodzi podwodnych, które na całe dekady zdominowały sposób myślenia o strategii potencjalnego konfliktu. Pierwszym z nich były jednostki o napędzie atomowym, przenoszące rakiety balistyczne gotowe w każdej chwili do wycelowania ich na terytorium wroga. Określano je kryptonimem SSBN (ros. RPKSN), a potocznie nazywano "boomerami". Drugim - łodzie myśliwskie SSN zdolne do wykonywania natychmiastowych operacji ofensywnych, mających za zadanie zatopienie jednostek pływających przeciwnika. Co zrozumiałe, "boomery" były znacznie większe, wolniejsze i dłuższe (ok. 130-170 m), podczas gdy zwinne jednostki SSN (109 m) zaprojektowano w celu osiągnięcia wysokich prędkości przy jednoczesnym zachowaniu cech stealth. Analogiczne zadania w marynarce ZSRR pełniło aż pięć klas okrętów, od powojennych Zulu, po wykorzystywane do końca zimnej wojny Tajfuny.
Atomowe łodzie podwodne służyły trzem głównym celom podczas zimnej wojny. Po obu stronach barykady wykonywały rutynowe patrole obronne, polowały na inne analogiczne jednostki oraz wykonywały operacje specjalne, np. transportowały stacje pogodowe, bądź przerzucały w trudno dostępne rejony oddziały komandosów przygotowanych do akcji dywersyjnych. Bezsprzecznie jednak najważniejszym zadaniem okrętów z głowicami atomowymi były strategiczne patrole bojowe. Od zakończenia II wojny światowej, nieustannie od kilkunastu do kilkudziesięciu jednostek czekało w gotowości o każdej porze dnia i nocy. Ich nieustannie zmieniająca się lokalizacja, głębokość zanurzenia i ilość głowic na pokładzie sprawiały, że zarówno ZSRR jak i USA trzymały się w atomowych szachu. Paradoksalnie, świadomość nieuchronności odwetu, (tzw. Mutual Assured Destruction) sprawiła, że zimna wojna, pomimo okresowego podnoszenia się temperatury, nigdy nie przerodziła się w gorącą. W okresie od sierpnia 1945 do grudnia 1991 roku, Związek Radziecki oraz
USA skonstruowały 936 okrętów podwodnych, z których 401 posiadało napęd atomowy. Był to najważniejszy element tzw. triady nuklearnej, w skład której obok okrętów wchodziły również bombowce strategiczne i rakiety interkontynentalne.
Od V2 po R-11 - pierwsze systemy rakiet balistycznych
Pierwsze morskie systemy balistyczne biorą swoją genezę jeszcze z czasów II wojny światowej. Pod koniec lat 40. Kriegsmarine zamierzało wprowadzić system platform z rakietami V-2. Holowane za U-Botami miały być wystrzeliwane na pełnym morzu. Schwytani przez armie USA i ZSRR niemieccy naukowcy, pracując w tajnych ośrodkach dla obu mocarstw, przyczynili się do kontynuowania swoich projektów. W początkowej fazie prac nad systemami zdolnymi skutecznie operować pociskami balistycznymi na pełnym morzu, to Związek Radziecki zdecydowanie wyprzedził US Navy. Stało się tak za sprawą jednostek konstruowanych w ramach Projektu 611 (w terminologii NATO - klasa Zulu), które były pierwszymi okrętami wdrożonymi do służby przez ZSRR po II wojnie światowej. Ich projekt i ergonomię oparto na planach schwytanych i rozebranych na części U-Botów typu XXI. Aby jednak mogły one pełnić rolę okrętów balistycznych, należało zmienić ich przeznaczenie z okrętów ofensywnych oraz dobudować silos rakietowy umieszczony na ogonie jednostki
za kioskiem.
Radziecki okręt podwodny skonstruowany w ramach Projektu 611 fot. Wikimedia Commons/Anrie
Tak przezbrojony okręt B-67 typu Zulu wyposażony w rakietę R-11FM, dokonał pierwszego na świecie udanego odpalenia na pełnym wynurzeniu konwencjonalnego pocisku na paliwo ciekłe. 16 września 1955 wystrzelony z Morza Białego R-11FM eksplodował na poligonie testowym na Nowej Ziemi - niezamieszkałej wyspie na Oceanie Arktycznym.
Zachęcony sukcesem Związek Radziecki rozkazał swojej marynarce skonstruować dodatkowych pięć okrętów klasy Zulu z większym silosem rakietowym zdolnym pomieścić dwie rakiety z trotylowymi głowicami. W taki sposób w latach 1956-57 do służby weszły pierwsze wykorzystywane operacyjnie podwodne okręty balistyczne (SSB).
Błysk nad Nową Ziemią
Pomimo udowodnienia swojej operacyjnej przydatności, Zulu stanowiły jedynie etap przejściowy na drodze do zaprojektowania od podstawy okrętów przeznaczonych wyłącznie do przenoszenia rakiet balistycznych. Właśnie z takimi intencjami w 1955 roku powołano Projekt 629 (klasa Golf), który w latach 1958-1962 uzupełnił flotę ZSRR o 23 podzielonych na pięć nieznacznie różniących się podklas okrętów SSB. Okręty typu Golf cechowały się bardzo dobrymi jak na ówczesne czasy osiągami. Były stosunkowo zwrotne ze względu na 98,5 metra długości i wyporność podwodną ponad 3500 ton. Trzy silniki diesla i trzy elektryczne pozwalały osiągnąć łączną moc 11200 KM, która przekładała się na prędkość 12 węzłów pod wodą przy maksymalnej głębokości 300 metrów. Pod względem uzbrojenia, poza maksymalnie sześcioma wyrzutniami konwencjonalnych torped, za kioskiem w pozycji wertykalnej umiejscowiono trzy wyrzutnie rakiet balistycznych, najpierw R-11F, później R-13 a następnie w 1963 roku - R-21, które jako pierwsze w radzieckiej flocie
mogły być odpalane z zanurzenia.
Pomimo niewątpliwego sukcesu, jakim było skonstruowanie pierwszych produkowanych seryjnie okrętów podwodnych przenoszących pociski balistyczne, ich obsługa i czasochłonność odpalania rakiet R-11FM i R-13 nadal nie była zadowalające. Choć część procedur mogła się odbyć jeszcze pod wodą, pocisk musiał zostać wystrzelony z wynurzenia, a cała operacja od wydania rozkazu do ataku trwała nawet półtorej godziny. Niemniej jednak to właśnie klasa Golf i rakiety R-13 wpisały się do kart historii jako pierwszy system, który wystrzelił z powodzeniem termojądrową głowicę SLBM na powierzchni wody. 20 października 1961 potężna bomba o mocy 1 Mt (dla porównania znurzucony na Hiroszimę "Little Boy" miał moc 15 kt), uderzyła w wyznaczone miejsce na poligonie "Tęczna" na Nowej Ziemi - dokładnie tam, gdzie sześć lat wcześniej przeprowadzono próby R-11FM. Świat wszedł w epokę atomowej broni balistycznej. Od tego momentu dla USA nie było odwrotu - prace nad analogicznym systemem otrzymały najwyższy priorytet.
Innym ważnym wydarzeniem w historii okrętów Golf było zatonięcie 8 marca 1968 roku jednostki o numerze K-129. W wyniku niezidentyfikowanej usterki, spoczął on na głębokości 5000 m wraz z całą załogą i transportowanymi głowicami. Przez następne lata armie USA i ZSRR starały się wydobyć wrak, co ostatecznie udało się amerykanom w 1974, niestety podczas wynurzenia K-129 przełamał się na dwie części w związku z czym na powierzchnie wyciągnięto tylko przednią część kadłuba. Najprawdopodobniej wraz z dwoma bezcennymi rakietami.
USS Nautilus i K-3 - początek epoki napędów atomowych
Pomimo radzieckiej przewagi balistycznej (tzw. Missle Gap), projekt i wdrożenie do służby pierwszego okrętu podwodnego zasilanego reaktorem jądrowym należy przypisać Stanom Zjednoczonym. Nie przez przypadek nosił on nazwę Nautilus, na cześć słynnego okrętu kapitana Nemo i na ówczesne czasy faktycznie był on maszyną wyprzedzającą epokę. Jego pierwsza podróż odbyła się 21 stycznia 1954 roku. W odróżnieniu do wykorzystywanych na świecie jednostek o silniku dieslowo-elektrycznym, cechował się on niemal nieograniczonym zasięgiem. Dodatkowo Nautilus potrafił pozostać dłużej pod powierzchnią, ponieważ nie musiał się wynurzać w celu naładowania baterii elektrycznych. Była to prawdziwa rewolucja pod względem taktycznym. Dotychczas produkowane okręty przemieszczały się głównie na pełnym wynurzeniu, nurkując tylko w przypadku podjęcia walki albo w celu uniknięcia konfrontacji.
Nieporównywalne z wcześniejszym systemem napędowym osiągi okrętów atomowych sprowokowały globalną zmianę strategii działania marynarki wojennej. O ile do lat 50. okręty podwodne pełniły głównie rolę obrony przybrzeżnej oraz polowały na transporty zaopatrzenia i swoje odpowiedniki w armii wroga, wraz z ujarzmieniem energii atomu, stały się bronią prawdziwie globalną. Już kilka lat po wodowaniu udowodnił to Nautilus, jako pierwszy przepływając pod lodami Arktyki 3 sierpnia 1958 roku. Po tym wyczynie jedynie kwestią czasu było opracowanie termojądrowych systemów balistycznych, które połączą zasięg i mobilność z siłą ognia. Kilka lat po sukcesie Nautilusa, zaniepokojony Związek Radziecki musiał nadgonić stracony na tym polu dystans.
ZSRR nie mógł się pochwalić okrętem o napędzie atomowym aż do 1958 roku, a przepłynięciem Arktyki do 1962, kiedy dokonała tego jednostka o kryptonimie K-3. Wyprodukowanie tego typu jednostek zajęło radzieckim uczonym ponad pięć lat - od czasu powstania pierwszego projektu, do wodowania. Niestety, nie obyło się to bez wypadków, a wczesne konstrukcje takie jak K-19 (wg. nazewnictwa NATO pierwszy okręt klasy Hotel), sami członkowie załogi nazwali Hiroszimą. Stało się tak m.in. po licznych wypadkach, w tym śmierci 22. marynarzy w wyniku choroby popromiennej po awarii reaktora na pełnym morzu. W opinii szefa zespołu konstruktorów - Siergieja Kowaljewa: "to była prawdziwa katastrofa - przeciekające generatory pary, przeciekające kondensatory i praktycznie, wojskowa użyteczność tych jednostek była wątpliwa". Nie zmieniało to jednak faktu, że zimna wojna weszła w nową fazę. Od tej pory obie armie dysponowały okrętami o napędzie atomowym, które były w stanie przenosić rakiety balistyczne z głowicami jądrowymi.
Pokonanie kolejnej bariery - wystrzału ładunku spod wody, było jedynie kwestią czasu.
"41 for Freedom"
Pierwszym okrętem na świecie, który spełniał kryteria klasy SSBN (w terminologii NATO skrót od SS - "submarine", B - "ballistic missile", N - "nuclear powered"), był włączony do służby 30 grudnia 1959 roku USS George Washington. Uzbrojony w 16 rakiet Polaris A-1 z głowicami W47 Y1 - 600 kt każda, stanowił ucieleśnienie podwodnej Apokalipsy. Mierzył on 116 metrów długości a reaktor nuklearny zapewniał moc 15000 KM, która przekładała się na prędkość 25 węzłów pod wodą. Pełny skład załogi liczył 140 marynarzy. USS George Washington był pierwszym z pięciu okrętów swojej klasy, ale nie był projektem przemyślanym od podstaw jako jednostka przeznaczona do obsługi rakiet balistycznych. George Washington od samego początku powstawał w pośpiechu jako reakcja na rozwój radzieckich systemów rakietowych. Amerykańscy inżynierzy wykorzystali do tego kadłub okręgu klasy Skipjack USS Scorpion, który docelowo miał być jednostką myśliwską do zwalczania innych okrętów podwodnych. Dobudowując do niego 40-metrowe luki na pociski
Polaris, uzyskano jednak zadowalające rezultaty, które dodatkowo poprawiono w kolejnych konstrukcjach tej klasy (np. zanurzenie zwiększono ze 180 do 220 metrów). USS George Washington wyznaczył kolejny krok milowy w rozwoju arsenału atomowego zimnej wojny 20 lipca 1960 roku, kiedy jako pierwszy okręt podwodny o napędzie nuklearnym, wystrzelił z powodzeniem dwie rakiety klasy Polaris z zanurzenia i podczas ruchu. Po udanej próbie, dowódca USS Gearge Washington wysłał do prezydenta Dwighta Eisenhowera słynny już telegram: "From out of the deep to target. Perfect" ("Z głębin do celu. Perfekcyjnie"). Następnie okręt udał się w rejs do Charlston w Karolinie Południowej, gdzie 28 października jednostkę uzbrojono w docelowe 16 rakiet balistycznych Polaris z głowicami nuklearnymi.
Wystrzelenie pocisku Trident II z okrętu klasy Ohio - USS West Virginia fot. US Navy/Wikimedia Commons
Pierwszym radzieckim okrętem klasy SSBN uzbrojonym w 16 rakiet z głowicami jądrowymi został Projekt 667A (klasa Yankee). Jednostki tego typu weszły jednak do służby dopiero siedem lat po historycznym rejsie swojego amerykańskiego protoplasty. Do tego czasu US Navy rozwinęło zakrojony na szeroką skalę system odstraszania atomowego nazwany "41 for Freedom" złożony z 41 okrętów, które były w stanie zaatakować terytorium ZSRR do 15 minut od momentu wydania rozkazu. Kolejne okręty z grupy "41 for Freedom", należące do typów Ethan Allen, Lafayette oraz Benjamin Franklin, projektowane już były od podstaw jako jednostki do przenoszenia morskich systemów balistycznych.
Posejdon i Trident - głowice jądrowe zdolne zniszczyć państwo
Pomimo tego, że US Navy nie wprowadziło żadnej nowej klasy okrętu SSBN od 1967 do 1981 roku, przez ten czas opracowano dwa nowe systemy rakiet balistycznych z głowicami jądrowymi. Był to przemyślany ruch, ponieważ z 41. jednostek programu "41 for Freedom" aż 31 było przystosowanych do zainstalowania nowego systemu uzbrojenia ze względu na odpowiednio duże luki rakietowe, projektowane właśnie pod kątem możliwości rozwoju. Tak też na początku lat 70. do użytku wprowadzono system rakietowy Posejdon (C-3), który w liczbie 496 pocisków zainstalowano na wszystkich nadających się do tego okrętach.
Posejdon był pierwszym na świecie dwustopniowym pociskiem balistycznym na paliwo stałe z modułem wielogłowicowym MIRV. Oznaczało to, że pojedyncza rakieta była w stanie przenosić do 14 indywidualnych ładunków jądrowych o mocy 40-50 kt każda. Ze względu na przystąpienie USA i ZSRR do projektu redukcji arsenału jądrowego START I, ilość głowic zredukowano do 10, ale zwiększono ich moc do 100 kt. Stanom Zjednoczonym zależało jednak nie tylko na zwiększeniu i tak ogromnej siły ognia, ale przede wszystkim zasięgu pocisków balistycznych. Posejdon z wynikiem testowym rzędu 4600 km sprawił, że większość arsenału jądrowego USA zamiast w odległych bazach, mogło stacjonować na kontynencie amerykańskim.
W roku 1979 w części okrętów "41 for Freedom" oraz nowych, klasy Ohio, wprowadzono następczynię Posejdona, trzystopniową rakietę Trident I (C-4) uzbrojoną w 8 głowic o ekwiwalencie trotylowym 100 kt. Dzięki jeszcze większemu zasięgowi (7300 km), okręty uzbrojone w system balistyczny Trident można było relokować z europejskiej bazy w Rota w Hiszpanii, na bezpieczne wybrzeże USA - do wybudowanej za 1,3 mld dolarów bazy Kings Bay w stanie Georgia.
Ohio i Tajfun - najpotężniejsza broń na świecie
Po okresie błyskawicznego rozwoju systemów rakiet balistycznych, w 1981 roku zarówno w USA jak i ZSRR rozpoczęto prace nad nową klasą okrętów podwodnych, zaprojektowanych docelowo do przenoszenia pocisków wielogłowicowych. Dumą amerykańskiej marynarki w klasie SSBN były w tym czasie okręty nowej klasy Ohio, z największą do tej pory zdolnością bojową i lukami mogącymi pomieścić 24 rakiety Trident I, a następnie Trident II (D-5), skonstruowane w ostatnim roku zimnej wojny. Lata 80. były jednak czasem, w którym pomimo produkowania coraz większych okrętów, poprzez międzynarodowe układy rozbrojeniowe, paradoksalnie zmniejszano w nich ilość faktycznie transportowanych głowic. Tak też pierwszy okręt USS Ohio na mocy traktatu SALT został pozbawiony arsenału, a pozostałych osiem jednostek tej klasy przezbrojono na okręty myśliwskie (SSN). W związku z tym nie było dłużej sensu utrzymywać bazy Guam na Pacyfiku, a pozostałe Ohio, które używały systemu Trident, przeniesiono do bazy Bangor w stanie Waszyngton.
TK-202 - drugi radziecki okręt podwodny skonstruowany w ramach Projektu 941 fot. Wikimedia Commons
Co ciekawe, ze wszystkich okrętów podwodnych zimnej wojny pływających pod banderą ZSRR, to właśnie ostatnia klasa, czyli Projekt 941 (terminologia NATO - Tajfun), trafiły do kinematografii i wyobraźni zbiorowej jako ikony atomowej potęgi. Nie bez powodu, Tajfuny były bowiem największymi okrętami SSBN swoich czasów, miały wyporność 48 tys. ton, mierzyły 170 m, a ich maksymalna załoga liczyła 175 marynarzy. Uzbrojone w 20 głowic MIRV nowego typu R-39 Rif, do dziś służą w marynarce Rosji. To właśnie ten podwodny gigant trafił na karty słynnej powieści Toma Clancy'ego "Polowanie na Czerwony Październik". Gdyby kiedykolwiek doszło do wojny jądrowej, tylko jeden Tajfun byłby w stanie wystrzelić ładunki o łącznej sile 20 do 40 Mt. To moc uderzenia prawie 1330 razy większa niż głowice użyte w Hiroszimie i Nagasaki razem wzięte. Nie bez powodu atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi po dziś dzień uważa się za najgroźniejszą broń, jaką kiedykolwiek skonstruowano. Obyśmy nigdy nie musieli się przekonać o ich
skuteczności.
Marcin Makowski dla Wirtualnej Polski